[ Pobierz całość w formacie PDF ]

l
anda
sc
Tara skinęła głową Chance'owi, a potem zwróciła się do Jennifer.
- Chciałam tylko przynieść Sarah mały prezencik. - Podała Jennifer
misia w stroju tancerki.
- Ucieszy się - powiedziała Jennifer. - Bardzo ci dziękuję.
- Nie ma za co. My, samotne matki, musimy się nawzajem wspierać,
prawda?
- Pewnie - potwierdziła Jennifer, rzucając spojrzenie na Chance'a.
Tara spojrzała na swój elegancki zegarek i westchnęła.
- Nie mogę zostać. Ale chciałam ci uświadomić, że wszystkie o tobie
myślimy. A ja szczególnie. Wiem, jak trudno jest samej opiekować się
dzieckiem i nie mieć z kim dzielić troski.
- Tak, wiem, że mnie rozumiesz. I dziękuję, że przyszłaś.
- Ucałuj Sarah ode mnie, dobrze? Chance, miło cię było spotkać. -
Tara odwróciła się i poszła, stukając wysokimi obcasami. Przy drzwiach
nagle się obejrzała. - Za tydzień czy dwa odwiedzę was w domu.
Zadzwoń, jak będziesz gotowa.
- Będziemy czekać.
- Jak miło, że przyszła - powiedział Chance, a jego głęboki, niski
głos, przyprawił Jennifer o drżenie.
- Owszem.
- Na pewno dobrze się czujesz? - spytał.
- Tak - mruknęła, przyglądając się misiowi. Ale nie czuła się dobrze.
Zbyt wiele myśli kotłowało jej się w głowie, by mogła dobrze się czuć.
Samotna matka. Te dwa słowa poruszyły strunę, która i tak
nieustannie dzwięczała gdzieś na dnie jej duszy. Do tej pory nie zdawała
sobie z tego sprawy, ale prawda była taka, że rzeczywiście była
całkowicie samotna, póki Chance nie pojawił się w jej życiu. Przez
ostatnie trzy tygodnie zawsze był przy niej. Przy niej i przy Sarah.
Do licha, z ust córeczki bez przerwy słyszała słowo  Chanz", a
czasami nawet mówiła o nim  tatuś". Zdając sobie nagle sprawę, jak
ważny stał się dla nich obu, i jak wielką pustkę pozostawi po sobie, gdy
wyjedzie, poczuła w sercu szarpnięcie. A wyjedzie na pewno, i to już
niedługo. Jego rana prawie się wygoiła. Wkrótce znów uda się gdzieś na
wojnę, prosto na linię ognia.
Do diabła, ona o to wszystko nie prosiła. Nie chciała się o niego
Anula & Polgara
ous
l
anda
sc
martwić. Nie potrzebowała po raz drugi przeżywać takiego bólu.
Potrzebowała kogoś statecznego. Przewidywalnego aż do znudzenia.
Mężczyzny, który będzie codziennie kwadrans po piątej wracał z pracy
do domu. Absolutnie nie potrzebowała kolejnego wojownika.
Zacisnęła palce na miękkim futerku misia. Więc dlaczego pokochała
właśnie wojownika?
Dwa dni pózniej Chance, zatrzymując samochód na podjezdzie przed
domem Jennifer, myślał o tym, że czuje się tak, jakby naprawdę wracał
do domu. Dziwne uczucie u mężczyzny, który od czasów dzieciństwa
nie miał domu.
Dziwne... ale miłe.
Wyjął kluczyki ze stacyjki, zaciągnął ręczny hamulec, a potem po
prostu siedział. Siedział i patrzył na dom. Wyobrażał sobie Jennifer i
Sarah tam, w środku, a siebie tysiące mil stąd.
Z jękiem chwycił kierownicę obiema rękami i ściskał tak mocno, że
wcale by go nie zdziwiło, gdyby rozerwał ją na pół. Ale to mu w niczym
nie pomogło.
Wyjeżdżał. Otrzymał rozkazy. Właśnie dziś rano rozmawiał ze swoim
dowódcą. Za kilka dni już go tu nie będzie. Wyruszy Bóg wie dokąd, w
nieznane, a Jennifer i Sarah będą nadal żyły swoim życiem - bez niego.
Za jakiś czas stanie się dla nich tylko mglistym, choć miłym
wspomnieniem. Zresztą dla Sarah nie będzie nawet wspomnieniem. Jest
za mała. Nie będzie go pamiętała. To bolało. Chance próbował
zignorować swój ból, ale tkwił on za głęboko. Nawet po zranieniu nie
czuł się tak zle.
I ten ból będzie już za nim szedł przez resztę życia. Chance wiedział o
tym. Nie może na to pozwolić! Pragnie Jennifer. Potrzebuje jej. I wie
dobrze, że ona czuje to samo.
Wreszcie wysiadł z samochodu, zatrzasnął drzwiczki i ruszył do domu
jak człowiek wypełniający misję. W duchu przywoływał wszystkie
argumenty, jakie Jennifer mogłaby wysunąć i znajdował na każdy
ripostę. To będzie najważniejsza bitwa, jaką kiedykolwiek w życiu
stoczył, i zrobi wszystko, by ją wygrać.
Przez uprzejmość zapukał do drzwi, ale nie czekał na odpowiedz.
Otworzył je sobie sam i wszedł do domu, z którym wiązał tyle nadziei i
Anula & Polgara
ous
l
anda
sc
marzeń. Promienie słońca świeciły przez zasłony, tworząc koronkowe
plamy na podłodze. Ogarnęła go fala ciepła i wciągała coraz głębiej do
tego przytulnego pokoju.
- Tato?
Chance poczuł, jak serce nabrzmiewa mu ze szczęścia. Sarah już
podnosiła się z podłogi i biegła do niego. Z wyciągniętymi ramionami
opadł na kolana i uśmiechnięty czekał, aż dziewczynka z impetem w nie
wpadnie.
- Sarah, nie! - Ostry głos Jennifer wtargnął w tę . chwilę radości i
położył jej kres.
Sarah stanęła jak wryta i ze zmarszczonym czółkiem, układając buzię
w podkówkę, przesuwała spojrzenie od matki do klęczącego w drzwiach
Chance'a.
- Jest Chanz - powiedziała nadąsana.
- Widzę - odparła spokojnie Jennifer. - Ale nie możesz biegać,
dziecino. Powinnaś chodzić. Powoli.
Chance niecierpliwie westchnął i podniósł się z klęczek. Podszedł do
Sarah, wziął ją na ręce i wycałował. Mała uspokoiła się. .
Chance spojrzał na Jennifer, która właśnie podchodziła, by odebrać
mu małą. Gdy miała ją już w ramionach, przesunęła ręką po jej ciele, od
stóp do głów, jakby chciała się upewnić, że dziecku nic się nie stało.
- Jen, powinnaś z tym skończyć - powiedział z irytacją. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •