[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a potem powiedziała:
- Byłam wczoraj u madame Rosy. Zgodziła się przyjąć Ro
salind.
Peter nie okazał specjalnej wdzięczności, chociaż Jossie
długo musiała przekonywać modniarkę, żeby zajęła się nową
klientką.
- Sukienki! W czym to może pomóc? - wyraził wątpliwość.
- Wiem, że nigdy nie przywiązywaliśmy wagi do strojów,
ale mają one wielkie znaczenie dla twojej żony i musisz spró
bować postawić się na jej miejscu - wyjaśniła cierpliwie Jossie.
- Suknia od jednej z najsłynniejszych londyńskich krawcpwych
sprawi twojej żonie przyjemność i doda pewności siebie. Nawet
ja to zrozumiałam. Udało ci się porozmawiać z Rosalind?
- Próbowałem - powiedział ponuro. - Nie była zbyt skora
do rozmowy.
- W takim razie spróbuj jeszcze raz. Zapytaj, czy chciałaby
pójść do madame Rosy. Wiem, o czym mówię. - Starając się
podkreślić znaczenie swoich słów, pochyliła się ku niemu i mó
wiła bardzo wyraznie. %7ł daleka można było nawet odnieść wra
żenie, że tuli się do Petera.
Ivo widział tę scenę. Wracał od Tattersallów i właśnie mijał
bramę parku. Miał potwornego pecha. Tego ranka nie myślał
o insynuacjach Peregrine'a. Gdyby o nich pamiętał, pojechał
by inną drogą na Charles Street, by uniknąć podejrzeń o szpie
gowanie Jossie. Niestety, zobaczył ją, pogrążoną w serdecz
nej rozmowie z Peterem Radstockiem... drugi dzień z rzędu,
jeśli Peregrine mówił prawdę. Zcisnął konia piętami i jak naj
szybciej odjechał. Jossie była zbyt zajęta, żeby cokolwiek za
uważyć.
Po powrocie do domu Ivo uzmysłowił sobie, że aż się trzęsie
z wściekłości. Już wcześniej był rozdrażniony, i to w dodatku
z powodu Jossie. Dotychczas nie zależało mu naprawdę na żad
nej kobiecie. Przez pewien czas, dopóki nie ochłonął, miotał się
po pokoju niczym tygrys w klatce, wściekły na siebie i na cały
ród niewieści. Jossie niemal całowała się z Peterem! Jak mogła
próbować odzyskać Petera Radstocka? Czyż nie zdawała sobie
sprawy, że to słaby, pozbawiony charakteru, niezdecydowany,
rozpieszczony dzieciak? Radstock należał do tych, którzy nigdy
nie dorastają, nawet jeśli dożywają sędziwego wieku... Czyżby
Jossie chciała niańczyć go przez całe życie? Zapomniała, że jest
żonaty?
Pomału się uspokajał i spojrzał na to wydarzenie innymi
oczami. Jossie z pewnością nie chciała odciągnąć Petera od
żony. Nie pozwoliłaby sobie na to, nawet jeśli nadal go ko
cha. Była odważna i mogła nie dbać o konwenanse, lecz
absolutnie nie można było tego powiedzieć o Radstocku. Mu
siała wiedzieć, że Peter nie poradziłby sobie z poczuciem od
trącenia przez lokalną społeczność, która z pewnością by go po
tępiła.
Dlaczego jednak spotykała się z nim w parku? Jeszcze nie
dawno podejrzewał, że planuje zemstę. Może teraz też prowa
dziła jakąś grę? Może chciała rozkochać w sobie Radstocka, by
potem móc go odtrącić?
Wykluczone! Jossie, którą znał, nigdy nie upadłaby tak
nisko.
Nalał sobie brandy?Pogrążony w rozmyślaniach, stał przy
oknie, powoli sącząc alkohol. Czy miał rację, ufając swemu in
stynktowi? Dziewczyna, którą znał przed lipcem zeszłego roku,
była urocza - bezpośrednia, niepowtarzalna, odważna i wierna,
a do tego mądra. Jednak w tamten lipcowy wieczór zawalił się
jej dziewczęcy świat. Nic dziwnego, że zmieniła się i ona sama
- czy aż na tyle, by chcieć zemsty na Radstocku? Miał nadzieję,
że nie.
Odstawił szklaneczkę i wolno zszedł na dół. Zachowywał się
jak zadurzony głupiec. Musiał przyznać, że do szaleństwa kocha
Jossie Morley, bez względu na to, czy jej postępowanie wyni
kało z braku rozsądku, czy z żądzy zemsty. Wciąż się o nią tro
szczył i był gotów jej bronić, pozostać jej opiekunem. Uśmie
chnął się gorzko. Kto by pomyślał, że Ivo Trenchard, cyniczny,
doświadczony stary wyga, niepoprawny kobieciarz, może tak
głęboko zakochać się w Jossie Morley, że będzie gotów jej bro
nić niezależnie od jej poczynań? Jego przyjaciele, londyńskie
elity... wszyscy pękaliby ze śmiechu!
Postanowił nie zastanawiać się nad reakcjami wielkiego
świata. Nie miały żadnego znaczenia. Będzie musiał porozma-
w iać z Jossie, by ją ostrzec. Nie mógł ufać Peregrine'owi, który
chętnie by mu zaszkodził. Ktoś inny też mógł widzieć scenę
w parku. Niewinna rozmowa może okazać się grozną bronią
w rękach zręcznego manipulatora. Perry dobrze wiedział, że ra
niąc Jossie, zrani też brata, a z pewnością nie zamierzał się za
stanawiać, czy nie ucierpią na tym inni. Ivo postanowił po
rozmawiać z Jossie.
Znalazł ją w bibliotece. Grała z lordem Veryanem w tryk-
traka.
- Chodz tu do nas, Ivo! Uczcij to razem ze mną! Właśnie
wygrałem z Jossie, a to zdarzą się niezmiernie rzadko. W czym
możemy ci pomóc?
.... - Serdecznie gratuluję. Chciałem zapytać Jossie, czy nie
wybrałaby się ze mną na spacer.
- Doskonały pomysł. Nie była w formie w czasie tej partii.
- Poklepał Jossie po ręce. - Jesteś bardzo blada, moje dziecko.
Za dużo balów i tym podobnych. Zbyt wielu książąt chce z tobą
zatańczyć. Idz się przewietrzyć, to ci dobrze zrobi.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu, jednak uważnie obserwował
parę wychodzącą z pokoju.
Ivo zabrał Jossie do Hampstead, zostawił powóz pod opieką
stangreta i spacerem udali się na wrzosowisko. Przez chwilę szli
w milczeniu. Jossie była przygaszona, a Ivo zastanawiał się, jak
ostrożnie zacząć rozmowę.
- Widziałem cię dzisiaj wcześniej  odezwał się w końcu.
- Gdzie? Nie zauważyłam cię.
- Przy Chesterfield Gate, w parku. Nie jestem zaskoczony,
że mnie nie widziałaś. Byłaś bardzo zajęta.
- Byłam z Peterem.
- Mam nadzieję, że nie jesteś w nim zakochana? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •