[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdołała owinąć sobie wokół palca. Wściekała się, bo bez przerwy jej
radziłem, że ma się rozwieść, nim będzie za pózno. Bez względu na
koszty. Bo i ten problem z Sinikką... - Prezes Melkonen pogrążył się w
myślach.
- Problem z Sinikką...? - powtórzyłem z bijącym sercem.
- Maire była zawsze oczkiem w głowie ojca - stwierdził Aarne
Melkonen i dało się wyczuć, że wciąż go to jeszcze napełnia goryczą. -
Nigdy nie dostała w skórę. A ja owszem. I to wiele razy. Rzemieniem. Bo
byłem chłopakiem. Dobry Boże, gdyby ojciec w porę przełożył Maire
przez kolano, nie byłoby żadnego problemu z Sinikką. Jestem o tym
głęboko przekonany. Cholera, myślę sobie czasem, że Maire
nieświadomie była zazdrosna, że ojciec mnie bił, a jej nie. Ale z Sinikką
było to samo. Maire nigdy jej nie karała.
Ja jednak nie myślałem o wychowaniu młodzieży.
- Sinikką zginęła tragicznie - rzekłem sugestywnie, choć Palmu
machnął mi gniewnie ręką, żebym siedział cicho.
Prezes Melkonen niewłaściwie zinterpretował gest komisarza.
- Przepraszam - rzekł. - Proszę się poczęstować. - Otworzył szufladę
biurka i wyciągnął z niej pudełko cygar, przypuszczalnie numer dwa,
przeznaczonych dla gości z drugiego szczebla hierarchii ważności. Sam
nie wziął. Lekarz mu zabronił. Wiadomo. Bliskie początki choroby
wrzodowej.
- Tak, Sinikką zginęła tragicznie - wspomniał Aarne Melkonen. -
Wywrotka jachtu. Sama zawiniła. Z przekory wypłynęła w morze, chociaż
była burza. Kto wie, czy nawet lepiej się nie stało, gdy tak o tym myślę. Bo
może wyrosłaby na kopię swojej matki. Niestety, gorszą. - Prezes się
wzdrygnął i szybko poprawił: - Maire miała słabe nerwy i zbyt często
sięgała po alkohol, pewnie panowie wiedzą. Nie mogła na to nic poradzić.
Zapewniam, że Maire... jak by to panom najlepiej opisać... Maire w tych
swoich jaśniejszych chwilach naprawdę się starała. Ale miała słabe nerwy,
toczone jeszcze poczuciem winy. Sama sobie zniszczyła życie, na własne
życzenie.
- Przepraszam - wtrącił Palmu - ale mamy poważne podejrzenia, że
to major Vadenblick zniszczył jej życie, by użyć pańskiego sformułowania.
Czego zupełnie przypadkowym świadkiem była panna Annikka
Melkonen. Tak przynajmniej życzy to sobie widzieć obecny tutaj pan
kierownik. Major Vadenblick pozbył się jedynego świadka, i to
natychmiast, gdy poczuł zagrożenie. Te odwiedziny u niego to był nasz
błąd. I szczerze go żałuję. Przeliczyłem się w rachubach. Major nie
zamierzał ryzykować. Pańska siostra była na skraju załamania
nerwowego. To było widać.
- Czy zdołaliby to panowie udowodnić? - spytał z ożywieniem prezes
Melkonen. - Czy wystarczyłoby to do podważenia testamentu
wzajemnego?
Niestety, jako prawnik musiałem przecząco pokręcić głową.
- Zrobimy jednak, co w naszej mocy, by udowodnić, że major
Vadenblick jest mordercą - rzekłem. - Nie mam najmniejszych
wątpliwości, iż strącił do morza także swoją nową żonę, a pańską
przyrodnią siostrę. Tak samo wypchnął wcześniej Maire Vadenblick z
okna swojego mieszkania na piątym piętrze. Co więcej, jesteśmy
przekonani, że zaobserwował to przez swoją lunetę pewien starszy
jegomość nazwiskiem Nordberg i że gdy zaczął szantażować majora,
również zginął z jego rąk. Nawet pani Annikka... - Już miałem
powiedzieć, że ona również zamierzała zapłacić staremu Nordbergowi
półtora miliona od siebie, ale Palmu kopnął mnie w nogę tak mocno, że
zamiast tego syknąłem i złapałem się za goleń.
- Co się panu stało? - spytał ze współczuciem prezes Melkonen.
- Ach, pan kierownik miał chyba jedno z tych swoich olśnień -
wyjaśnił Palmu z obojętną miną. - Zdarza mu się czasem. Na pewno
chciał powiedzieć, że potrzebujemy pańskiej pomocy, aby zebrać
niezbędne dowody przeciwko mordercy.
- Zrobi się z tego potworny skandal - zawahał się prezes. -
Jakkolwiek by patrzeć, Vadenblick jest naszym akcjonariuszem. Ale...
może właśnie dlatego. Oczywiście, udzielę panom wszelkiej pomocy.
Choć, jak rozumiem, akurat w tej sprawie nie będę mógł panom w żaden
sposób pomóc.
- Ma pan ogromne wpływy - odrzekł na to Palmu, patrząc prezesowi
prosto w oczy. - My zaś jesteśmy li tylko zle opłacanymi urzędnikami
państwowymi, którzy robią, co mogą, by możliwie najlepiej wywiązywać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]