[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie ustępował.
- Rafe, nie męcz mnie, bo i tak za ciebie nie wyjdę -ucięła
zmęczonym tonem. Jej ciało, tak przed chwilą chętne, stało się nagle
obojętne, jak z drewna.
Cholerna baba! Wstał gwałtownie i wyszedł do łazienki, aby
umyć się i ogolić. Liczył, że nieco się uspokoi, bo prawdę mówiąc,
miał ochotę przełożyć Elizabeth przez kolano jak krnąbrne dziecko.
Nie rozumiał, skąd brał się u niej ten zajadły opór, kiedy tylko
wspominał o małżeństwie.
Ubrał się i wrócił do sypialni.
- Pytam cię jeszcze raz: wyjdziesz za mnie?
Stała u okna, okryta jedynie przezroczystym peniuarem,
zwrócona do mego profilem. Z ruchu warg odczytał bezgłośne nie".
99
anula
ous
l
a
and
c
s
- W takim razie nie mam wyboru - stwierdził i podszedł do
telefonu. Otworzył notes i zaczął wystukiwać numer.
- Co robisz?
- Dzwonię do twojego ojca.
- Do mojego ojca? - Odwróciła się ku niemu gwałtownie. -
Natychmiast odłóż słuchawkę!
Rafe udawał, że nie słyszy.
- Po co do niego dzwonisz?
- Aby go poinformować, że jesteś ze mną w ciąży i że nie chcesz
wyjść za mnie, choć błagam cię o to na kolanach.
Grał nie fair, ale nie widział innego sposobu przełamania jej
oporu. Dziecko musi nosić jego nazwisko, a jego matka musi zostać
jego żoną. Koniec, kropka.
- Nie! - krzyk był tak rozpaczliwy, że odruchowo odłożył
słuchawkę, w której dzwięczał już sygnał połączenia.
- Dlaczego tak protestujesz?
Przygryzła nerwowo wargi. Spojrzenie miała nadal pełne buntu,
ale widać już było, że powoli zaczyna rozumieć jego bezsens.
- Dobrze, wyjdę za ciebie - powiedziała zrezygnowanym tonem.
- Tylko nie mów nic moim rodzicom.
- I tak będziesz im kiedyś musiała to powiedzieć.
- Wiem, ale chcę to zrobić sama.
- Dobrze, w takim razie jedziemy do ślubu.
- Co? Dzisiaj? - Tego się nie, spodziewała. Zły płomień znów
rozbłysnął jej w oczach. - Ukartowałeś to! -rzuciła oskarżycielko. -
100
anula
ous
l
a
and
c
s
Cała ta wyprawa była ci potrzebna tylko po to, by zwabić mnie w
pułapkę.
Rafe nie dał się sprowokować. Spokojnie zniósł rozgniewane
spojrzenie zielonych oczu i podniósł ramiona w geście poddania się.
- Niczego nie planowałem na sto procent, ale po naszej ostatniej
nocy stało się dla mnie jasne; że jesteśmy dla siebie stworzeni. Poza
tym chcę, żeby dziecko miało normalną rodzinę. I żeby nie musiało
walczyć o swoje dziedzictwo.
Elizabeth prychnęła szyderczo.
- I to mówi ktoś, kto wyrzekł się swojego!
Strzał był celny i wiedziała o tym. Podeszła do niego, krzyżując
ramiona na piersi.
- Chcesz wiedzieć, jak jest naprawdę, Rafe? Boisz się własnej
rodziny. Kiedy po raz pierwszy od dziesięciu lat przyjechałeś do
domu, uczyniłeś to incognito i unikałeś swoich rodziców.
- Wcale nie obawiam się swojej rodziny - zaprzeczył
podniesionym głosem. Uderzyła w bolesny punkt, ale nie mógł się do
tego przyznać. - To raczej oni powinni obawiać się mnie po tym, co
zrobili.
- A co zrobili? - zapytała z ciekawością. Po raz pierwszy
odkrywał przed nią inną, nieznaną jej część swego życia.
- Nieważne - odburknął. Nie miał ochoty zwierzać się teraz i
wspominać.
Raphaelu, zrozum, jego ojciec jest rzeznikiem. Tak, owszem, to
miły chłopak, ale nie może być towarzystwem dla ciebie.
101
anula
ous
l
a
and
c
s
Rozmawiałem już zresztą z jego rodzicami i zapowiedziałem, że
wasza znajomość nie może być kontynuowana".
Z wysiłkiem uciszył głosy z przeszłości. Teraz liczyła się tylko
przyszłość.
- Szykuj się, dobrze? - poprosił, lecz w jego głosie było żądanie.
Za pół godziny wychodzimy.
- Muszę wziąć prysznic i zjeść śniadanie. Daj mi godzinę.
- Dobrze. W takim razie spotykamy się w barze na dole.
- Tak jest, Wasza Wysokość.
Elizabeth czekała niecierpliwie, aż królewska limuzyna
podjedzie pod wyjście dla VIP-ów. Szumiało jej w głowie. Długi lot i
różnica czasu, nie mówiąc o klimacie, zrobiły swoje. Rafe już pewnie
dawno się domyślił, że wróciła do domu.
Była z siebie dumna, że udało się jej tak szybko dokonać skoku
przez ocean. Zaczęła od telefonu do Laury Bishop z rancza Coltona.
Laura dowiedziała się wszystkiego i dokonała szybkich rezerwacji.
Obiecała ponadto przekazać Aleksandrze, że na razie Sam Flynn nie
dał znaku życia. Elizabeth miała wielką nadzieję, że wspólnie z
siostrami zdoła doprowadzić do spotkania z człowiekiem, który mógł
być jej bratem, porwanym w dzieciństwie i uznanym za zmarłego.
Jednak wiele wskazywało na to, że żył, czego dowodziły stare
kartoteki domu dziecka w Catalinie. Pole poszukiwań zostało
zawężone do dwóch osób - Sama Flynna, który miał zadzwonić do
Phoenix, i Johna Coltona, młodszego, przyrodniego brata Mitcha -
102
anula
ous
l
a
and
c
s
amerykańskiego męża siostry Aleksandry. Jednak Mitch twierdził, że
John jest wolnym duchem i ujawni się, kiedy sam zechce.
Elizabeth miała wyrzuty sumienia, że porzuca sprawę w chwili,
kiedy rozwiązanie jest tak blisko, ale nie miała innego wyjścia.
Liczyła, jak zwykle, na zrozumienie sióstr. Musiała uprzedzić Rafe'a i
powiedzieć o wszystkim rodzicom, i to było w tej chwili
najważniejsze. W razie czego Laura będzie wiedziała, co robić, kiedy
odezwie się Flynn czy młody Colton.
Dalej wszystko poszło sprawnie - lot do Nowego Jorku, na
lotnisko Kennedy'ego, i kolejny lot - przez Atlantyk, do domu.
Limuzyna podjechała. Z ulgą zobaczyła znajomą twarz szofera,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]