[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy będzie żył, monsieur? zapytał z niepokojem Bazin.
Zdaje mi się, że włożyłem jego spodnie. Przybyłem tu w jednej koszuli rzekł
d Artagnan. Czy mógłbyś wyszukać mi jakiekolwiek ubranie? Jestem bez pieniędzy, ale
mam konia do sprzedania. Może się zajmiesz tym...
Mogę zarządzić wszystko, monsieur. Czy pojedzie pan z nami do Dampierre?
Niestety. Pozostawię was tutaj, a ja wyjadę zaraz, skoro tylko postarasz mi się o odzież.
W takim razie zajmę się tym natychmiast odparł Bazin, nie ukrywając swej radości.
Co do ubrania, to mój pan ma tego pełno, a o ile sobie przypominam, będzie wam leżało
doskonale. Są tam również buty do konnej jazdy. Przecież używać ich nie będzie.
Doskonale. Pójdę się przespać. Dobranoc.
D Artagnan wszedł do sąsiedniego pokoju, lecz zastał go pustym. W tej chwili posłyszał
jakiś gwar na dziedzińcu. Wyszedł na kamienne schody i dojrzał dwóch jezdzców
opuszczających dziedziniec w galopie... Właśnie gospodarz wstępował na schody.
Ach, monsieur, pojechali! zawołał, ujrzawszy d Artagnana. w rycerz pozostawił
karetę i pocztyliona z poleceniem, by rano chorego przewiózł, a wy, panie, macie zająć jego
komnatę...
Do diabła! zaklął muszkieter. A więc uciekła. Muszę ci pogratulować, mój kochany
Monsigneur de Richelieu. Tuzin twych słów więcej znaczy, aniżeli moja szabla.
Ziewając wrócił d Artagnan do pokoju.
65
ROZDZIAA X
Niezwykła przygoda hrabiego de La Fre
W oberży Pomme d Or Atos i Portos dowiedzieli się od giermka, co zamierzył
d Artagnan. Nie stracili ani chwili czasu, by pospieszyć za nim. Jedynie trzeba było konie
siodłać. Przy moście jakiś żołnierz oświadczył im, że widział jezdzca według opisu,
kierującego się na szosę do Paryża.
Nie żałując koni popędzili w tę stronę. Pod wieczór przybyli do Croix de Berny i orzekli
ku wielkiemu utrapieniu swemu, że będą musieli wstrzymać dalszą pogoń, a to ze względu na
zmęczone konie. Tu oczywiście nikt nie widział d Artagnana.
Kolację, wina i łóżko zawołał Portos, wchodząc do izby. Kapłony, wołowinę... ach,
widzę tam kominek pełen paliwa. Nie tak tu zle, Atosie. Nasz porucznik zdecydował się
niewątpliwie na tę drugą drogę, co?
Atos skinął głową, polecił Grimaudowi dopatrzeć koni i wszedł do izby. Nie odezwał się
słówkiem, dopóki nie wypróżnił dwóch kielichów wina.
Czy wiesz jaki to dziś dzień? zapytał surowo.
Owszem, wiem. Wtorek, dzięki wszystkim świętym, no i z tej racji ani kawałka rybki do
piątku odpowiedział Portos niedbale. %7łyczyłbym sobie jedynie widzieć d Artagnana przy
nas. Trzeba pewnie będzie wracać do Longjumeau i wybrać tę drugą drogę.
Nie możemy. Jutro jest trzynastego lipca.
Co? Portos otarł usta i popatrzył na przyjaciela. I cóż z tego?
Zapomniałeś jak widzę. Lord Winter będzie nas oczekiwał jutro w Paryżu. Jego misja
jest wielkiej wagi. Wiemy już o tym.
Pardieu. Masz rację, Atosie. Czy mamy jednak opuścić d Artagnana? Znajdziemy go
pewnie w Dampierre.
Droga do Paryża leży przed nami. D Artagnan zna miejsce i dzień spotkania. Na pewno
tam będzie, jeżeli jest jeszcze żywy. A my, niestety, nie jesteśmy jeszcze w Paryżu.
Ba! zawołał Portos. Pół dnia drogi, to wszystko.
Zwiat był stworzony w sześciu dniach. Bądz przekonany, że w pół dnia Richelieu może
bardzo wiele z tego popsuć.
Atos zabrał się do jedzenia. Dopiero kiedy się dobrze pożywił, przemówił: Mój
przyjacielu mam przeczucia a wiesz o tym, że się nigdy nie zawodzę. Czuję, że to spotkanie
z Winterem przyniesie mi albo ciężkie strapienie, albo jakąś wielką radość. Nie wiem które z
nich.
Portos spojrzał przerażonym wzrokiem na Atosa, a zanim zdołał wydobyć z siebie słowo,
Atos wstał i wyszedł.
Wczesnym rankiem dnia następnego wyruszyli w dalszą podróż. Minęli Chambord i
Arcueil bez przygód, aż dopiero w pobliżu Chatillonu zdarzyła się im niemiła przygoda. Koń
Portosa, olbrzymi normandczyk, padł. Widocznie wycieńczone zwierzę nie mogło już dłużej
dzwigać ciężaru jezdzca.
Ach zawołał Portos gniewnym głosem. Pamiętasz, w Arcueil zatrzymaliśmy konie,
by dać im wypoczynek. Ta gromada ludzi, która otoczyła nas... Pardieu. Założyłbym się o
pistolet...
66
Atos dał znak Grimaudowi, który zsiadł z konia i oddał go do dyspozycji Portosa. Grimaud
został przy normandczyku.
Naprzód zawołał Atos.
W pobliżu Chatillonu przyjaciele ujrzeli dwóch jezdzców, którzy na ich widok dosiedli
koni i pogalopowali do miasteczka.
Widziałeś ich? zapytał Atos. Oni na nas czekali, Portosie, musimy się rozłączyć.
A to z jakiej racji? zapytał Portos zdziwiony.
Jeden z nas musi spotkać lorda Wintera. Jeżeli pojedziemy razem, obydwaj będziemy
zatrzymani. Dlatego rozłączmy się tu. Ty jedz na wschód i dostań się do Paryża przez Porte
St. Antoine. Ja pojadę na zachód, przez Issy, przeprawię się przez Sekwanę i wjadę do stolicy
przez Passy. Rozumiesz mnie?
Rozumiem odpowiedział Portos. Tylko, że jeżeli oni będą widzieć nas wjeżdżających
od Chatillonu, będą uważać na nasz wyjazd.
Słusznie. Ale rozłączając się, dzielimy ich siły, psujemy im plany, a sami zyskujemy
większe szansę wygranej. Bourg-la-Reine leży przed nami. Stamtąd do Paryża niedaleko.
Jeszcze nie ma południa, nie potrzebujemy spieszyć się. Wystarczy przyjazd wieczorem.
Znasz miejsce: Hotel Zw. Aukasza.
Dobrze potwierdził Portos z rezygnacją. Poczekam tu na Grimauda.
Uczyń tak. Bądz zdrów. Do wieczora, Portosie.
Nie zwłócząc, Atos skręcił w boczną uliczkę i zniknął z oczu przyjaciela.
Atos wiedział doskonale, że nikt nie stał na przeszkodzie ich rendez-vous z Winterem.
Nikt o tym nie wiedział. Natomiast wzbudzić podejrzenia mógł d Artagnan, który wyjechał z
Grenoble sam, a z Lyonu z przyjacielem i giermkiem. Montforge na pewno zabiegał o to, by
go zabić w drodze, a z nim i towarzyszów.
To niewątpliwie jest jego celem rozmyślał Atos. Zresztą, trudno przesądzać sprawę z
góry. Otrzymał polecenia i to wystarczy. Ach, Richelieu: Mocny z ciebie człowiek. Ale kiedy
używasz swej siły, by zbezcześcić kobietę, inne siły, które ci są nieznane, niweczą twoje
zamiary. Raz już ważyłeś się przeciwko czterem i przegrałeś. Bądz ostrożny, teraz bowiem
możesz zginąć .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]