[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Od kiedy to wiesz? Zbył ją machnięciem ręki.
- Od niedawna.
- I kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć? W dzień ogłoszenia wyroku na Jasona?
Zerwał się na równe nogi.
- Kate, to nie tak...
- Myślałam, że się zmieniłeś - oznajmiła, odwracając się od niego. - Naprawdę.
Powiedziałbyś mi kiedyś, co wiesz na ten temat, gdybym sama do tego nie doszła?
Ruszył za nią.
- Jesteś adwokatem Jasona. Potrzebowałem trochę czasu, żeby się zastanowić,
co będzie najlepsze dla wszystkich - wyjaśnił, biorąc ją pod ramię.
Przystanęła i odtrąciła jego rękę.
- 216 -
S
R
- Trochę czasu? To znaczy ile? Ty musiałeś zdecydować? Sądziłam, że
wynająłeś mnie po to, żebym to ja podejmowała decyzje, ty natomiast miałeś
dostarczać mi wszelkich niezbędnych informacji. Mówiłam ci kiedyś, że moi klienci
czasem kłamią, ale ty jesteś więcej aniżeli tylko klientem. Moim obowiązkiem jest
zgłosić całą tę sprawę szeryfowi, a on aresztuje Duba za morderstwo.
- Nie!
David i Kate odwrócili się jak na komendę. Jason biegł w ich stronę, rozlewając
herbatę z trzymanej w ręku filiżanki.
- Nie wolno ci tego zrobić!
- Posłuchaj, Jasonie... - zaczęła Kate.
- Mój dziadek nie zabił Waneath - jęknął Jason.
- Powiedział tacie, że to był wypadek, ale o tym zadecyduje szeryf i sąd.
- On jest chory, miał te ataki, nie wiedział, co robi!
- Szeryf otrzyma wyniki autopsji i na pewno będzie chciał porozmawiać z
twoim dziadkiem. - Zwiadomie unikała wzroku Jasona. - Ja wracam do Atlanty.
Wykonałam swoje zadanie. I mam na całe życie dosyć Missisipi.
David ruszył za nią.
- Zaczekaj, proszę. Musisz mnie wysłuchać. Uniosła ręce.
- Znowu to zrobiłeś, prawda? - spytała, wciskając gniewnie guzik windy. - A
już myślałam, że będziemy mogli być razem. W Nowym Jorku wolałeś się ze mną nie
dzielić swoimi problemami. Teraz robisz to samo. Nie mogę żyć u boku mężczyzny,
który ustawicznie mnie wyklucza ze swojego życia. - Drzwi od windy otworzyły się. -
Polecę Dubowi prawnika. Arnold wyprowadzi sprawę na czyste wody. %7łyczę ci
naprawdę wspaniałych świąt!
Kate zniknęła za drzwiami windy. Jason, David i Arnold patrzyli za nią przez
chwilę w całkowitym milczeniu.
- Tato - Jason położył Davidowi rękę na ramieniu - oni nie mogą aresztować
dziadka. Wszystko mi jedno, co zrobił. To stary człowiek. Musisz ją powstrzymać.
- Nie mogę - westchnął David. - Poza tym Kate ma rację. Postępuję dokładnie
w ten sposób. Nie dopuszczam jej do swego życia, podejmuję decyzje za wszystkich
po kolei. - Oparł się o ścianę. - Toczę sam własne bitwy. Polegam wyłącznie na sobie.
- 217 -
S
R
- Tak powinni się zachowywać mężczyzni - powiedział Jason.
- Ja cię tego nauczyłem?
- Tak... To znaczy nie wolno nam pokazywać innym, co czujemy. Powinniśmy
zachowywać wszystko dla siebie i robić swoje. Jeśli ktoś cię przejrzy, mogą z tego
wyniknąć wyłącznie kłopoty.
David przymknął oczy.
- Więc zrobiłem z ciebie tchórza.
- Tchórza? Nie. Tato, ja cię bardzo szanuję. Nie znam równie odważnego
mężczyzny.
- Jestem tchórzem. Tak się boję, że nie chcę, żeby nawet moi najbliżsi zdawali
sobie sprawę z moich lęków. Nie chcę, żeby wiedzieli, że ja też czasem potrzebuję
pomocy, miłości, rady. Przez całe życie ukrywałem moje prawdziwe ja przed
najbliższymi w obawie, że mnie opuszczą. Tak samo postępował mój ojciec, a ty też
jesteś na najlepszej drodze do tego samego. Ale ja przez własną głupotę straciłem
kobietę, którą kochałem, a do tego już nigdy więcej nie dopuszczę!
- Tato... - Jason popatrzył na Davida tak, jakby zobaczył go po raz pierwszy w
życiu. - Tato, ty mnie przerażasz.
- Zwietnie. Między innymi na tym polega dorastanie. Widziałem, jak moja
matka niszczy ojca, ilekroć on opuszcza gardę, i przysiągłem sobie, że ja nigdy na to
nie pozwolę. Ja też się boję i bardzo mi brak Kate. Tym razem nie pozwolę jej odejść.
I nawet jeśli będę musiał w tym celu opuścić Long Pond, Duba i na chwilę ciebie, to i
tak zamierzam w ten sposób postąpić. Cały ciężar spoczywa teraz na twoich barkach,
synu. Wiem, że jesteś wystarczająco silny, żeby dać sobie radę beze mnie. - Odwrócił
się do Arnolda. - Możesz tu zostać z Jasonem? Muszę znalezć Kate.
- Idz. Wy jesteście naprawdę dla siebie stworzeni. Drugiej pary takich wariatów
ze świecą szukać...
Wychodząc na szpitalny parking, Kate wciągnęła rękawiczki. Zamierzała
zostawić wyniki sekcji w biurze szeryfa, wynająć auto w motelu i wrócić natychmiast
do Atlanty. Arnold może przecież spakować i zabrać jej rzeczy.
- 218 -
S
R
Ona i Alec nie byli wprawdzie wielkimi kochankami, ale świetnie się rozumieli.
Alec dzielił z nią zarówno problemy, jak i triumfy. Kate nie mogła się już pogodzić z
innym zachowaniem mężczyzny, z którym łączył ją związek emocjonalny.
Otwierając samochód, zobaczyła swoje odbicie w bocznym lusterku. Włosy
miała w nieładzie, wypieki na policzkach. Nagle poczuła dziwną miękkość w
kolanach. Otworzyła szybko drzwiczki auta i opadła na siedzenie.
I kto tu mówi o starych nawykach?! Oskarżyła Davida o to, że postąpił tak
samo jak przed dwudziestoma laty, a ona sama jak się niby zachowała? Czy dała mu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]