[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zauroczony, co?
Coraz bardziej. Austin się nie zatrzymywał. Alejka się rozwidlała. Skręcił w lewo, pod
górę.
- Chodzmy tędy.
Emma podążyła za nim.
- A co ona do ciebie czuje?
Wzruszył ramionami. Wiedział, że go pożąda, ale nie chciała tego przyznać. Ani tego, że
jest więzniem wampirów.
- Całowałeś się z nią?
Skrzywił się.
- Co za pytanie.
Emma się roześmiała.
- No tak, w końcu to nie w twoim stylu.
Dał jej kuksańca w bok. Zatoczyła się ze śmiechem.
- No, powiedz. - Przyspieszyła kroku, żeby go dogonić. - Tak czy nie?
-Powołuję się na piątą poprawkę do konstytucji.
- A więc tak!
- Tego nie powiedziałem.
Prychnęła pogardliwie.
- Powołanie się na piątą poprawkę jest równoznaczne z przyznaniem się do winy.
- Tutaj obowiązuje zasada: niewinny, póki nie udowodni mu się winy. U was, w Anglii,
wszystko jest na opak.
Uśmiechnęła się.
- Ale trafiłam! Całowałeś się z nią!
Szedł dalej.
- Uważaj, Austin. Co wiesz o niej ponad to, że zadaje się z wrogiem?
- Sprawdzam ją. Zresztą, coś nas... łączy. Bez problemu dostaję się do jej umysłu i uwierz
mi, nie ma tam ani odrobiny zła.
- Nie chciałabym psuć ci humoru, ale jeśli wie, że wdzierasz się w jej myśli, może
manipulować tym, co widzisz.
-Nie ma o tym pojęcia. Jest niewinna jak dziecko. -Zatrzymał się i spojrzał w prawo. W
mdłym świetle dostrzegał zarysy drzew i wielkiego kamienia. - A skoro o niewiniątkach
mowa, też słyszałaś krzyk?
-Nie wiem. - Odwróciła się na pięcie, wytężając wzrok.
Austin nadstawiał ucha, ale słyszał jedynie szelest liści na wietrze i przyspieszony oddech
Emmy. Zamknął oczy, skupił się. Napastnik bez problemu zdoła zdusić krzyki ofiary, ale
nie uciszy jej myśli. W Europie Wschodniej zlokalizował grupę kobiet i dzieci
przetrzymywanych w podziemnej izbie tortur, idąc tropem ich rozpaczliwych myśli.
Boże, pomocy!
- Tam. - Wskazał sporą polanę. W jej najdalszym zakątku zaatakowano kobietę. Wyjął
rewolwer, skinął głową, by poszła z prawej strony. Oddaliła się bezgłośnie i wyjęła z
torebki drewniany kołek. Ukrył się za wielkim głazem i wstrzymał oddech, słysząc
kobiecy jęk. Zwietnie. Wyjdzie na idiotę, jeśli to kochanków na gorącym uczynku.
Wyskoczył zza skały, celując w nich z pistoletu. O kurczę, to się dzieje naprawdę. Dwa
wampiry przyciskały kobietę do głazu. Jeden kąsał jej szyję, drugi ściągał jej bieliznę.
43
Dranie!
- Puśćcie ją! - Zbliżał się powoli, nie opuszczając broni.
Jeden z wampirów zostawił w spokoju jej spodnie i spojrzał gniewnie na Austina.
- Odejdz, śmiertelniku i zapomnij, co tu widziałeś.
Na szczęście Austin był odporny na telepatię. Odepchnął polecenie wampira.
- Nie ja odejdę, tylko wy. Na wieki.
Wampir zbliżał się do niego z głośnym sykiem.
- Jak śmiesz mi się sprzeciwiać? Ty durniu, nas nie powstrzymasz.
- Nie? - Uwagi Austina nie uszedł rosyjski akcent wampira.
Wycelował i wystrzelił.
Wampir drgnął. Złapał się za krwawiącą ranę na barku. Skrzywił się z bólu.
- Co zrobiłeś?
- Strzeliłem do ciebie srebrną kulą. Boli jak diabli, prawda?
Wampir rzucił się na niego. Austin wypalił po raz drugi. Wampir osunął się na kolana.
Tymczasem drugi puścił kobietę i spojrzał na Austina.
- Cholerna swołocz. - Zasłonił się dziewczyną. - Myślisz, że powstrzymają nas srebrne
kule?
Austin stłumił przekleństwo. Nie może atakować, póki wampir kryje się za ofiarą.
Przesunął się w lewo, szukając okazji do strzału.
Ranny wampir uniósł się w powietrze i miękko wylądował. Z jego ran płynęła krew.
Obnażył kły.
- Jestem od ciebie silniejszy. Nie zatrzymasz mnie.
- Może nie, ale popsuję ci zabawę. - Austin wypalił po raz trzeci. Wampir z jękiem skulił
się na ziemi.
-Swołocz! - Drugi szedł w jego stronę, ciągnąc za sobą kobietę. - Umrzesz!
Zatrzymał się gwałtownie. Na jego twarzy malowały się ból i zaskoczenie. Puścił kobietę.
Osunęła się na ziemię. Wampir wyprężył się, jęknął i rozsypał w proch.
Emma stała za nim i nadal trzymała w dłoni drewniany kołek, który wbiła mu w plecy.
Spojrzała na kupkę kurzu przy czarnych adidasach.
- Udało się - szepnęła. - Zabiłam wampira.
Drugi wampir dzwignął się na nogi.
- Suka! Zabiłaś Vladimira!
-A teraz zabiję ciebie. - Ruszyła w jego stronę ze wzniesionym kołkiem.
- Nie ujdzie ci to na sucho. Pomścimy Vladimira! -Ranny wampir zamigotał i zniknął.
- Nie! - Emma cisnęła kołkiem, ale wampir zdążył się teleportować w bezpieczne miejsce. -
Nie, do cholery!
Austin podbiegł do napadniętej dziewczyny. Wyjął komórkę z kieszeni i zadzwonił na
pogotowie. Sprawdził tętno rannej.
- Halo? Potrzebna karetka, i to szybko. Kobieta umiera. - Miała bardzo słaby puls. Podał
adres, Emma tymczasem uprzątała miejsce zbrodni. Odłożyła kołek i rozsypała szczątki
Vladimira.
- Udało się! - Jej pięść przecięła powietrze. - Nasza pierwsza ofiara! Nie cieszysz się, że tu
przyszliśmy?
-Bardzo. - Gdyby nie oni, te wampiry zgwałciłyby i zamordowały tę kobietę. To
naprawdę demony z piekła, jego praca znowu nabrała sensu. Wampiry to zło w czystej
postaci i trzeba je zniszczyć. Wiedział, co musi zrobić. Uprzedzi Seana, że jego córka
44
wychodzi za mąż za demona.
-Która godzina? - szepnęła Maggie. Wierciła się niespokojnie, szukała najwygodniejszej
pozycji na twardej, drewnianej ławce.
-Nie wiem - oparła Darcy szeptem. - Mniej więcej pięć minut pózniejsza niż kiedy ostatnio
o to pytałaś.
Vanda prychnęła głośno.
- I dziesięć minut po katastrofie!- Jej donośny głos niósł się echem pod wysokim
sklepieniem.
- Cicho! Nie tak głośno! - Maggie spojrzała na pozostałych gości, siedzących po drugiej
stronie nawy. Kiedy weszły do kościoła, Darcy z przerażeniem stwierdziła, że wszyscy
goście usiedli po stronie pana młodego. Oczywiście były to wampiry z klanu Romana,
uznała jednak, że Shanna poczuje się lepiej, widząc kogoś po twojej stronie. Usiadła więc
po stronie panny młodej. Maggie i Vanda poszły w jej ślady, ale pozostałe damy
odmówiły. Pozostały na swoich miejscach i szeptały z przejęciem. Był sobotni wieczór.
Wszyscy czekali na początek uroczystości.
I czekali.
W końcu Gregori poszedł sprawdzić, dlaczego ceremonia się opóznia.
- Cudownie wyglądasz, Darcy - szepnęła Maggie.
- Dzięki. Ty też.
Poprzedniego wieczoru Darcy, Vanda i Maggie wybrały się do Macy'ego na poszukiwania
odpowiedniej kreacji na dzisiejszą uroczystość. Darcy wystąpiła w brązowym jedwabiu.
Do sukni dobrała lśniące bolerko. Maggie wybrała wściekle różową kreację z cyrkoniami,
a nowa suknia Vandy była wąska, seksowna i fioletowa, jak jej włosy.
Niestety, pozostałe damy pojawiły się w swoich historycznych rynsztunkach. Suknia Cory
Lee zajmowała pół ławki i wyglądała, jakby zaatakowały ją sztuczne kwiaty i wstążki.
Jasnożółty kolor sprawiał, że zamiast żonkila Cora Lee bardziej przypominała szkolny
autobus.
Księżna Joanna ukryła włosy pod białym woalem i ozdobiła je złotą opaską.
Ciemnozielona suknia z trenem wyglądała spod płaszcza haftowanego złotą nicią. Na
biodra luzno zwisał pas wyszywany klejnotami.
Maria Consuela włożyła ukochane nakrycie głowy - wysoki kapelusz, z którego spływał
cieniutki welon. Rozszerzane rękawy wełnianej sukni opadały do kolan.
Otworzyły się drzwi do zakrystii i stanął w nich Gregori z ponurą miną. Szedł w ich
stronę.
Darcy wstała. Wyszła mu na spotkanie.
- I co?
Damy z haremu z ciekawością nadstawiły uszu.
-Nie wiem - odparł cicho, ale Darcy była pewna, że wszystkie go słyszały. - Mama miała
tu być dwadzieścia minut temu. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]