[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Siedziała na tapczanie, popijając kawę i głaszcząc Maca. Wielkie kocisko ciągle nie
przepadało za zbyt długim przebywaniem z ludźmi, ale postępy w jego oswajaniu były
widoczne. Nadal znikał na całe noce, lecz zawsze wracał przed śniadaniem. Teraz, gdy sobie
podjadł, przysiadł na tapczanie i leniwie pod dawał się pieszczotom.
Sara w zadumie spoglądała w okno z widokiem na morze. Niewiele mogła zobaczyć, bo
wszystko pokrywała mgła, która jednak nie powstrzymała Raza przed wyjściem z domu. Pod
tym względem sierŜant Rasmussin przypominał Maca i kaŜdego dnia biegał wzdłuŜ plaŜy.
Sara gładziła kocią sierść, starając się oderwać myśli od męŜczyzny, który ostatniej nocy
został jej kochankiem.
Poranny chłód nakazywał pomyśleć o roznieceniu ognia w kominku. Sara włączyła radio i
ogarnęła spojrzeniem choinkowe lampki. Uśmiechnęła się. Widok drzewka poprawił jej
nastrój. Wierzyła w cuda. Jak inaczej nazwać jej zwycięstwo nad własną ułomnością.
Niestety, cuda nie pojawiały się na Ŝyczenie i nie zawsze przytrafiały się tym, którzy
najbardziej na nie zasługiwali. Po prostu istniały jak wiatr lub deszcz i czasem się zdarzały.
Kot zamiauczał, przypominając swej pani o jej obowiązkach.
— Wiem, co chcesz znaleźć pod choinką — roześmiała się Sara. — Puszkę tuńczyka. CzegóŜ
więcej moŜe pragnąć taki kocur jak ty?
Sara nie miała pojęcia, czym obdarować Raza. Zamierzała zadzwonić później do Livvy i
namówić ją na wspólne zakupy. Postanowiła nie mówić kochankowi, Ŝe Harry zaprosił ich na
motocyklową przejaŜdŜkę. Po chwili uznała jednak, Ŝe nie po winna prosić Livvy o
towarzystwo. Po co umacniać wśród ludzi przekonanie, Ŝe coś ją łączy z Razem. Mogłoby się
zdarzyć, Ŝe sama zbyt łatwo zaczęłaby myśleć o nich obojgu jako o parze. A przecieŜ los
połączył ją z tym człowiekiem tylko chwilowo. Powinna o tym pamiętać i nie robić sobie
złudnych nadziei. Nie miała zamiaru sprawiać Razowi kłopotu i wysuwać wobec nie go
jakichkolwiek Ŝądań. To nigdy nie zdawało egzaminu. Najlepszy przykład stanowił związek
jej rodziców.
Mac jeszcze raz potrącił dłoń swojej pani, dopominając się o swoje.
- I nie będziesz niczego Ŝądać, prawda? - powiedziała Sara głośno do kota. — I załoŜę się, Ŝe
się nie rozpłaczesz ani nie zaczniesz niczym ciskać, gdy przestanę cię pieścić.
Wypiła łyk kawy zadowolona, Ŝe niedługo znajdzie coś pod choinką. Dzwoniła właśnie do
Houston i wysłuchała nagranej informacji o nadejściu paczki od ciotki. Od Raza nie
spodziewała się Ŝadnych prezentów. Myśl o nadchodzących świętach wyraźnie go złościła.
Sara zastanawiała się, czy miało to jakiś związek z dręczącymi go koszmarami, o których nie
chciał mówić. Bardzo pragnęła mu pomóc, lecz nie wiedziała, jak to zrobić. W końcu nie był
nieprzytomnym pacjentem, którego moŜna gruntownie przebadać.
Ciągle pozostawał policjantem lojalnym w stosunku do prze łoŜonych, czemu więc zamierzał
odejść z pracy? Co mu się przytrafiło, Ŝe kilka miesięcy temu wylądował w cięŜkim stanie w
szpitalu? Kim była Margueritte?
Popijając kawę, Sarę próbowała odpędzić bolesne myśli. Gdy zadzwonił telefon komórkowy,
Mac drgnął niezadowolony, Ŝe Sara przerwała pieszczoty i wstała, by podnieść słuchawkę.
Mokra mgła oblepiała twarz Raza. Nie widział prawie niczego, lecz nie zwalniał biegu. Na
początku pobytu na wyspie biegał, by uciec od Sary, teraz robił to dlatego, by podjąć
wyzwanie rzucone mu przez los. Krzyk mew i szum oceanu sprawiały mu przyjemność. Lubił
swoją samotność. Podczas biegania o niczym nie myślał. Teraz, gdy zwolnił, w głowie zaroiło
się od natrętnych myśli. Wiedział, Ŝe nie moŜe być równocześnie kochankiem i ochroniarzem
Sary, choć miał nadzieję...
To było coś nowego. Nadzieja. PrzecieŜ od dłuŜszego czasu czuł się jak martwy. Nie ufał tym
oznakom odmiany, lecz nie odrzucał ich ze względu na Sarę. Wierzył, iŜ rezygnując z roli
ochroniarza, utrzyma przez jakiś czas pozycję jej kochanka. Dziś rano zastanawiał się, czy nie
zadzwonić do brata. Wierzył, Ŝe Tom znajdzie kogoś na jego miejsce, lecz ostatecznie
postanowił wstrzymać się z decyzją i najpierw porozmawiać o tym jeszcze raz z Sarą.
Gdy wszedł do domu, nie zaniepokoił się, widząc, Ŝe Sara rozmawia przez telefon.
Dreszczem przejął go dopiero wyraz jej pobladłej twarzy.
— Dzwoni twój brat. — Podała mu telefon i zapatrzyła się w widok za oknem.
Raz zauwaŜył, Ŝe dzisiaj nie uŜywała kuli. Spokojnie przy łoŜył słuchawkę do ucha.
— Co się stało? — zapytał.
— Najpierw mi powiedz, czy z nią sypiasz? — sucho odezwał się Tom. — Bo jeśli tak, to
jesteś w duŜych kłopotach. Nie po wiedziałeś jej o narkotykach kradzionych ze szpitala i o
tym, jakie to ma znaczenie dla jej sprawy. Kobiety nie lubią, gdy coś się przed nimi ukrywa.
— Klientom mówi się tylko to, co konieczne — odparł Raz, ostroŜnie sprawdzając, czy Sara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]