[ Pobierz całość w formacie PDF ]

traktowani jak psy, bici i głodzeni, a przecież mieli ludzkie umysły i serca, nie gorsze
niż u wojowników czy kupców. Wychowywałem się wśród takich jak oni, w
przekonaniu, że Tajemny Bóg patrzy na wszystkich jednakowo. Nieważne, kim byłem
teraz, nieważne, czego nauczyło mnie Plemię i klan Otori  mimo niechęci do
wyrzutków nie potrafiłem zapomnieć tych lekcji najwcześniejszego dzieciństwa.
 Teraz on należy do ciebie  powiedział Jo-An.  Tak jak ja, jak my wszyscy.
Wystarczy, że nas wezwiesz  uśmiechnął się, a jego wyszczerbione zęby błysnęły w
mętnym świetle ogniska.
Zaparzył herbatę i podał mi małą czarkę z drewna. Poczułem w nozdrzach
znajomy zapach  napar zrobiono z gałązek, takich samych, jakich używaliśmy w
Mino.
 Po co miałbym was wzywać? Wojsko, oto czego mi trzeba!
 Tak, wojsko  przytaknął Jo-An.  Czeka cię wiele bitew. Tak mówi wyrocznia.
 A jak wy możecie mi pomóc? Wam nie wolno zabijać.
 Zabijać będą wojownicy  odparł.  Ale wojownicy nie robią wielu innych
niezbędnych rzeczy, do których nie chcą się zniżać, takich jak budowanie, ubój
zwierząt, grzebani zwłok. Zrozumiesz to, kiedy staniemy się ci potrzebni.
Pod wpływem herbaty mój żołądek uspokoił się nieco Jo-An wyjął dwa kolejne
placki z prosa, ale nie miałem apetytu i nakłoniłem przewoznika, żeby zjadł moją
porcję. Jo-An też nie był w stanie nic przełknąć; kiedy chował swój placek do
węzełka, zauważyłem, że drugi mężczyzna podąża za nim wzrokiem. Zanim odszedł,
dałem mu zatem kilka monet których nie chciał przyjąć  musiałem niemal siłą
wcisnąć mu je do ręki.
Jo-An wymamrotał mu nad głową błogosławieństwo podróży, po czym zwrócił się
do mnie, wskazując mi legowisko. Wciąż rozgrzany ciepłą herbatą wsunąłem się pod
skóry -cuchnęły, lecz chroniły od zimna i tłumiły dzwięki. Przeszło mi przez myśl, że
któryś z tych głodujących ludzi zapewne gotów jest zdradzić mnie za miskę zupy, ale
nie miałem wyboru: musiałem zaufać Jo-Anowi. Poddałem się ciemności, która
zagarnęła mnie i uniosła głęboko w sen.
Obudziłem się po kilku godzinach. Minęło południe. Jo-An przyniósł mi herbatę 
a właściwie gorącą wodę  i przeprosił, że nie może mi zaoferować nic do jedzenia.
 Powinniśmy już iść  oznajmił  jeśli mamy dotrzeć do węglarzy przed zmrokiem.
 Do węglarzy?  zazwyczaj budziłem się szybko, lecz tym razem byłem całkiem
otępiały.
 Są jeszcze na górze. Znają ścieżki przez las, którymi przeprowadzą cię przez
granicę. Ale muszą odejść z pierwszym śniegiem.  Zawahał się, po czym dodał:  Po
drodze powinniśmy z kimś porozmawiać.
 Z kim?
 To nie potrwa długo  rzucił mi jeden ze swych przelotnych uśmiechów.
Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie zatrzymałem się nad rzeką i ochlapałem wodą
twarz. Była lodowata: zgodnie z zapowiedzią Jo-Ana temperatura spadła, a w
powietrzu nie wyczuwało się wilgoci. Było za zimno i za sucho na śnieg.
Otrząsnąłem wodę z rąk, Jo-An zaś tymczasem porozmawiał z pozostałymi.
Zobaczyłem błysk ich spojrzeń; gdy odchodziliśmy, przerwali pracę i przyklękli z
pochylonymi głowami.
 Wiedzą, kim jestem?  zapytałem Jo-Ana po cichu. Znów poczułem obawę przed
zdradą  ci ludzie mieli wszakże tak niewiele.
 Wiedzą, że jesteś Otori Takeo  odparł.  Anioł z Yamagaty, niosący
sprawiedliwość i pokój. Tak mówi wyrocznia.
 Jaka wyrocznia?  zapytałem ponownie.
 Sam usłyszysz.
Ogarnęły mnie wątpliwości. Co ja zrobiłem, powierzając życie temu szaleńcowi?
Czułem, że każda chwila zwłoki oddala mnie od Terayamy, że nie zdążę tam dotrzeć
przed pierwszym śniegiem, że z pewnością dogoni mnie Plemię. Rozumiałem jednak,
że jedyną nadzieją pozostaje droga przez góry. Musiałem iść za Jo-Anem.
Mniejszy strumień przekroczyliśmy przy stawie rybnym. Spotkaliśmy niewielu
ludzi  dwóch rybaków i grupkę dziewcząt, które niosły jedzenie wieśniakom,
palącym słom ryżową i rozrzucającym gnój na pustych polach. Dziewczęta wolały
wejść na wysoki brzeg niż przeciąć nam drogę. Jeden z rybaków splunął w naszą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •