[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyślizgnęłam się z jego ramion.
Nie powiedziałam nic tej kobiecie. Ale ten przeklęty telefon zadzwonił, gdy
wysiadałam z samochodu. Wiedziała, że skłamaliśmy co do tego, dlaczego tam byliśmy.
Nie obchodzi ich, czy kłamiemy na temat telefonu. Pewnie myślą, że byliśmy się tam
obściskiwać czy coś. Nie musisz się martwić, Kat.
Ale niepokój nie zniknął. Ciągle we mnie krążył. Coś w tej Nancy było. Jakby coś
kalkulowała. Jakby to był test, a my go oblaliśmy.
Uniosłam głowę i napotkałam jego wzrok.
Cieszę się, że nic ci nie jest.
Uśmiechnął się.
Wiem.
Całą noc mogłabym tu stać i patrzeć w te błyszczące oczy, ale coś mi kazało uciec od
niego najdalej i najszybciej jak to możliwe. Nic dobrego nie wyjdzie z tego wszystkiego.
Odwróciłam się i odeszłam.
Rozdział 16
Jak się spodziewałam, większą część Dziękczynienia spędziłam sama, wałęsając się po
domu. Mama była zawalona pracą. Miała dwie zmiany, przez co nie będzie jej w domu od
popołudnia w czwartek aż do południa w piątek.
Mogłabym pójść naprzeciwko. Zarówno Dee jak i Daemon mnie zaprosili, ale nie
czułabym się dobrze, wkraczając w kosmiczne Dziękczynienie. I wiedziałam, że każdy, kto
się tam pojawił, jest w sekrecie ET, bo przecież jak podglądaczka zerkałam przez okno za
każdym razem, gdy naprzeciwko trzasnęły drzwi. Nawet Ash przyjechała z braćmi. Chociaż
wyglądała, jakby szła na pogrzeb, a nie rodzinny obiad.
Części mnie nie podobało się to, że tam była. O tak, byłam zazdrosna. Głupia.
Ale dobrze zrobiłam, że nie poszłam.
Byłam kłębkiem nerwów. Dzisiaj przewróciłam stolik do kawy, roztrzaskałam trzy
szklanki i wysadziłam żarówkę. Przebywanie z innymi pewnie jest dobrym pomysłem, ale
miło by było zatracić się w świętowaniu chociaż na chwilę. Jedyny pozytyw był taki, że nie
doskwierał mi rozdzierający ból głowy.
Około szóstej wieczorem poczułam tak bardzo znajome łaskotanie na karku tuż przed
tym, jak Daemon zapukał. Rozrastała się we mnie kula emocji, gdy pospieszyłam do drzwi.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam, było wielkie pudło przy nim, a także zapach
pieczonego indyka i batatów.
Hej powiedział, wyciągając przed siebie stos przykrytych talerzy. Szczęśliwego
Zwięta Dziękczynienia.
Zamrugałam powoli.
Szczęśliwego Zwięta Dziękczynienia.
Zamierzasz mnie zaprosić? Potrząsnął talerzami. Przychodzę z darami w formie
jedzenia.
Odeszłam na bok.
Wszedł do środka z szerokim uśmiechem i machnął wolną ręką. Karton podniósł się z
ganku i podążył za nim jak pies. Wylądował dokładnie w korytarzu. Zanim zamknęłam
drzwi, dostrzegłam Ash i Andrew wsiadających do samochodu. %7ładne z nich się nie
obejrzało.
Poczułam gulę w gardle, gdy odwróciłam się do Daemona.
Przyniosłem po trochu wszystkiego. Skierował się do kuchni. Mam indyka, bataty,
sos żurawinowy, tłuczone ziemniaki, zapiekankę z zielonym groszkiem, jakieś jabłka z
kruszonką i dyniowe... Kotek? Idziesz?
Odsunęłam się od frontowych drzwi i poszłam do kuchni. Właśnie nakrywał do stołu.
Po prostu... nie wiedziałam, co myśleć.
Daemon uniósł dłonie i dwa szklane świeczniki, których mama nigdy nie używała,
podpłynęły do stołu. Następne były świeczki, które zapalił machnięciem ręki.
Gula urosła jeszcze bardziej, prawie mnie dławiąc.
Zastawa stołowa i szklanki wyleciały z otwartych szafek, a wino mamy z lodówki.
Samo nalało się do dwóch kryształowych kieliszków. Gdy to wszystko się działo, Daemon
stał pośrodku kuchni. To było jak scena prosto z Pięknej i Bestii. Czekałam, aż imbryk do
herbaty zacznie śpiewać.
A po kolacji mam dla ciebie niespodziankę.
Masz? wyszeptałam.
Skinął głową.
Ale najpierw zjesz ze mną kolację.
Poczłapałam do stołu i usiadłam, obserwując go zamazanym wzrokiem. Nałożył mi
jedzenie na talerz, a potem usiadł przy mnie. Odchrząknęłam.
Daemon, nie... nie wiem, co powiedzieć, ale dziękuję.
Nie potrzebnie odparł. Nie chciałaś do nas wpaść, i rozumiem to, ale nie powinnaś
być sama.
Obniżyłam wzrok, żeby nie mógł zobaczyć łez zbierających się w moich oczach.
Dlatego osuszyłam kieliszek białego wina o gorzkim smaku. Gdy spojrzałam w górę, uniósł
wysoko brwi.
Ponosi cię wymamrotał.
Uśmiechnęłam się.
Może... ale tylko dzisiaj.
Trącił mnie kolanem pod stołem.
Jedz, zanim wystygnie.
Jedzenie było boskie. Zniknęły wszelkie wątpliwości co do kulinarnych zdolności Dee.
Podczas naszej małej kolacji wypiłam kolejny kieliszek wina. I zjadłam wszystko, co
Daemon kładł mi na talerz, łącznie z dokładkami.
A gdy nadziewałam dyniowe ciasto na widelec, byłam albo wstawiona, albo
zaczynałam wierzyć, że przemawiało przez niego coś więcej niż więz. %7łe może troszczył się
o mnie, bo byłam w stanie z tym walczyć powiedzmy i wiem cholernie dobrze, że
Daemon też by potrafił, gdyby chciał.
Ale może właśnie nie chciał walczyć z tą więzią.
Sprzątanie po kolacji było dziwnie intymnym doświadczeniem. Nasze łokcie otarły się o
siebie kilka razy. Zmywaliśmy naczynia w komfortowej ciszy, bok przy boku. Czułam, że
się rumienię. Myśli miałam zbyt chaotyczne.
Za dużo wina.
Potem podążyłam za Daemonem do korytarza. Bez dotykania przeniósł karton do
salonu. W środku coś brzęczało. Siedziałam na skraju kanapy, bawiąc się dłońmi, i
czekałam. Nie miałam pojęcia, co zamierzał.
Daemon otworzył karton i sięgnął do środka. Wyciągnął zielone gałązki i szturchnął
mnie nimi.
Mamy drzewko do ubrania. Wiem, że to nie to samo, co podczas parady, ale leci
właśnie Charlie Brown Thanksgiving,* a to nie tak zle.
To koniec. Powróciła gula w moim gardle, ale tym razem nie dałam rady się
powstrzymać. Zeskoczyłam z kanapy i wybiegłam z pokoju. Azy płynęły mi po policzkach.
Emocje zatkały mi gardło, gdy wycierałam oczy.
Daemon pojawił się przede mną, blokując mi wejście na schody. Oczy miał szeroko
otwarte, zrenice rozszerzone. Próbowałam się obrócić, ale szybko chwycił mnie za ramiona.
Nie zrobiłem tego, żeby dać ci powód do płaczu, Kat.
Wiem. Pociągnęłam nosem. Po prostu...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]