[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rolę, choć w wyobraźni pieściła dłońmi jego potężne
ciało...
- Denny... poprosił mnie o rękę - skłamała.
Pierś mężczyzny uniosła się w głębokim westchnie-
swych zmartwieniach i jak urzeczona
128
BRYLANCIK
niu. Jakby czytając w myślach dziewczyny, chwycił ją
w ramiona, uniósł i delikatnie ułożył na szerokim,
stojącym nie opodal łóżku. Pochylił się nad leżącą.
- Zatem usidliłaś Denny'ego? - spytał zimnym
tonem. - Chcesz jeszcze raz spróbować ze mną, zanim
udzielisz mojemu bratu ostatecznej odpowiedzi? Dla­
czego nie? Skoro już wkrótce masz włożyć obrączkę...
Przerwał w pół zdania i wpił w jej usta spragnione
pocałunku wargi.
Wahała się tylko kilka sekund. Zbyt długo czekała
na tę chwilę, aby myśleć o jakimkolwiek oporze.
Pozbyła się dumy i niepokoju. Z jękiem przytuliła się
do Regana.
- Chcesz tego? - warknął nieswoim głosem.
- Tak - odpowiedziała, odrzucając resztki wsty­
du. Otoczyła ramionami jego szyję. - Jestem goto­
wa.
Powoli zaczął rozpinać jej bluzkę. Kenna leżała
spokojnie. Nie miała zamiaru go powstrzymywać.
- Nie masz wyrzutów sumienia. Kopciuszku?
- spytał mężczyzna.
- Nie — szepnęła.
Spojrzał na jej nagie ciało.
Kenna oddychała spokojnie, choć jej serce waliło
jak młotem. Uważnie śledziła zachowanie Regana.
Dostrzegła błysk w jego oczach.
- Jesteś zawiedziony? - spytała.
- Nie.
Przesunął dłonią po jedwabistej skórze.
- Nie. Nie jestem zawiedziony.
Musnął palcami twardniejącą brodawkę. Z ust
129
- Regan... - wyszeptała.
- Chcę cię całować... wszędzie - mruknął. Gniótł
dłońmi jej piersi, w jego ruchach czaiło się długo
hamowane pożądanie.
- Jesteś miękka jak aksamit...
Ciemne oczy błyszczały namiętnością.
Kenna wygięła grzbiet niczym kotka. Nie odczu­
wała wstydu, strachu ani najmniejszego niepokoju.
Chłonęła każdą pieszczotę, jaką jej ofiarował.
Regan drżał.
- Mógłbym cię schrupać - szepnął. - Kiedy cię
dotykam, ogarnia mnie szaleństwo...
Przesunęła dłońmi po jego wilgotnych włosach.
Przymknęła powieki.
- Ja również odczuwam coś podobnego... - od­
powiedziała szeptem. - Coś pięknego...
- Przysuń się bliżej.
Przywarł całym ciałem do jej ciała i zaczął rytmicz­
nie poruszać biodrami.
- Nie! - krzyknął nieoczekiwanie. Odsunął się,
usiadł na skraju łóżka i ukrył twarz w dłoniach. - Nie,
Kenno.
Dziewczyna nadal leżała w pościeli, patrząc na
niego niezupełnie przytomnym wzrokiem. Oddychała
z trudem.
- Regan?
130
BRYLANCIK
Kenny wyrwało się westchnienie. Dotyk rąk mężczyz­
ny sprawiał jej niewysłowioną rozkosz.
Westchnął ciężko.
- Nie mogę - rzucił krótko. - Czy ty nic nie
rozumiesz? Nie chcę!
BRYLANCIK
131
Zbladła jak płótno. Przytłoczona niespodziewaną
odmową, powoli zaczęła się ubierać.
Regan wstał. Drżącymi rękami zapalił papierosa,
po czym podszedł do okna i pustym wzrokiem spojrzał
na ogród.
- Chodzi ci o to, że nie jestem Jessicą? - spytała
Kenna. - Uważasz, że nikt nie może zająć jej miejs­
ca?
Odwrócił się i popatrzył na nią ponuro.
- O czym, u diabła, mówisz? - spytał szorstko.
- Nie próbuj mnie obwiniać. To ty zapukałaś do
mojego pokoju.
- To prawda - odpowiedziała. - Ale ty zaniosłeś
mnie do łóżka.
- Nie protestowałaś! - wybuchnął. - Nie napo­
tkałem na żaden opór. Nie wyobrażaj sobie, że bę­
dziesz mogła zdradzać ze mną Denny'ego - mruknął.
Spłonęła rumieńcem.
- Mam nadzieję, że umie pan pisać na maszynie,
mecenasie, ponieważ po dzisiejszej rozmowie zdecydo­
wałam się porzucić posadę pańskiej sekretarki!
- Uciekasz? - spytał.
- Tak! - odpowiedziała stanowczym tonem. - Den­
ny ma zamiar prosić ojca, aby pozwolił mu na próbę
pokierować korporacją. Będziesz miał całe biuro dla
siebie!
- Zbytek łaski. - Ponownie odwrócił się w stronę
okna.
- W przyszłym tygodniu wracam do Nowego Jo­
rku. Podjąłem taką decyzję podczas dyskusji z oj­
cem.
132
BRYLANCIK
Kenna miała ochotę rzucić się na podłogę i wybuch­
nąć płaczem, choć była przekonana, że to by niewiele
pomogło.
Z ciężkim sercem podeszła do drzwi.
- Przepraszam... - W jej głosie słychać było urażo­
ną dumę. - Nigdy więcej nie będę ci się narzucać.
- Wiem, że ponoszę część winy za to, co się stało
— odparł zmęczonym tonem. - Nie potrafiłem utrzy­
mać na wodzy swego pożądania.
- To prawda.
Poczuła łzy gromadzące się pod powiekami.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- W poniedziałek - odparł krótko. - Pod koniec
przyszłego tygodnia biorę udział w procesie o usiłowa­
nie zabójstwa. Wspomniałem ci o tym. Nie mogę
przegrać sprawy, więc mam zamiar poświęcić dużo
czasu na przygotowanie się do rozprawy.
- Czy kiedykolwiek pan przegrał, mecenasie? - za­
pytała z gryzącą ironią.
- Oczekuję zaproszenia na wesele - mruknął.
- Otrzymasz je - odpowiedziała. - Raz jeszcze
dziękuję za pomoc. Zapłacę za wszystkie suknie, jak
tylko...
- Możesz traktować je jako prezent ślubny -wtrą­
cił. -Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. Denny to
dobry chłopak.
Nie mam zamiaru poślubić Denny'ego, pomyś­
lała. Przez całe życie będę kochać tylko ciebie.
W milczeniu skinęła głową i położyła dłoń na
klamce.
- To nasza ostatnia rozmowa na ten temat - ode-
Nie odwróciła głowy.
- Zawsze będziesz moim przyjacielem - wyszep­
tała. — Do końca życia.
- Płaczesz? - zapytał nieoczekiwanie.
- Nie. Oczywiście, że nie.
Wyszła na korytarz.
- Myślę, że po zakończeniu przyjęcia powinnam
wrócić do domu. Nie musisz mnie odwozić. Poproszę
o to Denny'ego.
- Ucieczka nic nie pomoże - powiedział szorstko.
- Zostań. Wrócę do Atlanty.
Dwie krople łez potoczyły się po policzkach dziew­
czyny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •