[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dodarli tam dopiero po lunchu.
Summer przyglądała się wyrazowi twarzy Zekea, kie­
dy szli od garażu do domu.
- Jeszcze bardziej imponujący niż rezydencja w mie­
ście.
- Dla mnie The Tides zawsze było tylko domem. -
Wzruszyła ramionami.
Rzucili torby w pokojach i Summer poczuła ulgę, kie­
dy O1ive oznajmiła jej, że dziadków nie ma i nie wrócą
przed kolacją. Przynajmniej na razie nie musiała doko­
nywać ceremonii przedstawień.
- Jak ciocia Karen? - spytała 01ive.
- Michael zawiózł ją do miasta do lekarza. Wrócą do-j
piero w poniedziałek.
ś
Och, miała nadzieję, że ciocia i wujek będą na miejscu j
i będą działać niczym bufor pomiędzy Zekiem a dziad­
kami.
O1ive podała im późny lunch, a potem Summer po­
wiedziała do Zeke'a:
- Chodź, oprowadzę cię po posiadłości.
Wzięli kurtki i wyszli na wietrzną, marcową pogodę.
Summer wsunęła do kieszeni aparat. Zawsze miała jakiś
w The Tides. Lubiła w czasie weekendów skupiać się na
krajobrazie, grze światła i cieni i utrwalaniu zmieniają­
cych się pór roku.
Obeszli posiadłość, domek nad basenem, lądowisko
dla helikoptera, którym jej dziadek przemieszczał się na
Manhattan, i rosarium, w którym Maeve hołubiła swo­
je kwiaty.
W końcu zatrzymali się przy kamiennych stopniach
prowadzących na prywatną plażę i przystań.
Sumer wyjęła aparat.
Dostrzegła uśmiech na twarzy Zekea.
- Co cię tak śmieszy?
- Ty. Nadal uważam, że powinnaś stać raczej przed
obiektywem, a nie za nim.
Zarumieniła się.
- Myślałam, że powiedziałeś to tylko tak sobie.
- Nie wierzysz mi, tak? - Zeke wygiął brwi. - Nie, mó­
wiłem to poważnie. Przy takiej karnacji jesteś doskona­
łym materiałem na modelkę.
- Zgodzisz się dla mnie pozować? - spytała, zmienia­
jąc zręcznie temat.
- Myślałem, że chcesz robić zdjęcia krajobrazu.
- Często robię, ale dzisiaj chcę fotografować ciebie.
Masz interesującą twarz. - Ujmującą twarz. Nie chciała
przyznać, jak bardzo ją fascynował.
- Dobrze. Podobało mi się ostatnim razem.
Ona również to pamiętała. Potem zaczęli się całować
i pewnie sprawy zaszłyby dalej, gdyby nie uciekła zaraz
po wywiadzie. Ostrożnie, Summer.
- Robiłaś kiedykolwiek sesje zdjęciowe z Johnem? -
spytał, kiedy skończyła.
- Nie - odparła i zdała sobie sprawę z tego, jak to
brzmi. Opuściła aparat i zajęła się zamykaniem i cho­
waniem go.
- Hej, chciałem zobaczyć, jak wyszły zdjęcia.
- Wyślę ci mailem.
Dręczyło ją to, do czego przyznała się przed sobą i przed
Zekiem. Nigdy nie fascynowała jej twarz Johna, nie miała
żadnej potrzeby, by uwiecznić go na zdjęciach.
Dobry Boże, co się z nią dzieje?
Niemal przekonała samą siebie do wyjścia za mąż
za człowieka, który był ledwie jej dobrym przyjacielem.
Z drugiej strony, może to właśnie ta nagła fascynacja Ze­
kiem była nienormalna?
Uniosła wzrok i dostrzegła, że Zeke uważnie jej się
przygląda.
- To zupełnie w porządku, że fascynuję cię bardziej
niż inni mężczyźni - zażartował.
Za dużo widzi, pomyślała Summer.
- Wracajmy.
Tego wieczora siedziała przy stole naprzeciw Zeke'a
i uświadomiła sobie, że, tak jak podejrzewała, posiłek
będzie wyzwaniem. 01ive oznajmiła dziadkom, że Sum­
mer przywiozła „przyjaciela".
Summer zaczęła liczyć, ile razy dziadek uniósł
brwi z podejrzliwością, i zastanawiała się, czy względy
grzeczności zostaną zachowane przynajmniej do koń­
ca kolacji.
Nawet dziadkowie słyszeli o Zeke'u Woodlowie,
a dziadek oczywiście nie był głupcem. Jej kuzyni mogli
myśleć, że to zwykła znajomość, ale Patricka Ełliotta nie
można było zwieść. W poprzedni weekend oświadczyła,
że zrywa zaręczyny, a teraz zjawia się w The Tides z in­
nym mężczyzną.
Podchwyciła przenikliwe spojrzenie dziadka i skrzy­
wiła się, niemal słysząc, co myśli: Summer, moja droga,
to jest typek, którego spodziewałbym się raczej po twojej
siostrze niż po tobie.
Zeke odchrząknął, przerywając krępującą ciszę.
- Summer mówiła, że wybiera pan następcę. Czy ma
pan już jakieś plany co do swojej emerytury?
Summer jęknęła w duchu.
Słowo „emerytura" działało na dziadka jak płachta na
byka.
Zastanawiała się, dlaczego Zeke poruszył tak drażliwy
temat. Mówiła mu, że współzawodnictwo między czaso­
pismami tworzyło napiętą atmosferę w rodzinie. Rzuci­
ła mu pytające spojrzenie, którego nie dostrzegł lub udał,
że nie widzi.
Dziadek nie spieszył się z odpowiedzią i spokojnie
dokończył smarowanie pieczywa. Summer wiedziała, że
jedną z części jego taktyki było tworzenie niewygodne­
go milczenia. Jednak Zeke zdawał się zupełnie odprężo­
ny. To ona czuła podenerwowanie.
W końcu Patrick podniósł wzrok i rzekł:
- Niektórzy z nas nigdy nie przestają pracować, a dla
innych cały czas trwa impreza. - Zatopił zęby w bułce.
O matko, pomyślała Summer.
Patrzyła, jak Zeke spokojnie przeżuwa i połyka jedze­
nie.
- Tak, proszę pana. To wszystko prawda. Cieszę się, że
w tej kwestii jesteśmy w jednej drużynie.
Patrick westchnął, jakby nie mógł uwierzyć, że Zeke ma
czelność twierdzić, że on, twórca potężnego imperium wy­
dawniczego, ma cokolwiek wspólnego z gwiazdą rocka.
Summer dostrzegła, że babcia skrywa uśmiech.
Patrick przerwał jedzenie i odezwał się do Zeke'a:
- Wspominałeś, że twoi rodzice to profesor i psycho­
log. Czy pogodzili się z karierą, jaką wybrałeś?
- Na początku nie byli zachwyceni, ale zdali sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •