[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zyskały nad nią kontrolę. Doznała pomieszania zmysłów. Mąż usiłował ją ratować, ale było już za
pózno. Gdy próbowała ułatwić najpodlejszym mieszkańcom lasu przeprowadzenie zdradzieckiej
rebelii, wezwał pomoc i uwięził ją. Od tamtej pory tkwi w tej chacie, utrzymywana w niewoli przez
węzły na sznurze, który widziałeś. Niech jej historia będzie kolejnym ostrzeżeniem: nie macie czego
szukać w tym lesie.
- Rozumiem -- powiedział Seth. Wyglądał bardzo poważnie.
- Dość gadania o zasadach i potworach - rzekł dziadek, wstając. - Mam dużo roboty. A was czeka
poznawanie nowego świata. Dzień dobiega końca, więc wykorzystajcie go jak najpełniej. Ale nie
opuszczajcie ogrodu.
- Co robisz przez cały dzień? - zapytała Kendra, wychodząc z nim z gabinetu.
- O, potrzeba mnóstwa pracy, żeby utrzymać tu porządek. Baśniobór to miejsce wielu cudów i
wspaniałości, ale wymaga masy robót. Teraz, kiedy znacie już prawdę, raz na jakiś czas będziecie mogli
mi towarzyszyć. W większości to bardzo przyziemna praca. Sądzę, że w ogrodzie będziecie się lepiej
bawić.
Kendra położyła dłoń na przedramieniu dziadka.
- Chcę zobaczyć jak najwięcej.
Rozdział VI
Maddox
Kendra obudziła się nagle z kołdrą naciągniętą na głowę niczym namiot. Chyba powinna być czymś
podekscytowana. Czuła się tak, jakby to był bożonarodzeniowy poranek. Albo dzień, w którym nie
pójdzie do szkoły, bo całą rodziną jadą do parku rozrywki. Nie, teraz była u dziadka Sorensona. No tak,
wróżki!
Zrzuciła pościel. Seth leżał na łóżku powyginany, z rozczochranymi włosami, otwartymi ustami i
nogami zaplątanymi w kołdrę. Wciąż głęboko spał. Poprzedniego wieczoru siedzieli do pózna w nocy,
omawiając wydarzenia minionego dnia -- prawie jak kumple, a nie rodzeństwo.
86
Kendra wytoczyła się z łóżka i podreptała do okna. Słońce wychylało się zza horyzontu na wschodzie i
rozświetlało czubki drzew złotym blaskiem. Dziewczynka złapała jakieś ubrania, zeszła do łazienki,
zdjęła koszulę nocną i szybko się przebrała.
Kuchnia na dole była pusta. Kendra znalazła Lenę na werandzie - balansowała na stołku, wieszając
dzwoneczki wietrzne nad balustradą. Kilka już powiesiła i wokół jednego z nich fruwał motyl, grając
prostą, słodką melodię.
- Dzień dobry - powiedziała Lena. - Wcześnie wstałaś.
- Wciąż jestem nakręcona wczorajszym dniem - odparła Kendra.
Wyjrzała do ogrodu. Motyle, trzmiele i kolibry już się tam kręciły. Dziadek miał rację - wiele z nich
kłębiło się wokół ponownie napełnionych fontann i wanienek dla ptaków, by podziwiać swe odbicia.
- Znów tylko owady - powiedziała Lena.
- Mogę się napić czekolady?
- Jak tylko zawieszę te dzwonki - odrzekła gosposia.
Przesunęła stołek i wspięła się nań bez strachu. Jaka ona była
stara! Gdyby spadła, pewnie by się zabiła!
- Niech pani uważa - ostrzegła Kendra.
Lena lekceważąco machnęła ręką.
- W dniu, kiedy będę za stara, żeby wejść na stołek, rzucę się z dachu. - Powiesiła ostatni
dzwonek. - Musieliśmy je zdjąć ze względu na was. Mogliście nabrać podejrzeń, widząc, jak koliber gra
muzykę. - Ruszyła do domu, prowadząc Kendrę za sobą. - Wiele lat temu w zasięgu słuchu znajdował
się kościół, w którym na dzwonach wybijano melodię - powiedziała. -To był zabawny widok, kiedy
wróżki ją naśladowały. Do dziś czasami grają tamte stare kawałki.
87
Lena otworzyła lodówkę i wyjęła staromodną butelkę mleka. Kendra usiadła przy stole. Gosposia
nalała mleka do garnka stojącego na kuchni i zaczęła dodawać składniki. Dziewczynka zauważyła, że to
nie tylko sproszkowana czekolada - Lena wsypywała zawartość wielu pojemników.
- Dziadek powiedział, żeby zapytać panią o historię faceta, który zbudował budkę na łodzie.
Lena przestała mieszać.
- Tak powiedział? Chyba rzeczywiście wiem o niej więcej niż inni. - Powróciła do przerwanej
czynności. - Co wam mówił?
- %7łe ten facet miał obsesję na punkcie najad. Co to w ogóle są te najady?
- Wodne nimfy. Co jeszcze mówił?
- Tylko tyle, że pani zna tę historię.
- Ten człowiek nazywał się Patton Burgess - powiedziała Lena. - Został opiekunem tutejszego
terenu w tysiąc osiemset siedemdziesiątym ósmym roku, funkcję odziedziczył po dziadku ze strony
matki. Był wtedy młodzieńcem, całkiem przystojnym, miał wąsy. Na górze są fotografie. Staw był jego
ulubionym miejscem.
- Moim też.
- Chodził tam i patrzył na najady całymi godzinami. Jak to mają w zwyczaju, kusiły go, żeby
podszedł do krawędzi wody, bo chciały go utopić. Zbliżał się, czasem nawet udawał, że zamierza
wskoczyć, ale tylko je drażnił i zawsze utrzymywał bezpieczną odległość. - Lena spróbowała czekolady i
jeszcze trochę ją rozmieszała. - Większości odwiedzających staw wszystkie najady zdawały się takie
same, lecz on upatrzył sobie jedną nimfę i pytał o nią z imienia. Stracił zainteresowanie
88
pozostałymi. W te dni, gdy jego ulubienica się nie pojawiała, wcześnie wracał do domu. - Lena wlała
mleko z garnka do dwóch kubków. - Dostał obsesji na jej punkcie. Kiedy budował hangar na łodzie,
nimfy zastanawiały się, co robi. Skonstruował szeroką, solidną łódkę wiosłową, by wypływać na
jezioro i być bliżej obiektu swej fascynacji. - Postawiła kubki na stole i usiadła. - Najady usiłowały
przewrócić łódz, ilekroć wypływał, ale została sprytnie zaprojektowana. Potrafiły tylko pchać ją po
całym stawie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •