[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osoba, o której opowiadałeś! - Nie wrzeszczała już, ale
z całą pewnością była wściekła. - Zawsze tylko Jim! Jim!
Grozi inwazja Szkotów na Anglię? Wyślij Jima, żeby to
naprawił!
- Ja nie... - zaczął Carolinus.
- I tak wiem, że na pewno maczałeś w tym palce.
Jestem tego pewna! - wysapała Angie. - Następca tronu
Anglii zaginaj? Wyślij Jima! Wyślij Jima i jego przyjaciół
do Francji, aby go uwolnili! Byłam osadzona w Twierdzy
Loathly za sprawą Ciemnych Mocy? Niech Jim zorganizuje
drużynę i odbije mnie!
- Ale - zaczął Carolinus, który odzyskał już pewność
siebie - właśnie wyjaśniłem, dlaczego to nie mogę być ja.
I tylko Jim może mnie zastąpić.
- Nie obchodzi mnie... - zaczęła Angie, ale tym razem
to Mag jej przerwał.
- Wolałabyś, żeby żołnierze francuscy spalili ten zamek
na twoich oczach? - zapytał. - Wyrżnęli wszystkich
mężczyzn, a kobiety zamęczyli w sposób nie dający się
opisać?
Zaległa cisza. Jim ponownie spojrzał na żonę. Uspokoiła
się, ale ogień w niej jeszcze nie wygasł. Znajdowali się
w czternastym wieku już wystarczająco długo, aby zdawać
sobie sprawę, co miał na myśli Carolinus, mówiąc o męcze-
niu kobiet w sposób niemożliwy do opisania, podobnie
zresztą jak i mężczyzn. Nie ograniczano się do nadziewania
na pal.
Patrzyła przez chwilę na Jima, który nagle zorientował
się, że cała złość zniknęła z jej spojrzenia. Wielki mur
milczenia runął i znowu znajdowali się po tej samej
stronie.
- Musi być jakiś sposób, żeby zostawić Jima w spo-
koju - rzekła Angie. - Przecież znasz całą magię
i wiedzę tajemną. Wyrosłeś w tym świecie. %7łyjesz tu
od nie wiem ilu już lat. To ty powinieneś znalezć od-
powiedz.
Mag przecząco pokręcił głową, ale w tej chwili Jim
wpadł na pewien pomysł.
- Mówiąc szczerze, Carolinusie, i tak nie byłbym
w stanie uczynić teraz niczego dla ciebie. Są tutaj Sir John
Chandos i Sir Giles. To oni, choć prawdopodobnie nie
widziałeś tego, pomogli nam uciec przed zgrają włóczęgów.
Chandos chce, abym wraz z Gilesem popłynął do Francji
i ustalił, skąd bierze się pewność jej króla, że wyprawę na
Anglię zakończy sukcesem. Najwyrazniej buduje statki
i zbiera ludzi, jakby była to już pewna sprawa, choć
wszyscy wiedzą, iż sama przeprawa przez Kanał stanowi
poważne niebezpieczeństwo.
- Wiedziałem o tym - powiedział Carolinus nagle tak
łagodnie, że Jim zaczął mieć się na boczności. - To część
tej samej sprawy.
- Nie rozumiem - stwierdził Smoczy Rycerz.
- Ja również - poparła go Angie.
- To całkiem proste. Sir John potrzebuje tej samej
informacji co ja. Ale on chce dotrzeć do szkatułki, podczas
gdy mnie wystarczy tylko klucz. Najpierw musisz zająć się
zdobyciem klucza, Jimie. Powtarzam, że sam tego zrobić
nie mogę. Jestem już za stary. Brak sił i inne przyczyny nie
pozwalają mi dokonać tego, na co stać ciebie. Nie tylko
pochodzisz z innego miejsca, z innej epoki, ale także jesteś
wciąż, o czym już ci powiedziałem, moim uczniem.
Zrobienie pewnych rzeczy może zostać ci wybaczone.
Mnie nie.
- Wciąż cię nie rozumiem - powiedział Jim. - Co
konkretnie chcesz, żebym zrobił?
- Chcę wiedzieć, kto skontaktował Ecottiego z wężami
morskimi i skłonił je do pomocy w przeprawie. Sam
czarnoksiężnik nigdy by tego nie uczynił. Zauważcie, że
trzy takie węże mogą wyciągnąć z opresji każdy statek
króla Jeana, a istot tych jest w oceanach więcej niż
wszystkich smoków na świecie.
- Jak te węże morskie dostaną się tu? - zapytała Angie.
- Węże wychodzą z morza - odburknął Carolinus.
Najwyrazniej odzyskał już zwykłą pewność siebie.
Jim wymienił spojrzenie z żoną. Porozumieli się bez słów.
- W porządku - stwierdził Jim. - Jak mam odszukać
tego kogoś?
- Udasz się na dno morza - poinformował go Mag.
Angie i Jim wytrzeszczyli oczy.
- Na dno morza? - powtórzyła Angie.
- Tak - rzekł Carolinus. - Istnieje tylko jedna istota,
której zawsze słuchały wszystkie morskie stworzenia, włącz-
nie z wężami morskimi. To najstarszy kraken - ty
nazwałbyś go kałamarnicą. Najstarszy i największy w całym
oceanie. Nie mam pojęcia, jak brzmi jego imię, ale twój
znajomy, Diabeł Morski, i węże morskie nazywają go
Granfer.
- Granfer... - powtórzył Jim w zamyśleniu.
Imię było mu znane. Czy to nie Rrrnlf wspominał coś
o Granferze?
- Znajdziesz go na dnie morza, dość daleko od
wybrzeży, w niezbyt głębokiej wodzie, ponieważ jest tak
duży, że musi bez przerwy jeść, aby utrzymać się przy
życiu. Używając dziesięciu macek, z których niektóre mają
sześćdziesiąt lub dziewięćdziesiąt metrów długości, jest
w stanie pochwycić wszystko, co się do niego zbliży.
Stworzenie to ma tak ogromne rozmiary, że wieloryb-
-zabójca stanowiłby dla Granfera zaledwie skromny
posiłek.
Carolinus urwał i na moment zamyślił się.
- Nawet schwytanie największego walenia nie stanowi
dlań żadnej trudności. Sądzę jednak, że jego dieta składa
się głównie z mnóstwa ryb. Ty stanowiłbyś dla Granfera
zaledwie zakąskę.
- On nigdzie się nie ruszy - rzekła szybko Angie.
- A właśnie że tak! - warknął Carolinus. - Jest
magiem, a nawet Granfer wie, że nie wolno mu skrzyw-
dzić żadnego spośród nas. Poza tym będzie ciekaw pytań
Jima. Nie zwracaj a to uwagi, jeśli powie coś bez związku.
Wszystkie stare stworzenia tak robią... z wyjątkiem
mnie...
Przerwał nagle, gdyż przez nie oszklone, wąskie okna
komnaty wychodzące na dziedziniec dobiegły ich dziwne
hałasy. Były to okrzyki mężczyzn i szczęk metalu o metal -
odgłosy mieczy uderzających w inne miecze, tarcze i zbroje.
Jim skoczył w kierunku drzwi.
- Zaczekaj! - zawołała Angie.
- Nieważne, co się tam dzieje - rzucił szybko Caro-
linus. - Wspomiałeś, że jest tu Sir John. Pomówię z nim.
Pomóż mi dojść do wysokiego stołu.
- Nie bądz niemądry! - rzekła Angie, zwracając się do
niego. - Nie jesteś w stanie iść dokądkolwiek.
- Nie? - oburzył się Mag i zniknął wraz z łóżkiem.
Jim i Angie popatrzyli po sobie i wybiegli na korytarz.
Popędzili w dół schodami, przez Wielką Sień obok pustego
wysokiego stołu, przy którym na swym łóżku siedział
poirytowany Carolinus, aż znalezli się u wyjścia na dzie-
dziniec.
Zobaczyli walczących wojowników. Jednym z nich
był Chandos, drugim Sir Giles. Znajdował się tam także
Sir Brian Neville-Smythe - najbliższy przyjaciel Jima
i jego towarzysz, którego Chandos chciał widzieć w zwią-
zku z zaplanowaną przez siebie ekspedycją Smoczego
Rycerza.
Sir Brian i Giles wraz z kilkoma zamkowymi zbrojnymi
nacierali, starając się przedrzeć przez Sir Johna i innych
zbrojnych, którzy dzielnie bronili drzwi prowadzących do
Wielkiej Sieni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]