[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zupełnie nie ma apetytu, a my nie zmuszamy jej do jedzenia.
- Koniec chyba nadejdzie szybciej, niż myśleliśmy.
- Tak. Lekarze mówili na początku, że to sprawa kilku tygo-
dni, ale teraz wcale mi się tak nie wydaje.
- A jak tam Stevie?
- Powoli godzi się z tym, że jej matka jest nieuleczalnie
chora, chociaż na początku była przerażona tym pomysłem z ho-
spicjum. Sara czuje się lepiej, ale cały czas jest smutna. Ten
chłopak już jej nie odwiedza, więc może o to chodzi.
- A co z synami państwa Lyristakis?
- Jeden powoli wraca do siebie, a z drugim wciąż są kłopoty,
ale niedługo powinien nastąpić przełom. Doktorzy Ferguson
S
R
i Hunterdon zgodzili się w końcu, żeby pani Lyristakis odwie-
dziła dziś synów i prosili, żebyś ty także z nią przyszła na pe-
diatrię. Ostatnio była bardzo rozstrojona nerwowo. Spróbuj jej
jakoś delikatnie powiedzieć, żeby przypadkiem nie zaczęła tam
lamentować.
- Powiem jej to wprost odparła Caitlin. - Jeśli będzie
płakać i rozpaczać, dzieci się wystraszą i ich stan znowu się
pogorszy. To powinno przemówić jej do rozsądku.
Wizyta na pediatrycznym oddziale intensywnej opieki me-
dycznej była zaplanowana na pózne przedpołudnie. Tego dnia
pani Reid miała też zostać przewieziona do hospicjum Newby
House. Parę dni wcześniej odwiedził ją zespół opieki paliatyw-
nej, by ustalić, jakie przepisać jej leki. Do obowiązków Caitlin
tego ranka należało jedynie podać chorej odpowiednią dawkę
środków uśmierzających, by nie męczyła się podczas podróży
karetką. Potem upewniła się, czy pani Reid zabrała wszystkie
rzeczy i pomogła przenieść ją do samochodu, a także odpowie-
działa na kilka pytań zdenerwowanej Stevie.
Wszystko przebiegało zgodnie z planem, a Betty Reid była
na tyle przytomna, że zdołała pożegnać się z pielęgniarkami
i podziękować za pomoc. Caitlin wiedziała, że wkrótce chorej
trzeba będzie zwiększyć dawkę narkotyków i prawdopodobnie
ostatnie dni swego życia spędzi w stanie silnego odurzenia.
Jednakże nawet wtedy obecność córki będzie miała dla niej
wielkie znaczenie, choć pewnie pani Reid nie zdoła już wyrazić
tego w słowach.
Sara odpoczywała teraz po przebyciu drugiej operacji. Ból
już jej tak nie dokuczał i na początku następnego tygodnia miała
wrócić do domu. Fakt ten jednak nie napawał jej szczególną
radością.
S
R
- Co tam u Michaela? - spytała Caitlin, gdy przyszła do
Sary, by zmienić jej opatrunek, zmierzyć ciśnienie, temperaturę
i puls.
- Rozstaliśmy się w końcu. Odwiedził mnie dwa razy po
wypadku, ale zrobił to wyłącznie z poczucia obowiązku i oboje
zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
- Ale nadal coś cię gryzie?
Sara poruszyła się niespokojnie.
- Och... Byłam niemądra, to wszystko. Uświadomienie so-
bie tego wcale nie jest przyjemne. To dziwne, na początku
czułam się tak zadurzona, że uważałam go za nie wiadomo
kogo... Pracował w reklamie i miał tylu znajomych. Zdawało
mi się, że znalazłam się w wielkim świecie i stałam się inną
osobą, ale to było takie niemądre. Kiedy jesteśmy z kimś, nie
powinniśmy udawać kogoś innego, bo inaczej pojawią się kło-
poty. Pamiętasz Pete'a?
- Tego studenta weterynarii, z którym chodziłaś wcześniej?
- Rzuciłam go, kiedy tylko poznałam Michaela - wyznała
Sara gorzkim tonem.
- A więc to tak było.
- No właśnie! To okropne, co zrobiłam. Nic dziwnego, że
już potem nie próbował się ze mną kontaktować. Oczywiście
powiedziałam mu, że możemy zostać przyjaciółmi, ale to był
tylko taki wykręt i on z pewnością to wiedział. Był zbyt dumny,
żeby mi się narzucać. Ale gdyby teraz nagle tutaj się zjawił...
- Oczy Sary napełniły się łzami. - Przepraszam cię, Caitlin.
Użalam się nad sobą, a tym masz przecież mnóstwo roboty. Jak
tam moja temperatura i ciśnienie?
- W porządku. Ale nie powinnaś się tak zamartwiać.
- Wszystko będzie dobrze, Caitlin. Wyrzuty sumienia nie są
S
R
przyjemne, ale może wyciągnę z tego wnioski na przyszłość.
No, idz już i nie zawracaj sobie mną głowy.
Caitlin wyszła z pokoju, zastanawiając się, jak pomóc przy-
jaciółce. Nie znała jednak Pete'a, więc w tej sprawie nic nie
mogła zrobić.
O jedenastej zaczęła szykować panią Lyristakis do wizyty na
oddziale pediatrycznym. Chora chciała zmienić szlafrok i ucze-
sać włosy. Trzeba jej było także założyć nowy opatrunek. Była
zdenerwowana i bliska płaczu, a jej mąż obawiał się, co będzie
dalej.
- Próbowałem jej powiedzieć - rzekł do Caitlin. - Nico
przynajmniej będzie mógł się do niej uśmiechnąć, ale Alex...
- Pokręcił głową i wyciągnął z kieszeni dużą, białą chusteczkę.
- Był zawsze taki silny, a teraz ledwo żyje.
Doktor Hunterdon i Angus mieli czekać na nich na swoim
oddziale, lecz najwyrazniej zmienili zdanie, ponieważ tuż przed
umówioną godziną zjawili się w pokoju pani Lyristakis.
Zaskoczona Caitlin trochę się zmieszała. Myślała właśnie
o tym, co powiedziała jej Sara. Przecież ja zrobiłam dokładnie
to samo co ona, uświadomiła sobie nagle. Zerwałam ze Scottem,
kiedy pojawił się Angus. Ale czy to naprawdę było to samo?
Angus uśmiechnął się do niej w szczególny sposób, przywo-
dząc wspomnienie ostatniego wieczoru, który spędzili razem,
Caitlin jednak nie zareagowała. Wyjeżdżał za cztery dni, a znali
się przecież niecałe dwa tygodnie. I niespełna dwa tygodnie
temu oddała Scottowi zaręczynowy pierścionek.
Zeszłego wieczoru po powrocie z kina i kolacji była tak bli-
ska, by zaprosić Angusa do siebie, że potem śniła o nim przez
całą noc. W końcu jednak odegnała od siebie wspomnienie sen-
nych majaków i przywitała się z Ralphem Hunterdonem.
S
R
Miał około pięćdziesiątki i całkowicie poświęcał się pracy.
Właściwie nie potrafił rozmawiać o niczym poza chirurgią. Ce-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]