[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaciskając dłoń na nadgarstku Emmy. Skrzywiła się.
- Auu, boli!
Rozluznił nieco palce.
- I wybij sobie z głowy pomysł wyjazdu na Trynidad - do-
rzucił tonem dyktatora.
Miała już powiedzieć, że wcale się tam nie wybiera,
131
S
R
ale w porę się opamiętała. Niech sobie myśli o niej jak najgo-
rzej, nie dba o to. Nikt mu nie dał prawa tak jej tyranizować.
- Mówiłam ci, że zrobię tak, jak uznam za stosowne - po-
wiedziała wyraznie, cedząc każde słowo. - Wybiorę się tam
zapewne w najbliższy weekend.
- Bez mojej zgody nie ruszysz się stąd na krok.
W zielonych oczach Emmy zapłonęły ogniki nie przytomnej
furii.
- Przestań mi organizować życie! Mało, że zmusiłeś mnie
do oszukiwania rodzonego dziadka, to jeszcze dyktujesz mi, z
kim i kiedy mam się spotykać!! Może to odpowiada idiotkom,
z którymi umawiasz się na randki, z którymi sypiasz lub się
zaręczasz, ale nie mnie. Powtarzam ci raz jeszcze: ode mnie
trzymaj się z daleka!
- Czy zdziwiłabyś się, gdybym sobie teraz golnął? -spytał
przez zaciśnięte zęby. - Zwiętego potrafisz wpędzić w pijań-
stwo.
- A ty zdrową psychicznie kobietę do domu wariatów!
Zdawało się, że przyglądają się sobie w milczeniu całą
wieczność. Do uszu dziewczyny dobiegało tykanie kuchenne-
go zegara, szum skrzydeł nocnych owadów za oknem i po-
mrukiwanie lodówki.
Poczuła, że zaczyna drżeć, ale nie wiedziała, czy spowo-
dował to gniew, jaki ją ogarnął, czy też bliskość Conrada.
Otwierała właśnie usta, by powiedzieć, że męczy ją jego to-
warzystwo, kiedy on nieoczekiwanie pochylił głowę i ich
usta spotkały się.
Emma zacisnęła bezradnie pięści wsparte o jego tors - ze
wszystkich sił próbowała zapanować nad ogarniającym ją
pożądaniem.
Usłyszała własny, słaby głos, który prosił Conrada,
132
S
R
by zostawił ją w spokoju, ale nawet dla niej te słowa brzmia-
ły zupełnie nieprzekonująco.
Jego dłonie dotknęły piersi Emmy. Rozchyliła powieki. Je-
śli go nie powstrzyma... jeśli sama się nie powstrzyma, ko-
niec okaże się żałosny.
- Puść mnie - powiedziała, czując jego palce na sutkach.
Skórę miał gorącą, rozpaloną, tak samo jak ona.
- Nie - oświadczył głośno i przesunął dłoń na jej brzuch.
Odepchnęła go gwałtownie. Conrad popatrzył na nią rozgo-
rączkowanym, zamglonym wzrokiem.
- Zostaw mnie - powiedziała zduszonym głosem.
- Przecież mnie pragniesz, Emmo - odrzekł, przygarniając
ją do siebie. Tym razem odepchnęła go już z całych sił. - Nie
chowaj się za tą ścianą lodu. Pragniesz mnie, czuję to. Kiedy
cię dotykam, drżysz, a kiedy całuję, wiem, że twoje wargi są
równie niecierpliwe jak moje.
Nie było sensu zaprzeczać, więc milczała.
- Zostaw mnie - szepnęła po dłuższej chwili. - Nie chcę
mieć z tobą nic wspólnego. Nie możesz mi nic dać, bo nic do
dania nie masz. Wykorzystujesz ludzi, ale mnie nie wykorzy-
stasz.
- O czym ty, do licha, mówisz?
- Dobrze wiesz o czym! Przejrzałam cię na wylot... no cóż,
podobasz mi się, ale z tego nic jeszcze nie wynika. Mnie nie
zwiedziesz.
Boże, pomyślała, żeby tylko była to prawda. Wybiegła z
kuchni, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi. W pokoju
szybko zrzuciła z siebie ubranie i weszła pod prysznic. Ale
nawet pod ostrymi igłami zimnej wody czuła palenie w miej-
scach, gdzie dotykały jej palce Conrada.
Długo nie mogła zasnąć. Zapadała w jakieś dziwaczne maj-
133
S
R
jaki. Każdą komórkę ciała przeszywał jej ostry ból.
Przebiegła w myślach zdarzenia minionego wieczoru. Wie-
działa jedno: Conrad nie zamierzał dać jej spokoju.
- Jestem dla niego zbyt cenna - szeptała do siebie. - Jestem
kluczem do kasy pancernej, w której Alistair trzyma pienią-
dze. Boże, a mnie, mimo że wiem, o co mu chodzi, tak
strasznie na nim zależy. Nie tylko zależy. Rozpaczliwie go
kocham mimo kwaśnych min, zmiennych humorów i awan-
tur.
Gdyby w grę nie wchodziło tak głębokie uczucie, gdyby
mogła potraktować romans z Conradem jako kolejną fanta-
zję, zachciankę, pomysł na przyjemne spędzenie czasu,
wszystko byłoby w porządku. A jak jej znajomi zrywali zna-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]