[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomagać.
- Nie podoba mi się to. - Annie jeszcze się wahała.
- Masz lepszy pomysł?
- Nie.
Tajemniczy lokator 397
- Pomyśl, będziesz mogła rozkazywać mi, a ja będę musiał słuchać.
- I to będzie bardzo przyjemne - zgodziła się.
- Zatem umowa stoi. Rano zgłaszam się do pracy.
ROZDZIAA SZÓSTY
Było jeszcze ciemno, kiedy Annie otworzyła oczy. Jacques zawsze powtarzał: kto rano wstaje... i tak
dalej. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i skrzywiła się. Porzekadło niestety nie precyzowało, co
takiego Bóg daje, ale wszystko wskazywało na to, że nic dobrego. Przynajmniej w jej przypadku:
włamanie, trzy dni przerwy w pracy, żeby doprowadzić bar do porządku, pranie brudnych pieniędzy,
agent FBI... Niezbyt ciekawe dary. Na tym miała polegać boża szczodrość?
Pół nocy zastanawiała się, kto wykorzystuje szyld  Małej Czarnej" dla swoich brudnych interesów i
nic nie wymyśliła. Po prostu nie mogła uwierzyć, że ktoś tak nadużył jej zaufania.
Ktokolwiek to był, postanowiła pomóc Fishe-rowi dojść do prawdy. Ba, Fisher... A czy jemu
Tajemniczy lokator 399
może zaufać? Ukrywał prawdę, dopóki nie nabrał pewności, że jest niewinna.
Powinna właściwie się cieszyć, że wierzył w jej niewinność, a jednak osad pozostał, prysła magia
pocałunków. Fisher był po prostu świetnym agentem, tajniakiem do końca, nawet w sytuacjach
intymnych.
Nabrał ją, zrobił z niej kompletną idiotkę. Co sobie teraz o niej myśli? %7łe jest kretynką, którą każdy
może wykiwać: i złodzieje, i policjanci. Głupia Annie najpierw pozwala wykorzystać kawiarnię do
oszustw finansowych, po czym traci głowę dla agenta, który ma ją rozpracować.
W ponurym nastroju zeszła do kuchni i zabrała się do przygotowywania mufinek. Pieczenie ciast
zawsze działało na nią terapeutycznie. Zdążyła wstawić pierwszą blachę do piekarnika, kiedy w
drzwiach pojawił się Fisher.
- Dzień dobry. - Rozejrzał się czujnie, jakby sprawdzał, czy Annie nie ma w zasięgu ręki żadnego
ostrego narzędzia. Przewidujący człowiek.
- Dzień dobry - odpowiedziała z promiennym uśmiechem.
- Rozumiem, że dla ciebie niezbyt dobry. - Uśmiech go nie zwiódł.
- Niezbyt - przyznała i poczuła, że gotowa zaraz się rozpłakać.
- Nie martw się, Annie, złapiemy go.
- Wiem, ale to boli.
- Przykro mi.
400 Jennifer McKinlay
- Nie twoja wina - mruknęła.
- Przykro mi, że jesteś smutna.
- Jakoś przeżyję.
Na twarzy Fishera odmalowało się powątpiewanie, ale nic nie powiedział.
- Co mam robić? - zapytał. Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Nie znasz siÄ™ pewnie na kuchni.
- Nie potrafię nawet zagotować wody, żeby nie przypalić czajnika. Poza tym nie mogę siedzieć tutaj,
muszę być na sali, żeby obserwować gości.
- Za barem mam Denise, stoliki obsługują dwie kelnerki... Wiem - ucieszyła się. - Będziesz zbierał
brudne naczynia. W porze lunchu jest taki ruch, że dziewczyny nie nadążają.
- Mam być pomywaczem? Annie zbyła jego pytanie.
- Zaraz dam ci fartuch.
- Fartuch? %7Å‚artujesz chyba.
- Masz lepszy pomysł? - zapytała, rzucając mu fartuch.
- Nie - przyznał ponuro.
- Za piętnaście minut otwieramy. Zakładaj i chodz. Przedstawię cię kelnerkom. Soniu, Beatrice! -
wołała, wchodząc do sali. - To jest Fisher.
Dziewczęta różniły się od siebie jak dzień od nocy. Beatrice, zawsze roześmiana, tryskająca energią
ekstrawertyczka, uwielbiana przez gości za swój wesoły, bezpośredni sposób bycia, i Sonia, cicha,
nieśmiała studentka pierwszego roku.
Tajemniczy lokator
401
- Przyda się pomoc - zauważyła Beatrice. - Denise do tej pory się nie pojawiła.
Annie dopiero teraz zauważyła nieobecność przyjaciółki, zmarszczyła czoło.
- Soniu, zajmij się barem - poleciła - a ja zadzwonię do Denise.
Z Denise już od kilku tygodni działo się coś złego, Annie to widziała, ale nie mogła nic wydobyć z tej
oszczędnej w słowach, nielubiącej się skarżyć uparciuchy. Znały się jeszcze z czasów szkoły
gastronomicznej. Denise przerwała naukę, wyszła za mąż i Annie straciła ją z oczu. Dopiero przed
rokiem pojawiła się w  Małej Czarnej", szukając pracy, co mogło wskazywać, że w jej małżeństwie
zaczęły się kłopoty.
Telefon Denise nie odpowiadał, automatyczna sekretarka też była wyłączona i Annie po sześciu
sygnałach odłożyła słuchawkę.
- Wszystko w porządku? - Na zaplecze zajrzał Fisher.
- Tak. - Annie ocknęła się z zamyślenia.
Sama nie wiedziała, dlaczego właściwie skłamała, uznała jednak, że kłopoty małżeńskie Denise nie
stanowią raczej przedmiotu dochodzenia FBI. Zresztą w ogóle powinna uważać, co mówi, żeby
jakimś nierozważnym słowem nie skierować podejrzeń agenta specjalnego McCoya na kogoś nie-
winnego.
- To dlaczego jesteś taka posępna?
- Zamyśliłam się.
- Niewesołe to muszą być myśli.
402 Jennifer McKinlay
Annie skrzywiła się, jakby Fisher popełnił gruby nietakt.
- Czego chcesz? - zapytała niezbyt grzecznie.
- Za chwilę otwieramy. Może chcesz, żebym zastąpił Denise za barem?
- Poradzisz sobie? - Sądząc po tonie głosu, wątpiła w to.
- Z zawiązanymi oczami. Uwierz mi. Nie masz pojęcia, jak dziwne zajęcia musi czasami wykonywać
tajniak.
- Na przykład?
- Na przykład byłem kiedyś bramkarzem w klubie stripteasowym.
- Straszne - stwierdziła z przekąsem, po czym wstała zza biurka i ruszyła z powrotem do sali,
zamykając starannie drzwi biura. - Jesteś pewien, że sobie poradzisz? Ekspres do kawy jest bardzo
wybuchowy.
- PoradzÄ™ sobie, szefowo.
- Mam jedną prośbę. Jeśli będziesz chciał wziąć kogoś na spytki, nie rób tego bez mojej wiedzy.
Ledwie przetoczyła się fala porannych gości, Annie już musiała przygotować dania na lunch. Denise
nie pojawiła się i nie zadzwoniła, ale Fisher radził sobie znakomicie. Można powiedzieć, że aż za
dobrze. Uśmiechał się, czarował, uczył i bawił: klientki były zachwycone, Annie mniej. Im bardziej
promiennie się uśmiechał, tym większą miała ochotę go udusić.
Tajemniczy lokator
403
Po co pojawił się w jej życiu? Nie szukała mężczyzny. Całkiem dobrze żyło się jej bez pary, a tu
raptem pojawia się facet, który spędza jej sen z powiek. Tak rozmyślając, rwała liście sałaty na
strzępy.
- Co ci zrobiło to biedne warzywo, że tak się nad nim znęcasz? - Oczywiście Fisher. Wszędzie go
pełno. Podszedł do stołu i podał jej szklankę mrożonej herbaty. - Dobrze ci zrobi łyk czegoś zimnego.
- Moi goście lubią drobną porwaną sałatę - powiedziała na swoją obronę.
- Ale może nie na strzępy.
Annie zostawiła sałatę i upiła łyk herbaty.
- Dziękuję.
- Bardzo cię proszę. Chciałabyś o tym pogadać?
- O czym?
- O rwaniu sałaty na strzępy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •