[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pragnął wyjść na zewnątrz, gdzie mógł swobodnie oddychać, ale było już za pózno. Odnalazł
właściwe drzwi, zawahał się, lecz zapukał. Butelka pod jego pachą cicho zabulgotała.
Drzwi odsunęły się i stanęła w nich doktor Rittersdorf, ciągle ubrana w nieco za
ciasny czarny sweter, czarną spódnicę i pozłacane pantofle elfów. Przyjrzała mu się
niepewnie.
- Zobaczmy, pan jest...
- Baines.
- Ach, tak. Pare... - Na wpół do siebie dodała: - Schizofrenia paranoidalna. Och,
przepraszam bardzo. - Zarumieniła się. - Nie chciałam pana urazić.
- Przyszedłem tu - rzekł Baines - by wypić toast. Zechce mi pani towarzyszyć? -
Przeszedł obok niej do wnętrza małej kajuty.
- Toast z jakiej okazji?
- Powinno to być oczywiste - wzruszył ramionami. Pozwolił, by w jego głosie
zadzwięczała właściwa nutka irytacji.
- Poddajecie się? - Jej ton był ostry i przenikliwy. Zamknęła drzwi i podeszła w jego
kierunku.
- Dwa kieliszki - powiedział umyślnie zrezygnowanym, głuchym głosem. - Dobrze,
pani doktor? - Z papierowej torby wyciągnął butelkę alfańskiej brandy z jej dziwnym
dodatkiem i zaczął ją odkorkowywać.
- Myślę, że to naprawdę najmądrzejsza rzecz, jaką mogliście zrobić - rzekła doktor
Rittersdorf. Wyglądała wyjątkowo ładnie, kiedy kręciła się po pokoju w poszukiwaniu
kieliszków. Jej oczy błyszczały. - To dobry znak, panie Baines. Naprawdę.
Ponury, ciągle udający pokonanego, Gabriel Baines napełnił oba kieliszki.
- Więc możemy wylądować w Da Vinci Heights? - zapytała doktor Rittersdorf,
podnosząc trunek i pociągając łyka.
- Ależ oczywiście - zgodził się obojętnie. On także spróbował napoju. Smakował
okropnie.
- Zawiadomię człowieka odpowiedzialnego za bezpieczeństwo naszej misji -
powiedziała. - Pana Magebooma. Więc żadnych ubocznych... - umilkła nagle.
- Co się stało?
- Mam dziwne... - Doktor Rittersdorf zmarszczyła brwi. - Coś w rodzaju podniecenia,
głęboko wewnątrz. Gdybym nie wiedziała lepiej... - Wyglądała na zakłopotaną. - Nieważne.
Panie... Baines? - Gwałtownie napiła się ze szklanki. - Nagle poczułam takie napięcie. Myślę,
że się martwiłam, nie chciałam zobaczyć... - Jej głos rozmazał się. Podeszła do kąta kabiny i
usiadła na krześle. - Dodałeś coś do tego napoju. - Poderwała się, pozwalając kieliszkowi
spaść na podłogę. Ruszyła, jak mogła najszybciej, do czerwonego guzika na przeciwległej
ścianie.
Gdy przechodziła obok niego, chwycił ją w talii. Reprezentant międzyklanowego
zgromadzenia Alfy III M2 uczynił swój ruch. Na dobre czy złe, plan ich walki o przetrwanie
wszedł w życie.
Doktor Rittersdorf ugryzła go w ucho, prawie odrywając jego płatek.
- Hej - zaprotestował słabo. - Co ty robisz? - Pózniej stwierdził: - Mikstura Ledebura
naprawdę działa. Ale przecież wszystko ma swoje granice.
Czas mijał. Baines powiedział, nie mogąc złapać tchu:
- Przynajmniej tak mi się wydaje. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Unosząc się nieznacznie, doktor Rittersdorf krzyknęła:
- Idzcie sobie!
- Tu Mageboom. - Z korytarza odezwał się stłumiony męski głos.
Skacząc na równe nogi i uwalniając się z objęć Gabriela, doktor Rittersdorf podbiegła
do drzwi i zamknęła je na klucz. Odwróciła się natychmiast i zanurkowała - przynajmniej tak
to wyglądało - prosto na niego. Zamknął oczy.
Czy to rzeczywiście miało ich zaprowadzić tam, dokąd chcieli? Powstrzymując ją,
przyciskając do podłogi tuż obok kupki jej porozrzucanych ubrań, Baines chrząknął i
powiedział:
- Proszę posłuchać, doktor Rittersdorf.
- Mary. - Tym razem ugryzła go w wargę. Jej zęby chwyciły go z niesamowitą siłą, aż
skrzywił się z bólu, znów mimowolnie zamykając oczy. Okazało się to jednak kardynalnym
błędem. Bo w tym momencie był nad nią nachylony, a już w następnym znalazł się pod
spodem, przygwożdżony w miejscu. Jej ostre kolana wbijały się w jego biodro. Chwyciła go
nad uszami, wczepiając palce we włosy i szarpnęła go do góry, jakby chcąc oderwać głowę
od reszty tułowia. A jednocześnie...
Udało mu się krzyknąć słabo:
- Na pomoc!
Jednak osoba po drugiej stronie drzwi już odeszła. Nie było odpowiedzi.
Baines zobaczył na ścianie czerwony guziczek, który Mary Rittersdorf próbowała
wcześniej przycisnąć... Próbowała, ale teraz nie było wątpliwości, że za żadne skarby by tego
nie zrobiła. Zaczął pełzać w kierunku przycisku, jednak jego wysiłek poszedł na marne.
 Najgorsze jednak jest to - pomyślał - że to i tak nic nie rozwiązuje .
- Doktor Rittersdorf - zazgrzytał, próbując złapać oddech. - Bądzmy rozsądni. Na
litość boską, porozmawiajmy, dobrze? Proszę.
Teraz ugryzła go w czubek nosa. Poczuł wyraznie jej ostre zęby. Roześmiała się. To
był długi, odbijający się echem śmiech, który zmroził mu krew w żyłach.
 Myślę, że to mnie zabije - doszedł do wniosku po chwili, która wydała mu się
wiekiem. - To gryzienie! Zagryzie mnie na śmierć, a ja nic nie mogę zrobić . Miał wrażenie,
jakby obudził się i stanął do pojedynku z libido wszechświata. To był czysty żywioł o
niezwykłej sile, który przygwozdził go do dywanu, nie pozostawiając możliwości ucieczki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •