[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nonsens. Możesz mi wierzyć, że nie. Penny jest szczęśliwą mężatką...
- Więc ona jest zamężna?
- Owszem, od jakichś dziesięciu lat. Jej mąż, Sam Chadwick, jest
ordynatorem ortopedii w szpitalu w Adelaide i moim serdecznym
przyjacielem.
- Więc dlaczego...?
- Dlaczego Penny mnie pocałowała?
Rose kiwnęła głową, a Dave wzruszył ramionami.
- Dziękowała mi za zdobycie pewnego dzieła sztuki, w którym zakochał się
Sam podczas ostatniego pobytu w Bröken Hill. Autor tego dzieła nie chciał się
z nim rozstać, ale w końcu jakoś go przekonałem. Penny pragnie sprawić
Samowi niespodziankę, dając mu je w urodzinowym podarunku.
- Och! - jęknęła, czując się okropnie głupio. Wiedziała, że Dave ma bystry
umysł i od razu zorientował się, iż jej zazdrość jest dowodem silnych uczuć,
jakie żywi wobec niego.
- Chodź tu, wspaniała kobieto. Od tygodni marzę tylko o tym, żeby cię
pocałować. Dłużej już nie wytrzymam.
Zanim zdołała zaoponować, poczuła na ustach dotyk jego warg, który po
chwili zamienił się w namiętny pocałunek. Jakby chcieli wynagrodzić sobie
stracony czas. Teraz mogli się obejmować i czerpać przyjemność z pieszczot,
za którymi oboje tak bardzo tęsknili. Rose wsunęła palce w jego włosy, słysząc
ogłuszające dudnienie własnego serca.
- Rosie - wyszeptał, na chwilę odrywając się od jej ust, żeby wziąć oddech. -
W rzeczywistości jesteś jeszcze bardziej cudowna niż we śnie...
- Mmm - mruknęła, z rozkoszą wdychając świeży zapach jego wody po
goleniu.
Kiedy znów jego usta dotknęły jej warg, poczuła zawrót głowy. Przylgnęła
do niego całym ciałem, bo miała wrażenie, że drżące nogi zaraz odmówią jej
posłuszeństwa. Dave trzymał ją mocno w ramionach, dzięki czemu mogła
zachować równowagę.
60
- Rosie - wyszeptał jej do ucha. Uśmiechnęła się do niego.
- Co cię tak rozbawiło, Rosie? - spytał ze zdumieniem.
- Nic. Po prostu jestem szczęśliwa.
- Miło mi to słyszeć.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, porwał ją na ręce. Podszedł do kanapy i
usiadł, a potem posadził ją sobie na kolanach i znów zaczął ją całować. Rose
westchnęła z rozkoszy i zamknęła oczy. Mogłoby tak trwać wiecznie,
pomyślała.
Z miłego odrętwienia wyrwał ją jakiś hałas. W pierwszej chwili próbowała
nie zwracać na niego uwagi, ale odgłos się powtórzył. Otworzyła oczy i
gwałtownie się wyprostowała.
- Rosie? - wyszeptał Dave. - Co się stało?
- Tam, na dworze...
Dave nadsłuchiwał przez chwilę, a kiedy hałas rozległ się ponownie, kiwnął
głową.
- To chyba jakiś ptak albo raczej opos.
- Opos? Tutaj?
- Przecież jesteśmy w głębi buszu, kochanie - odrzekł ze śmiechem, patrząc
w jej zdumione oczy. - Chcesz go zobaczyć?
- No cóż... sama nie wiem. Czy on jest niebezpieczny?
- Ależ Rosie, to tylko opos. - Wziął ją za rękę i poprowadził w stronę drzwi.
Kiedy wyszli na dwór, a on wypuścił jej dłoń z uścisku, od razu poczuła się
osamotniona. Stanął w ogrodzie i spojrzał na dach domu. - O! Jest tam! -
zawołał, wskazując rynnę, po której opos zsuwał się na werandę. Popatrzył na
nich wojowniczo, jakby chcąc dać do zrozumienia, że wcale się ich nie boi. -
Ładne stworzonko, prawda?
- Tak sądzisz? - Nie była tego bynajmniej pewna. Niezbyt interesowały ją
małe zwierzęta futerkowe.
- Musimy obserwować, dokąd idzie. Jeśli dostanie się pod dach, może nieźle
narozrabiać.
- Więc co zrobimy? Wezwiemy straż pożarną? A może leśniczego czy...
sama już nie wiem kogo - wymamrotała, kurczowo ściskając go za ramię.
- Rosie, to tylko opos. Oczywiście, że może wyrządzić wiele szkód i zatruć
człowiekowi życie, ale to tylko opos.
- Na pewno ma piekielnie ostre pazury.
- Owszem. - Odwrócił się i bezszelestnie ruszył w kierunku swojego
samochodu.
61
- Co... robisz? - spytała półgłosem, podążając za nim, ale nie spuszczając
zwierzęcia z oka.
- Zwabimy go jakimś jedzeniem, a potem złapiemy.
- My? Kogo masz na myśli? Ja za żadne skarby nie zbliżę się do niego.
- To tylko opos, Rosie - powtórzył, marszcząc czoło.
- I co z tego? Mogę go oglądać na zdjęciach w książce, ale w naturze... brrr. -
Wzdrygnęła się ze wstrętem - A co z nim zrobisz, kiedy go już złapiesz?
- Wywiozę do lasu. Wsadzę go do kartonowego pudła, a w drodze do domu
wypuszczę na wolność.
- Widzę, że robisz to nie po raz pierwszy.
- Oczywiście - przytaknął, wyjmując z bagażnika rękawice ochronne. -
Zostań tutaj i go obserwuj, a ja pójdę po to pudło oraz coś do jedzenia.
- Nie ma mowy!
- Rosie, musimy Śledzić każdy jego ruch, bo inaczej wyląduje pod twoim
dachem, a wtedy koszty zaczną błyskawicznie rosnąć. Usunięcie oposa jest
bardzo drogie. Wobec tego ty pójdziesz do domu i przygotujesz dla niego coś
do zjedzenia, a ja zostanę tutaj i będę uważnie go obserwować.
- Jedzenie dla oposa? Aleja nie wiem, co on lubi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •