[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ludzkiej. Rozszalał się w niej jakiś śmiech, czuła w sobie ten śmiech,
przepełniał ją całą. Pytała się lokaja o własnego męża?... Cóż za idiotyzm!
A motorówka oto już jest przy statku... oni tam wchodzą po schodach
spuszczonych na pokład. Przepadło wszystko! War jej nie zobaczył, a była
tak blisko. Jeszcze teraz przez lunetę mógłby dojrzeć ją. Ona ich widzi jak
na dłoni zanadto wyraznie. Zasłaniają ich czasem ludzie, lecz oczy Kasi jak
najlepsza perspektywa odnajduje ich znowu. Są zawsze razem. No tak,
nikogo poza sobą nie widzą. War pochylony ku niej. Tak samo było kiedyś
w Wenecji, na parowcu spacerowym Spezzia. Taką samą sylwetkę jego
widzi teraz, jakże inaczej, inaczej! Kasia podnosi oczy ponad zatokę, hen w
górę i opiera wzrok zmącony na wielkim pióropuszu nad kraterem
Wezuwiusza. Kolos oddycha gigantyczną piersią wydmuchując kłęby
dymu, które na tle turkusowego nieba nabierają odcieni zielonawo-
brunatnych.
Kasia spostrzega, że te zwały dymów oddalają się to zbliżają ku niej
dziwnie drżą jakby je kto na sznurku pociągał. Chwilami stają się
nabrzmiałe to znowu maleją, prawie nikną. Kasia patrzy na to obojętnie, jest
odrętwiała nie czuje siebie.
Zbudził ją ostry ryk syreny. Statek odpływa. Kasia patrzy na dymiące
kominy statku. Dwa małe wulkany u stóp Wezuwiusza, zieją czarną sadzą a
kadłub odsuwa się powoli w lazur zatoki.
Ludzie na przystani zaczynają się rozchodzić. Ale Kasia stoi i stoi, tylko
ciągle jej się zdaje, że to ona odpływa na morze, a że War pozostał na
brzegu. Dlaczego on nie jedzie z nią razem?...
Już nie widzi osób na pokładzie.  Regina Margerita" wysmukła teraz,
jakby wyprostowała swe członki. Sunie chyżo, pruje turkusową zatokę a
poza sobą zostawia skołtuniony warkocz perlistych pian. Coraz jest
mniejsza, drobnieje, wsiąka w ogólny ton błękitu... zlewa się z nim na
kształt odlatującego albatrosa.
RS
47
Przyszła chwila, że nad portem utkanym przy brzegu parowcami i
łodziami, nad pustą zatoką panował już tylko olbrzymi kopiec Wezuwiusza.
Oddechem swym niewinnym dawał znać, że... czuwa, ale nie grozi.
 Wszystko skończone!  rzekła Kasia do siebie głośno.  War
pojechał!! War pojechał!  powtórzyła wsłuchując się sama ze
zdziwieniem w dzwięk swego głosu.
Rozejrzała się dokoła. Co robić i dokąd iść? W duszy nie było nic, ani
żalu, ani bólu, nic, pustka! Tylko takie uczucie, jak po przeminiętym
oszołomieniu. To coś złego, co było przed chwilą, już przeszło  tak samo,
jak ten statek tam, na zatoce. Zsunięty z duszy jakiś ciężar, jak z fali
turkusowej gniotący ją tłok statku. Jakaś pustka wieje swobodnie. A jednak
trudno oderwać się od tej zatoki wolnej od ciężaru statku, na którym
odpłynął War.
Hrabia Zebiidowsky i margrabina Rimaldi  zaśmiało się szyderstwo w
duszy Kasi.
W Egipcie będą zapewne występowali jako hrabiostwo Zebiidowsky. W
pewnej minucie młoda kobieta odwróciła się gwałtownie od widoku zatoki i
wulkanu. Szła przed siebie zupełnie obojętnie. Prześwitywała myśl mętna
co robić? i zaraz odpowiedz niby pochodząca od kogoś innego  wracać do
Kromiłowa.
Był to jakby słyszany z odległości głos Andrzeja. Młoda kobieta szła
prędko, choć nie wiedziała dokąd. Zabłąkana w obcym mieście, czuła
jednak nad sobą jakąś opiekę niedostrzegalną a wyczuwaną wyraznie.
Zdawało jej się, że nie jest tu samą.
Była zmęczona. Zaczął ją ogarniać zupełny bezwład duchowy i fizyczny.
Nogi pod nią ciążyły, ledwo je wlokła. Ujrzała jakąś cukiernię, taras, stoliki
pod jaskrawymi parasolami. Przypomniał się Kromiłów  Tomek...
Weszła na taras, zajęła stolik pod błękitnym parasolem. Zjawił się kelner.
Spojrzała na niego zdziwiona. Kazała podać napój chłodzący i siedziała nad
nietkniętą szklanką zapatrzona w zaróżowiony od zachodu słońca pióropusz
dymu nad wulkanem. Myśli młodej kobiety tłoczyły się do mózgu i
rozwiewały bez śladu, tak samo, jak dymy Wezuwiusza na tle szarzejącego
nieba. Było tych myśli mnóstwo, ale żadnej konkretnej lub takiej, która
przyniosłaby jakąś ulgę i dała impuls do czegoś. Ot jedna drugą spychała,
jedna krótsza od drugiej a wszystkie razem tworzyły plątaninę i chaos
wielobarwny nie do odcyfrowania. Wtem zahuczał jazz-band w głównej sali
cukierni. Groteskowa muzyka pełna brawury ocknęła Kasię. Spostrzegła
teraz dopiero, że lampy są już pozapalane i że na tarasie przybywa coraz
więcej osób. Kasia powstała prędko z miejsca i znowu siadła. Ogarnął ją
RS
48
lęk. Jakże przejdzie teraz pomiędzy przepełnionymi stolikami. Czego oni na
nią patrzą? Tu może wczoraj siedział War z tamtą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •