[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swych pałek w ślad za jego bronią.
Zdumiony Var zagapił się na spadającą pałkę. Dziewczynka mogłaby w tej
chwili bez trudności rozbić mu czaszkę, jednak nie ruszyła się z miejsca.
Co?. . .
Spłaciłam dług odparła. Walczymy uczciwie.
Ruszyła na niego z jedną pałką.
Var musiał walczyć, był jednak wstrząśnięty. Rozbroiła się sama, by uczynić
walkę równą, choć mogła z łatwością odnieść zwycięstwo. Nigdy sobie nie wy-
obrażał, że coś takiego może się wydarzyć w Kręgu.
Nie było jednak wątpliwości, że dziewczynka walczy poważnie. Naciskała na
niego mocno. Raz za razem zadawała celne ciosy w jego nieosłonięty bok. Był
to dziwny pojedynek, wymagający niezwykłych odruchów i skrętów ciała równo-
ważących brak jednej pałki. Zniknęła niemal cała finezja pojedynku na podwójną
broń.
Walczyli zatem w ten niezgrabny sposób, a Var zaczął stopniowo zyskiwać
przewagę, ponieważ utrata pałki sprowadziła umiejętności dziewczynki bliżej je-
go poziomu, nie zwiększając przy tym jej siły. Atakował jednak bardzo ostrożnie.
Nie była mu potrzebna druga taka nauczka, jak ta, która kosztowała go utratę bro-
ni. Dziewczynka stawała się najniebezpieczniejsza w chwilach, gdy groziło jej
przegranie pojedynku.
A teraz ogarniało ją coraz większe zmęczenie. Var podwoił ostrożność i prze-
szedł do obrony. Sądząc po wysokości słońca walczyli już około sześciu godzin.
Jak jednak mieli zakończyć ten pojedynek, skoro ich walka na śmierć i życie
zamieniła się w coś przypominającego zwykły trening? Tylko jedno z nich miało
57
prawo zejść z tego szczytu. Tylko jedna strona mogła zwyciężyć. Zwłoka nie była
w stanie zmienić twardej rzeczywistości.
Jednak nie zanosiło się na to, aby walka skończyła się szybko. Zmieniła się
w parodię. %7ładne z nich nie starało się naprawdę odnieść zwycięstwa. Przynaj-
mniej nie natychmiast. Oboje ociągali się, by zachować siły i czekali na jakiś
błąd rywala. Ten jednak nie nadchodził. Pałka wciąż uderzała o pałkę, lecz ciosy
walczących stawały się coraz bardziej niedbałe.
Gdy zapadł zmrok dziewczynka cofnęła się, upuszczając broń na ziemię.
Nie powinniśmy walczyć nocą powiedziała.
Var upuścił pałkę na znak zgody, obawiał się jednak jakiegoś podstępu.
Dziewczynka podeszła do krawędzi, pozostawiając broń za sobą.
Nie patrz powiedziała i ukucnęła.
Var zdał sobie sprawę, że chciała oddać mocz. Gdyby jednak odwrócił się do
niej plecami, będzie mogła podbiec do niego od tyłu. . .
Jeśli jednak nie potrafił zaufać jej podczas rozejmu, to w takim razie dlaczego
się na niego zgodził? Pamiętał też o odrzuconej pałce. Jej kodeks był inny niż
jego, wydawał się jednak uczciwy.
Odwrócił się w stronę zbocza i opróżnił własny pęcherz w rozciągający się
poniżej mrok.
Potem oboje wrócili na środek płaskowyżu. Ciemność rozpościerała się wokół
niczym wielki ocean, lecz ich wyspa pozostawała nadal jasna. I odludna.
Jestem głodna powiedziała.
On również czuł głód, nie mieli jednak nic do jedzenia. Wszyscy spodziewali
się, że walka będzie trwała krótko, nie zaopatrzono ich więc w zapasy niezbędne
do dłuższego pobytu na górze. Być może było to celowe. Jeśli reprezentanci nie
będą walczyli z dostatecznym wigorem, zmuszą ich do tego głód i pragnienie.
Nie jesteś rozmowny, prawda? zapytała.
Nie mówię dobrze wyjaśnił Var. Bełkotliwe sylaby przekazały sens jego
wypowiedzi dokładniej niż język.
Uśmiechnęła się nieoczekiwanie, jej zęby błysnęły bielą pośród ciemności.
Mój ojciec w ogóle nie mówi. Został ranny w gardło, wiele lat temu. Nie
pamiętam, kiedy to się stało. Ale ja rozumiem go wystarczająco dobrze. Var skinął
tylko głową.
Dlaczego nie położysz się z tej strony, a ja z tej? zapytała, wskazując
ręką. Pójdziemy spać, a jutro skończymy walkę.
Zgodził się. Wziął w rękę pałkę, nakreślił nią na środku płaskowyżu linię,
która podzieliła go na dwie równe części. Położył się na swojej połowie.
Dziewczynka przysiadła na chwilę. Wydawała się bardzo mała.
Jak masz na imię?
Var.
Graur?
58
Var.
Nie widzę na twojej szyi żadnej większej blizny. Dlaczego nie umiesz mó-
wić?
Var usiłował wymyślić jakiś prosty sposób, by odpowiedzieć na to pytanie,
lecz nie udało mu się.
Jak wygląda życie na zewnątrz? zapytała.
Zrozumiał, że na jej pytania nie musi udzielać sensownych odpowiedzi. Bar-
dziej interesowało ją mówienie, niż słuchanie.
Jest zimno poskarżyła się.
Var nie pomyślał o tym wcześniej, ale dziewczynka miała rację. W miarę po-
głębiania się nocy ziąb stawał się coraz bardziej przenikliwy, a oni byli nadzy i nie
mieli śpiworów. On, rzecz jasna, mógł to wytrzymać. W młodości wystarczająco
uodpornił się na zimno. Dziewczynka jednak była młodsza i chudsza od niego,
a skórę miała delikatniejszą.
W gruncie rzeczy chłód był dla niej czymś więcej niż niewygodą. Mogła od
tego umrzeć. Już teraz jej zgięty w pół, nieowłosiony tułów dygotał tak gwałtow-
nie, że Var wyczuwał drżenie gruntu.
Usiadł.
Dług, który u ciebie mam, za pałkę. . . zaczął.
Jej głowa zwróciła się w jego stronę. Dostrzegł ten ruch, lecz w panujących
ciemnościach nie widział nic więcej.
Nie rozumiem.
Za pałkę. Spłata długu starał się wyraznie wymawiać słowa.
Pałkę powtórzyła. Długu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]