[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Aadnie dzisiaj wyglądasz, kotku - usłyszała, kiedy mijał
Arlene. Dziewczyna zalotnym ruchem poprawiła rude loki.
Meri zmusiła się, by opuścić wzrok na książkę. Ukłucie
zazdrości, jakie poczuła, niemile ją zaskoczyło. Co ją obchodzi, że
Piwek prawi komplementy ładnej koleżance?
Wrócił po kilku minutach. Reszta lekcji minęła spokojnie, ale
wyczulone zmysły Meri odbierały każde jego spojrzenie błądzące po
jej piersiach i nogach, każde kpiące uniesienie brwi. Kiedy odwracała
się na moment od tablicy, widziała, jak zmysłowo przeciągał językiem
po rozchylonych wargach.
Mój Boże, i to ma być nieoszlifowany diament! Postanowiła, że
zadzwoni do Emmetta i powie mu szczerze, co myśli o jego pupilku.
Piwek stał na parkingu, zastanawiając się, jaką obrać taktykę.
Miał do wyboru: albo przeprosić Meri za to wszystko, co wyczyniał
na lekcji, albo zmyć się i nie zawracać sobie głowy niepotrzebnymi
92
RS
tłumaczeniami. Albo zaczekać na nią i dopilnować, żeby bezpiecznie
odjechała do domu.
Co prawda, nie jezdziła już Pluskwą, tylko nowym wozem, który
i tak nie wytrzymywał porównania z jego wystrzałowym TNT. Z
czułością poklepał płomienisty bak. Nie zamieniłby tej maszyny na
żadną inną. Sam ją poskładał i sam wymalował.
Lepiej jednak zostanie i poczeka na Meri. W końcu dzwonił już
do Shannon i wiedział, że przynajmniej była w domu. Pytanie tylko
czy sama, czy z Doyle'em. To naprawdę niesprawiedliwe, że samotny
ojciec nie może wynająć opiekunki dla swojej piętnastoletniej córki.
Na szczęście mógł jeszcze liczyć na Aapsę. Shannon nie mogła
mu darować, że zawołał ją dopiero, kiedy rodził się ostatni szczeniak,
ale to, co zobaczyła, wystarczyło, by nie odstępowała suki i piesków.
Przypominając sobie, jak sam przeżywał ten moment z Meri,
pomyślał o miłości. Właściwie nigdy nie był zakochany. Nie znał
romantycznego, subtelnego, pachnącego jak róże uczucia.
Pochylił się na siedzeniu i oparł łokcie na kierownicy, tęsknie
zerkając w stronę szkoły, Po kilku minutach pojawiła się Meri.
Rozpuszczone włosy połyskiwały w blasku silnych parkingowych
lamp. Obcasy wystukiwały na asfalcie szybki rytm, który załamał się
na moment, kiedy go zobaczyła. Przyspieszyła kroku.
Patrzył, jak wsiada do wozu, zatrzaskuje drzwiczki, a za chwilę,
ku jego zdumieniu, otwiera je, wysiada i idzie prosto do niego.
Pożałował, że nie założył kasku i nie zasunął osłony.
93
RS
- Brodrick - rzuciła zdyszanym głosem, stając przed nim - jesteś
mi winien przeprosiny. Jeśli nie zrobisz tego zaraz, możesz pożegnać
się z lekcjami w piątki i niedziele. W ogóle możesz pożegnać się z
marzeniami o maturze, słyszysz? Decyduj!
- Za co mam się pokajać?
- Za seksualne prowokacje. I nie udawaj, że robisz to
nieświadomie. Aż za dobrze wiem, o co chodzi. Dlatego radzę ci,
przeproś mnie i raz na zawsze daj mi spokój, bo oskarżę cię o
napastowanie.
Już teraz patrzyła na niego tak oskarżycielsko, że odwrócił
wzrok.
- Przepraszam, Meri. Ja się tylko wygłupiałem.
- O, nie, to było coś... Powstrzymał ją ruchem ręki.
- Przeprosiłem, zgoda? Wierz mi, czuję się dokładnie tak, jak
musiał się czuć Doyle, kiedy powiedziałem mu, co go czeka, jeśli
dalej będzie chodził za Shannon.
- Dziękuję - powiedziała sztywno. - Zatem widzimy się w piątek.
- U ciebie czy u mnie?
- U ciebie, jeśli można.
- Jasne. Fajnie by było, gdybyś wzięła ze sobą Trinę. Siedem
psiaków chce się z nią zaprzyjaznić. Shannon też się za nią stęskniła.
- Siedem?
- Tak, siedem cudów. Pięć dziewczynek i dwóch chłopaków.
Z ogromną ulgą dostrzegł, że na wzmiankę o zwierzakach oczy
Meri złagodniały.
94
RS
- Dobranoc, Don Brodrick - powiedziała odwracając się.
- Piwek, czy Meri przyjedzie z Triną? - zapytała Shannon w
piątek, kiedy zbliżała się pora lekcji.
- A skąd mam wiedzieć? Nic nie odpowiedziała, kiedy to
zaproponowałem.
- To powinieneś zadzwonić i dowiedzieć się.
- Nie miałem czasu.
- Szkoda, bo chciałam pokazać jej szczeniaki. Odrobiłam nawet
lekcje na to konto.
- Gdybyś tak codziennie odrabiała je wcześniej, nie byłoby
problemu ze stopniami.
- Hej, tatuńciu, przypomnij sobie, jak wyglądał twój
dzienniczek, kiedy byłeś w moim wieku.
Piwek uniósł głowę znad bukietu róż i spiorunował córkę
wzrokiem.
- Dobrze wiesz, kim byłem w twoim wieku. Ulicznym
cwaniakiem, który olewał wszystko i co chwila trafiał pod nadzór
kuratora. Czy mam rozumieć, ze masz podobne ambicje?
- Buda mnie śmiertelnie nudzi, Piwek.
- Mnie też, kotku, ale zaciąłem się i tym razem mam zamiar ją
skończyć. Naprawdę żałuję tych dwóch lat zmarnowanych za
kratkami. Nie popełniaj moich błędów, Shannon, ucz się. - Wręczył
córce szklany wazon. - Włóż te róże, dobrze, bo jakoś mi nie idzie.
Zejdę na dół i zapalę światło. Shannon nawet nie drgnęła.
- Przecież Meri jeszcze nie przyjechała;
95
RS
- Ale na dole jest ciemno - odparł zniecierpliwiony, badając, czy
nie ma na rękach śladów farby. W czwartek od rana malowali pokój. -
Poza tym może przyjechać wcześniej.
- Przyznaj się, Piwek, wpadła ci w oko, co?
- A jeśli nawet?
- Nie najeżaj się, to ludzka sprawa. Facetowi musi być ciężko tak
długo żyć w pojedynkę. Ty, Meri, Trina i ja moglibyśmy stworzyć
fajną rodzinę - powiedziała z wyraznym rozmarzeniem, po czym
zniknęła w wahadłowych drzwiach.
Piwek wcisnął ręce w kieszenie i westchnął. Jego córka była
stanowczo zbyt dorosła.
- To już tu, mamusiu? - Trina wierciła się w pasach i
niecierpliwie wyglądała przez okno.
Meri skręciła i zatrzymała wóz pod  Ostatnią Zrubką".
- Tak, kotku. Poczekaj, tylko wyjmę książki.
- A gdzie pieski?
- W domu.
- Mamo, widzę Piwka!
Meri zobaczyła go kątem oka, uwalniając Trinę z pasów. Stał w
otwartych, oświetlonych drzwiach sklepu, w czarnej obcisłej
podkoszulce, z kciukami zatkniętymi niedbale za szlufki dżinsów.
Wyglądał jak książę nocnej ulicy, jak niebezpieczny demon, jak
wcielenie seksu. Jak kochanek z jej snów.
Poprawiła Trinie ubranko i zamknęła samochód. Nagle Piwek
znalazł się tuż przy niej.
96
RS
-Daj, wezmę książki - powiedział, obrzucając Meri gorącym
spojrzeniem. Ukradkiem obciągnęła krótką, wąską spódniczkę
kostiumu.
- Szybko, Piwku - zapiszczała Trina. - Ja chcę do piesków!
- Już się robi, panno Whitworth. - Piwek zgiął się w uniżonym
ukłonie niczym portier z najlepszego hotelu.
- Nie pozwól, żeby ci rozkazywała, bo szybko tego pożałujesz -
ostrzegła go Meri.
- Nie bój się. Dostaję dobrą szkołę od Shannon. Trenujemy to
codziennie - powiedział, wzruszając ramionami. - Aadnie ci w tym
szarozielonym kolorze, wiesz? - dodał.
- Dzięki. Tobie też do twarzy w czarnym.
- Oho, nie spodziewałem się, że trafi mi się komplement -
zaśmiał się i wziął Trinę za rączkę. - No, Katrino Denise, ciekawe, czy
dasz radę pokochać wszystkie pieski?
- Dam, dam! Mam dla nich tyyyle - pokazała rączkami - miłości.
A możesz mnie tam znieść na barana? - zapytała przymilnie.
- Załatwione. - Piwek oddał książki Meri i ze śmiechem uniósł w
górę chichocącą dziewczynkę.
- Ooo, jakie masz długie włosy - oznajmiła, chwytając go za
czarne kosmyki, kiedy niósł ją przez sklep. - Jak gwiazda rocka.
- Trina! - syknęła Meri idąca z tyłu.
- Mamusiu, Piwek się wcale nie gniewa. Prawda, Piwek?
- Jasne, że nie, małpeczko.
- Ale gdzie są szczeniaczki?
97
RS
- Tutaj. - Zatrzymał się przed schodami. Materac został
zastąpiony wielkim pudłem. W środku Aapsa troskliwie wylizywała
swoje dzieci. Trina pisnęła z zachwytu i zamarła z otwartą buzią.
- Hej, Shannon, zobacz, kto tu jest!-zawołał Piwek.
Na pięterku natychmiast pojawiła się drobna postać w
czerwonych legginsach i skacząc po dwa stopnie, zbiegła na dół.
- Cześć, małpeczko - powiedziała wesoło. - Cześć, Meri. Piękny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •