[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spotkali siÄ™ w bibliotece przed kolacjÄ… i dokonali wyboru.
Gina poczuła,, że ciepła ręka dotyka jej talii.
- Myślisz, że wytrzymamy we czwórkę godzinę albo
więcej?
- Co masz na myśli?
- Na pewno zauważyÅ‚aÅ›, że twój narzeczony jest bar­
dzo zainteresowany piękną lady Rawlings?
Gina poszła za wzrokiem męża i zobaczyła, że Sebastian
coś tłumaczy Esme, a ona z nieobecną miną gryzie jabłko.
- Zdaje siÄ™, że cierpisz na tÄ™ samÄ… przypadÅ‚ość - powie­
działa.
Cam się roześmiał.
- Jak jej nie kochać? Jest piÄ™kna, ma zaokrÄ…glone ksztaÅ‚­
ty i wydaje się bardzo miła.
Księżna zacisnęła usta.
- Wcale nie jest taka miła!
- ZaÅ‚ożę siÄ™ o funta, że Bonnington robi jej wykÅ‚ad o przy­
jazni.
Gina znowu na nich spojrzała. Na twarz przyjaciółki
powoli wypełzał rumieniec.
- Byłaby wspaniałą Dianą - stwierdził Cam.
- Dziewiczą boginią? - zdziwiła się żona.
- Lady Rawlings jest wszystkim życzliwa, ale otacza ją
aura niedostÄ™pnoÅ›ci. Może zapytam, czy bÄ™dzie mi pozo­
wać.
80
Gina zerknęła na męża. Diuk patrzyÅ‚ na Esme krytycz­
nym okiem jubilera oceniajÄ…cego diament.
- Myślałam, że już pracowałeś nad Dianą. Nie znudzi
ci siÄ™ rzezbienie tej samej bogini?
- Nie. Każda kobieta jest inna. Nadawanie im imion
bogiÅ„ to tylko nazywanie tego, co dostrzega siÄ™ w ich twa­
rzach. Lady Rawlings jest zmysłowa i prowokacyjna, ale
jednocześnie zachowuje wyrazną rezerwę. Podejrzewam,
że wbrew pozorom nie dzieli łoża z Burdettem.
Gina spojrzała na męża innym wzrokiem.
Kiedy pózniej wracaÅ‚y z Esme do domu, korciÅ‚o jÄ…, że­
by sprawdzić, czy Cam odprowadza je wzrokiem. Już
miała się obejrzeć, ale przyjaciółka złapała ją za łokieć.
- Nie patrz! - syknęła. - Jestem pewna, że nas obserwuje,
ale przecież nie chcesz, żeby przyłapał nas na tym samym?
- Sebastian?
- Ależ nie, ty głuptasie! Mówię o twoim wspaniałym
mężu!
- Cieszę się, że tak go oceniasz - rzuciła Gina cierpko.
Oczy przyjaciółki nagle się rozszerzyły.
- Chyba nie pomyślałaś, że ja...
- Oczywiście, że nie!
- A wÅ‚aÅ›nie, że tak! - Lady Rawlings miaÅ‚a urocze do­
Å‚eczki w policzkach. Nic dziwnego, że wszyscy za niÄ… sza­
leli, Å‚Ä…cznie z diukiem. - Nie bÄ…dz gÅ‚upia. Wiesz, że nie lu­
bię inteligentnych mężczyzn. - Esme wzięła ją pod rękę. -
Mogę ci coś doradzić?
Gina skinęła głową.
- Myślę, że powinnaś go zatrzymać.
9
Różowy marmur
Cam patrzył w zamyśleniu na kamienny blok, który
trzech lokajów ostrożnie poÅ‚ożyÅ‚o na dywanie. Szybko do­
szedł do przekonania, że lady Rawlings o krągłych kształtach
i lÅ›niÄ…cych wÅ‚osach jest podobna do Marissy, czyli bliska do­
skonałości, i że lepszej modelki nie znajdzie w Anglii. Było
nawet możliwe, że Esme spodoba siÄ™ Å›miaÅ‚a propozycja po­
zowania domorosłemu rzezbiarzowi.
Lecz, o dziwo, pomysł stworzenia półnagiego bóstwa
z różowego marmuru nie budził w nim entuzjazmu, nie
mówiąc o radzie Stephena, żeby dla odmiany wyrzezbił coś
innego niż damski biust. Cam wciąż wracaÅ‚ do egzempla­
rza  Wiele hałasu o nic", który lady Troubridge przysłała
mu do pokoju. Gdy po opuszczeniu kraju doskwierała mu
samotność, czytał sztuki Szekspira. Tęsknił za angielskim
domem, kominkiem, piwem i językiem.
Nie przypuszczał jednak, że kiedyś zagra Benedykta
z Giną jako Beatryks. Cóż, nigdy nie myślał o tym, że ma
żonę, choć przez cały czas nosił obrączkę. Teraz jednak
wciąż stała mu przed oczami rudowłosa, smukła księżna,
bystra, ciekawska i nieznośna.
Znowu spojrzaÅ‚ na marmur. Gina nie nadawaÅ‚a siÄ™ na Dia­
nę. Miała za dużo żaru w oczach. Mizantropijna bogini nie
patrzyłaby na mężczyznę ze szczerym podziwem. Nigdy nie
82
powitałaby go z radością, jakby naprawdę za nim tęskniła.
I z pewnością nie pisałaby do zbiegłego męża setek listów.
Wcześniej nie przyszło mu do głowy, że kiedy już nie
będą małżeństwem, Gina przestanie z nim korespondować.
Jej listy podążały za nim od kraju do kraju. Do diaska, to
on je tropił. Kiedyś wysłał Philliposa w trzydniową podróż
do gospody po pocztę, która doszła po ich wyjezdzie. Od
tamtej pory zawsze uprzedzał żonę o zmianie adresu.
Te rozmyślania przyprawiły go o niepokój. Gina była
jego więzią z Anglią, niczym więcej. A właściwie nie ona,
tylko jej listy.
Oczywiście.
Rzucił cienki tomik przez pokój. Książka wylądowała
obok nieprzyzwoicie różowego marmuru. Niech to dia­
bli! Stephen oddaÅ‚ mu niedzwiedziÄ… przysÅ‚ugÄ™. Teraz, kie­
dy Cam patrzyÅ‚ na kamieÅ„, zamiast piÄ™knej kobiety wi­
dział tłuste uda i wulgarne biodra. Skrzywił usta. Kuzyn
zrobił z niego autora nieprzyzwoitych posągów.
Zona na pewno nie chciałaby zostać uwieczniona jako
kolejna bogini z rzymskiego panteonu. Z drugiej strony,
sama myÅ›l o Ginie w przezroczystej tunice wystarczyÅ‚a­
by, żeby rozpalić mężczyznę.
Oczywiście nie przedstawiłby jej pod postacią Diany.
Ani przesłodzonej Wenus. Zresztą nie był pewien, czy
w ogóle potrafiłby ją wyrzezbić. Jak oddać w marmurze
jej jedwabiste włosy? Albo sposób poruszania się. Nie
mógł wyobrazić sobie księżnej trwającej w bezruchu na
tyle dÅ‚ugo, żeby uchwycić jÄ… na papierze, nie mówiÄ…c o ka­
mieniu. Mimo to świerzbiły go palce, żeby spróbować.
Nie, rzezbienie Giny nie miało sensu, bo przecież po
tej wizycie nie zamierzaÅ‚ wrócić do Anglii przez najbliż­
sze lata. Nie chciaÅ‚ patrzeć, jak jego byÅ‚a żona rodzi na­
dętemu markizowi jedno dziecko po drugim.
Nie, lepiej zostanie w swojej wiosce. Przynajmniej będzie
83
panem własnego losu. %7ładnych żon, które doprowadzałyby
go do wrzenia niewinnymi, lecz uwodzicielskimi słowami...
To tylko pożądanie, pomyślał. Jego namiętność do Ma-
rissy wypaliła się przed kilku laty. I choć lubił od czasu
do czasu damskie towarzystwo, od miesiÄ™cy nie miaÅ‚ żad­
nej kobiety. WÅ‚aÅ›nie dlatego zerkaÅ‚ na smukÅ‚e biodra żo­
ny, kremową skórę po wewnętrznej stronie przedramion.
I dlatego uparł się, żeby zagrać Benedykta, bo ten całował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •