[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kontroli. Kształci charakter! - Rafe doskonale pamiętał swoje młodzieńcze lata. Uważał,
że jedyną rzeczą, nad którą miał kontrolę, był właśnie sport. - Nie zapisałaś go jeszcze na
żadne zajęcia sportowe?
- Nie. Myślałam, żeby na wiosnę zapisać go do jakiegoś klubu baseballowego, ale
nie wiedziałam, czy nie jest jeszcze na to za mały... Ale karate!? Nie mogę się na to zgo-
dzić.
- To mój syn, jeden z Medicich - tłumaczył Rafe, nie podnosząc głosu. - Musi
umieć się obronić. Nie mówię tutaj o bójkach czy jakichś innych okropieństwach. Zasta-
nawiałem się, czy ty także nie powinnaś wziąć kilku lekcji samoobrony.
- Ja? Po co?
R
L
T
- %7łebyś zrozumiała, jak bardzo to jest potrzebne. Sam mogę cię uczyć. Mam czar-
ny pas.
- Czarny pas... - powtórzyła jak echo ze strachem w oczach. - Nie jestem zaintere-
sowana. Muszę już iść spać.
Nicole gwałtownie wstała. Strugi wody spływały po jej posągowym ciele. Wyglą-
dała jak bogini, wynurzająca się z piany. Zachwiała się.
Rafe był jednak tuż obok i pomógł jej odzyskać równowagę.
- Wszystko w porządku?
- Tak, zbyt długo siedziałam w wodzie i zrobiło mi się trochę słabo.
- Pomogę ci. - Otulił ją szerokim ręcznikiem i czule pogłaskał po ramieniu. - Już
lepiej. Chodzmy do domu. Może jest ciepło, ale nie aż tak, żeby paradować w samym
kostiumie po ogrodzie.
- Lepiej się czuję. Dziękuję. Powinnam już iść.
Nicole szybko oddaliła się w kierunku domu. Chciał biec za nią, upewnić się, że na
pewno nic jej nie jest, ale coś go zatrzymało... Może strach w jej oczach, kiedy wspo-
mniał, że ćwiczy karate? - zastanawiał się, ale nie mógł znalezć odpowiedzi.
Wyglądała pięknie. Jak urzeczony patrzył za jej odchodzącą postacią. Długie nogi,
szczupła talia i ten miodowy kolor włosów. Bogini, pomyślał. Mógł mieć każdą kobietę,
po co więc zawraca sobie głowę taką, której nie może zdobyć?
Nicole była zastępczą matką jego dziecka. Miała klasę i coś jeszcze... odpowiedział
sobie na pytanie. Nie umiał tego nazwać, ale desperacko pragnął ją zdobyć
Następnego dnia szofer zabrał Nicole i Joela do przedszkola, gdzie poznali na-
uczycieli. Nicole miała ochotę powiedzieć Rafe'owi, że nie pochwala jego wyboru, ale
nie mogła znalezć żadnej wady tej placówki. Dzieci wyglądały na bardzo zadowolone.
Po powrocie Joel od razu pobiegł do swoich zabawek, a Nicole włączyła laptopa.
Musiała wreszcie sprawdzić swoją pocztę. Zobaczyła nagle wiadomość, na którą czekała.
Szybko otworzyła dokument. Przed sobą miała całe życia Rafe'a streszczone w kilku
stronach. Urodziny, śmierć ojca, pobyt w rodzinie zastępczej. Szybko przebiegła wzro-
kiem po tekście, spodziewając się znalezć coś, o czym nie wiedziała. Jego rodziców nie
R
L
T
było stać na studia. Dostał stypendium, a w wakacje dorabiał pracą na jachtach. Zanim
kupił pierwszą łódz, ciężko na nią pracował. Prawdziwy amerykański sen. Jego jedynym
kapitałem była własna praca, a teraz jest milionerem. Miał sprawę w sądzie?! - krzyknęła
zaskoczona Nicole i łapczywie chwyciła powietrze. Za pobicie?! - wciąż nie mogła
uwierzyć. Jej najgorsze koszmary się spełniły. Gwałtownie wstała od komputera i prze-
szła kilka razy po pokoju. Musiała się uspokoić i zebrać myśli. Wiedziała, od samego
początku wiedziała, że nie powinna mu ufać.
Nie pozwoli mu skrzywdzić Joela. Nigdy, postanowiła bez wahania. Nie wiedziała
jednak, co robić.
Po kilku minutach wróciła do raportu detektywa. Rafe przez pewien czas pracował
jako bramkarz w nocnym klubie. Wtedy to się stało...
Nicole zamyśliła się głęboko. Powinna brać Joela i uciekać jak najdalej stąd. Co się
z nimi stanie, jeśli ich znajdzie? - pomyślała z przerażeniem. Nie pozwoli jej już nigdy
zbliżyć się do dziecka.
Wstała. Wydrukowała cały raport, znalazła paszporty i włożyła je w bezpieczne
miejsce. Jeśli kiedykolwiek zobaczy, że Rafe robi się agresywny, ucieknie, podjęła w
końcu decyzję.
Do końca tygodnia Rafe był bardzo zajęty. Przyjeżdżał już po zmroku, a wychodził
prawie o świcie. Nicole nie była specjalnie zaskoczona. Nie spędzał z Joelem nawet kilku
minut. Nie będzie najlepszym ojcem, ze smutkiem stwierdziła.
Szofer zawoził ich co rano do przedszkola. Nicole odprowadzała chłopca i wracała
do domu. Gdyby Rafe nie wtrącił się w ich życie, ciągle mieszkaliby sobie spokojnie w
Atlancie.
Tego dnia od razu wskoczyła do basenu. Przepłynęła kilka długości, licząc, że po-
rządnie się zmęczy i choć na chwilę przestanie się martwić. Odpoczywała na brzegu, gdy
na wyświetlaczu jej komórki pojawiło się imię Rafe'a. Niezbyt chętnie odebrała.
- Tak?
- Cześć. Jak ci mija dzień?
- W porządku. A tobie? - spytała obojętnie.
R
L
T
- Nie brzmisz zbyt wesoło. Coś się stało? Coś z Joelem?
- Wszystko w porządku. Joel jest w przedszkolu.
- Nudzisz się?
- Nie, ale jestem przyzwyczajona do pracy, a tutaj nie mam zbyt dużego pola do
popisu.
- Co byś powiedziała na rejs jachtem w piątkowy wieczór? Wrócimy w sobotę.
- Naprawdę? Ostatnio wyglądałeś na bardzo zajętego.
- Jakoś znalazłem czas - powiedział uroczym tonem. - Spakuj siebie i Joela. Wez
tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Gdyby czegoś ci zabrakło, możesz jechać na zakupy. Zo-
stawiłem ci kartę kredytową. Nie martw się o limity... Aha, meble też możesz dokupić.
- Mam kupić meble? - zdziwiła się. - A jeśli nie trafię w twój gust?
- Ja nie miałem ostatnio czasu. Dopiero przyszły tydzień będę miał nieco swobod-
niejszy. Gdybyś się tym zajęła, byłbym ci bardzo wdzięczny. Zdaję się na twój gust.
- Nawet nie wiem, gdzie tutaj są jakieś sklepy.
- %7ładen problem. - Roześmiał się. - Zadzwoń do Maddie, a ona już się o wszystko
zatroszczy.
Nicole odłożyła sztućce i spojrzała na mieniące się feerią świateł miasto. Joel bie-
gał po pokładzie, bawiąc się i śmiejąc. Rafe podbił jego serce, biorąc go do maszynowni
i opisując sposób działania silnika.
- Mogę mu dzisiaj poczytać bajki na dobranoc?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]