[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Statek miał siedem masztów, a na każdym z nich wzdymał się podobny do płetwy żagiel
w kolorze kanarkowym. Na rufie piętrzył się kasztel, wielki jak wieża, o kondygnacjach
zdobionych szeregami złotych płaskorzezb. Na dziobie prężył się złoty smok z szeroko otwartą
paszczą i wysuniętym językiem. Olbrzym płynął otoczony konwojem co najmniej dwudziestu
mniejszych jednostek. Na pokładach roiło się od żołnierzy.
To okręt skarbowy powiedziała Yoyo. Ten należy do cesarza i jego rodziny. %7ładna
inna jednostka nie może być przystrojona w cesarską żółć.
Kolor był wszędzie. Jake zauważył tron obity cytrynowym jedwabiem, ustawiony na
przednim pokładzie.
Cesarski okręt? Nathan uniósł brwi. Brzmi interesująco.
Yoyo zaczerpnęła tchu, by mówić dalej, ale uprzedziła ją Topaz.
Okręty skarbowe to największe jednostki we flocie. Piętnastowieczny admirał
i podróżnik Zheng He używał ich do transportu zaopatrzenia i kosztowności podczas licznych
wypraw, jakie odbywał w imieniu cesarza po części w celu odkrywania świata, ale także po to,
żeby dąć w chińską trąbkę, że się tak wyrażę. Zwróciła się do Yoyo. Czy nie mam racji?
Może faktycznie dęliśmy w trąbkę odparła Yoyo. Ale przynajmniej mieliśmy w co
dąć. W kwestii żeglugi pełnomorskiej Zachód wciąż był nieudolny, zakotwiczony beznadziejnie
w średniowieczu.
Nathan roześmiał się.
Ona ma rację, Topaz. Trochę to trwało, zanim nauczyliśmy się pływać, choć myślę, że
nadrobiliśmy to opóznienie z nawiązką.
Jego siostra uśmiechnęła się do niego przez zaciśnięte zęby.
Tak czy owak, jak sami widzicie ciągnęła Yoyo okręt skarbowy, czyli baochuan,
jak nazywamy go w Chinach, jest jednostką niezwykłą pod każdym względem. Może przewozić
do pięciuset pasażerów: nawigatorów, uczonych, lekarzy, załogantów i żołnierzy. Jest
prawdziwym miniaturowym miastem, a ten tutaj to kompletny dwór cesarza na morzu.
Pływający pałac podsumował Jake. Myślicie, że cesarz jest na pokładzie?
I znów Topaz była szybsza od Yoyo.
Zapewne nie sam Wanli, bo on rzadko opuszcza Pekin. Ale cesarz ma trzech synów,
a sądząc po liczbie żołnierzy, powiedziałabym, że co najmniej jeden z nich musi tam być.
Czego może szukać w Kantonie? zastanawiał się Jake.
Tym razem, zanim którakolwiek z dziewcząt zdążyła się odezwać, Nathan szybko uniósł
dłoń.
To może niech Yoyo powie, co myśli. Wydaje się, że naprawdę jest specjalistką.
Dziękuję, Nathan mruknęła Yoyo. Cóż, jak dobrze wiecie, Chiny są ogromne, dwa
razy większe od Europy. Dlatego cesarz albo jego rodzina muszą od czasu do czasu odwiedzać
prowincje, dla podtrzymania morale wśród ludu. Odwróciła się do Topaz i dodała kąśliwie:
I generalnie, żeby dąć w swoją trąbkę.
Podczas gdy cesarski kolos podpływał do miejsca cumowania, Grom sunął w głąb
portu. Jake chłonął widok tętniących życiem nabrzeży. Powietrze wypełniał zgiełk
nawoływania marynarzy i kupców przeplatały się z krzykami mew. Jaskrawe kolory miasta
znajdowały odbicie w kaftanach robotników portowych i krzykliwych baldachimach na licznych
wózkach, powozach i lektykach, które z trudem przeciskały się przez ciżbę.
Jeżeli mnie pamięć nie myli, papiernia Pei-Pei znajduje się na południowym cyplu,
o tam oznajmiła Yoyo, wyciągając przed siebie palec. Proponuję przycumować gdzieś
w pobliżu.
Topaz zwróciła się do stojącego za sterem Nathana.
Słyszałeś. Płyń do tamtego pomostu.
Jake przypomniał sobie, po co tu przypłynęli. Pei-Pei był kantońskim milionerem, który
nie tylko kolekcjonował bezcenne smocze kamienie takie jak Lazurytowy Wąż ale także był
właścicielem fabryki, z której pochodził papier użyty na ulotki madame Fang. Wytropienie go
mogło pomóc w ustaleniu miejsca pobytu Xi Xianga.
Zacumowali pomiędzy chińską dżonką, dwa razy większą od Gromu , a równie wielkim
europejskim galeonem.
Wywiązała się dyskusja dotycząca garderoby. Nathan zasugerował, że powinni zacząć od
zakupów i sprawić sobie oryginalny orientalny przyodziewek.
Jest parę fantastycznych rzeczy, w jakich moglibyśmy wystąpić, w naprawdę obłędnych
kolorach przekonywał.
Ale Topaz zawetowała propozycję, wskazując, że po Kantonie kręci się mnóstwo
Europejczyków i elżbietańskie kostiumy agentów wcale nie są tu nie na miejscu.
No i gdzież tu frajda? mruknął Nathan do Jake a, kiedy wyszli na brzeg. Jaki sens
pływać do tych wszystkich miejsc, skoro nie można się nawet poprzebierać.
Ruszyli wzdłuż alei między dwoma magazynami. Im bardziej oddalali się od wody, tym
bardziej odczuwali upał. Powietrze było gęste jak zupa.
Będzie burza mruknęła Topaz, spoglądając na niebo, które jeszcze pół godziny
wcześniej było niebieskie, ale teraz przybrało kolor brązu.
Nie odeszli daleko od portu, kiedy natknęli się na długi i niski szary budynek o wąskich,
zakratowanych oknach.
To fabryka papieru. Yoyo zatrzymała się w cieniu na rogu, aby przyjrzeć się
dokładniej.
To normalne, że jest tak pilnie strzeżona? spytał Nathan, wskazując wzrokiem na
uzbrojonych po zęby wartowników przed wejściem. Jak bardzo cenny jest tutaj papier?
Nie aż tak cenny powiedziała Yoyo. Zobaczmy, czy uda nam się tam dostać od tyłu.
Zrobiła krok naprzód, ale zatrzymała się gwałtownie, przypominając sobie o łańcuchu
dowodzenia. Przepraszam, Topaz. Czy powinniśmy& ?
Ruszajmy odpowiedziała dziewczyna. Ty prowadzisz.
Okrążyli budynek tylko po to, aby przekonać się, że jego tył jest jeszcze bardziej
niedostępny niż front: tworzyła go gładka, bezokienna ściana.
Założę się, że przez dach także nie da się wejść westchnął Nathan.
Dach, zbudowany w tradycyjnym chińskim stylu, miał podwinięte do góry naroża i był
pokryty ceramicznymi dachówkami.
Tam są otwory wentylacyjne. Topaz wskazała na szereg szczelin w połaci. Możemy
przynajmniej zajrzeć do środka.
Bez wahania wdrapała się na sąsiedni mur, z którego zwinnie wskoczyła na okap
[ Pobierz całość w formacie PDF ]