[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To dziewczyna, którą kiedyś znałem.
- Przypomniałam ją panu? Jestem podobna?
- Nie, zupełnie nie, ani z wyglądu, ani ze sposobu ubierania. Była otwarta na świat
i...
- I? - ponagliła go, gdy zamilkł.
- Nic.
- Była otwarta na świat, a ja nie?
R
L
T
- Pani woli ukrywać swoje uczucia.
- Można to tak ująć. - Uśmiechnęła się. - Choć taka postawa nie wszystkim musi
się podobać. Powiedział pan, że wyglądam ponuro i odpychająco, a nie tak dawno ktoś
porównał mnie do strażniczki więziennej.
- Powiedział to w oczy?
- Stałam w cieniu, podsłuchałam.
- Nie wydaje się pani tym urażona. Większość kobiet czułaby się dotknięta.
- Nie należę do tej większości.
- Tak, prawda... Zaczyna to do mnie docierać.
- W mojej pracy taki wygląd to duży atut. Ludzie nie zwracają na mnie uwagi,
zapominają o moim istnieniu. Wtedy można sporo się dowiedzieć.
- Ale nie spędza pani w pracy całego życia. Co z resztą czasu?
- Z jaką resztą? - rzuciła obojętnie. - %7łycie to praca, generowanie zysku,
wykorzystywanie każdej nadarzającej się okazji. Co jeszcze?
- To tylko słowa, a nie życiowe kredo wprowadzane w czyn, bo niby skąd to
przyzwolenie, by rodzina puszczała panią z torbami?
- Potrzebują wsparcia, więc muszę więcej zarabiać. - Wzruszyła ramionami. -
Kiedyś zbiję taki majątek, że nie tylko będę mogła im pomagać, ale i zostanę
finansowym despotą.
- Niektórzy uważają, że w życiu co innego jest ważne. - Patrzył na nią uważnie.
- Niektórzy są nieudacznikami.
- Bez wątpienia... Ale nie my, prawda?
- Absolutnie nie my. Przyniesiono szampana.
- Wypijmy toast. - Marcel uniósł kieliszek. - Za nas i za to, co chcemy osiągnąć. -
Zabrzęczało szkło. - Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczy pani La Couronne.
- A zobaczę?
- Tak, i to jak najszybciej. Musi pani poznać mój paryski hotel, by dostosować do
jego stylu i atmosfery to, w co ma się przemienić Alton.
- Uprzedzam, że słabo znam francuski.
- Naprawdę? Spodziewałem się, że tak kompetentna osoba świetnie nim włada.
R
L
T
- Znam parę słów, niewiele...
Mon seul amour, je t'aime pour toujour...
Tych żarliwych, namiętnych zapewnień nauczyła się od niego i powtarzała je z
uczuciem. Chciała zrobić mu niespodziankę i zaczęła się uczyć języka, ale rozstali się,
nim zdążyła mu o tym powiedzieć.
- Proszę się nie przejmować. W Paryżu jest tylu angielskich turystów, że mój
personel bez problemu się z nimi porozumiewa.
- Na jak długo mam tam pojechać?
- Przynajmniej na kilka tygodni. Czy to problem?
- Nie, ale przed wyjazdem muszę załatwić parę spraw. Może wezmę na jutro
wolne?
- Oczywiście. Jest jeszcze jakaś rodzina? Domyślam się, że nie ma pani dzieci,
skoro tak pani pomaga rodzinie siostry. A pan Henshaw? Nie będzie mieć pretensji?
- Nie - ucięła. - Mogę jeszcze szampana?
Kiedy Marcel napełnił kieliszek, podeszła do krawędzi dachu i zapatrzyła się na
migoczące w dole światła Londynu.
Pan Henshaw nigdy nie istniał, choć rzeczywiście kiedyś była mężatką. Eksmąż
nawiedzał ją w nocnych koszmarach. Starała się wymazać z pamięci złe wspomnienia,
kontrolować myśli. To stało się jej drugą naturą. Jednak ostatnie wydarzenia przywołały
z mroku jego obraz, napełniając ją lękiem i przerażeniem.
I nie było przed tym ucieczki.
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Małżeństwo było dla niej koszmarem. Jake zawzięcie parł do tego, by została jego
żoną, i nie było przed nim ucieczki. Broniła się, rozpaczliwie łudząc się nadzieją, że
Marcel do niej wróci. Czepiała się tego nawet po ostatnim, upiornym spotkaniu.
Wiedziała, że cierpi i jak ona nie śpi po nocach, rozpamiętując to, co się stało. Liczyła, że
wspomnienia szczęśliwych chwil okażą się silniejsze od rozpaczy i uświadomią mu, że
ich miłość nie może się tak skończyć. Odszuka ją i ocali, a potem znów będą razem.
Tak się niestety nie stało. Mijały dni, tygodnie, miesiące, a Marcel nie dawał znaku
życia. Nie mogła już dłużej zamykać oczu na prawdę. Znienawidził ją, odciął się od
przeszłości. Nie wrócą do siebie, nie ma dla nich wspólnej przyszłości.
Uszło z niej powietrze, nie miała już siły, by walczyć... i Jake wsunął jej na palec
olśniewający pierścionek zaręczynowy. Patrzyła na to jakby w letargu.
Potem wypadki potoczyły się szybko. Zlub miał się odbyć w najszybszym
możliwym terminie, a Jake nie odstępował jej na krok. Jedyne, co wywalczyła, to ślub
cywilny. Nie wyobrażała sobie, żeby mogła przysięgać mu w kościele. Zresztą
 wywalczyła" to zbyt wielkie słowo, bo Jake miał za nic takie szczegóły. Ważne, by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •