[ Pobierz całość w formacie PDF ]
która by jej mnie przypominała.
Gdyby w owej chwili weszła do pokoju, odrzuciłbym wszelką myśl o zemście i padłbym jej
do stóp.
- Zresztą - ciągnęła Prudencja - nigdy nie widziałam jej takiej, jaką jest obecnie. Prawie nie
sypia, biega po balach, chodzi na kolacje, nawet się upija. Ostatnio, po jakiejś kolacji przeleżała
tydzień w łóżku, a kiedy lekarz pozwolił jej wstać, zaczęła od nowa, narażając się na najgorsze.
Czy odwiedzi ją pan?
- Po co? Przyszedłem do pani, bo pani zawsze była bardzo miła dla mnie i znałem panią,
zanim nawiązałem znajomość z Małgorzatą. To pani zawdzięczam, że byłem jej kochankiem, jak i
pani zawdzięczam, że już nim nie jestem, prawda?
- Ach, dalibóg, zrobiłam wszystko, co mogłam, aby Małgorzata porzuciła pana, i sądzę, że
później nie będzie mi pan tego wytykał.
- Jestem pani podwójnie wdzięczny - wstałem pełen niesmaku wobec tej kobiety, która
brała poważnie wszystko, co jej mówiłem.
- Już pan idzie?
- Tak.
- A kiedy się pan pokaże?
- Niedługo. Żegnam.
- Żegnam.
Prudencja odprowadziła mnie do drzwi. Wróciłem do domu ze łzami wściekłości w oczach
i pragnieniem zemsty w sercu.
Tak więc Małgorzata była taką samą dziwką, jak wszystki inne, tak więc głębokie uczucie,
jakie żywiła dla mnie, nie zdołało przemóc w niej niechęci powrotu do dawna życia, potrzeby
posiadania powozu i oddawania się orgiom.
Tak sobie myślałem wśród bezsennych nocy, a przecież gdybym rozważył rzecz na zimno,
dojrzałbym w pełnym rozgłosu życiu Małgorzaty potrzebę zdławienia w sobie jakiejś uporczywej
myśli, jakiegoś natarczywego wspomnienia. Niestety, brało we mnie górę niedobre uczucie i
szukałem tylko sposobu, aby zadać najdotkliwszy ból tej nieszczęsnej kobiecie.
Owa Olimpia, w której towarzystwie spotkałem Małgorzatę, była jeśli nie jej przyjaciółką,
to w każdym razie osobą, z którą Małgorzata przestawała najczęściej od chwili powrotu do Paryża.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Miała ona w tym czasie wydać bal, a że przypuszczałem iż znajdzie się na nim Małgorzata,
wystarałem się o zaproszenie.
Kiedy pełen dręczących myśli przybyłem na bal, zabawa była już w pełni. Tańczono, a
nawet krzyczano. W pewnej chwili dostrzegłem Małgorzatę tańczącą kadryla z hrabią N. Hrabia
bardzo dumny ze swej partnerki, zdawał się mówić: “Ta kobieta należy do mnie!”.
Oparty plecami o kominek, obserwowałem tańczącą Małgorzatę. Gdy tylko mnie
spostrzegła, zmieszała się. Pozdrowiłem ją niedbale wzrokiem i skinieniem ręki. Na myśl o tym, że
po balu Małgorzata wyjedzie nie ze mną, lecz z tym bogatym durniem, na samo wyobrażenie tego,
co powinno nastąpić po ich powrocie do jej domu, krew uderzała mi do głowy i brała mnie chęć
przeszkodzenia im w amorach.
Po kontredansie poszedłem przywitać się z panią domu, która roztaczała swe wdzięki przed
oczyma gości: wspaniałe ramiona i połowę olśniewającego biustu.
Była to piękna dziewczyna, ładniej zbudowana niż Małgorzata. Uświadomiłem to sobie tym
bardziej, że nie uszły mej uwagi spojrzenia, jakie rzucała na nią Małgorzata, gdy rozmawiałem z
panią domu. Kochanek tej kobiety mógłby być równie dumny, jak hrabia N., ona sama zaś była
dostatecznie ładna, aby wzbudzić namiętność taką, jaką we mnie wzbudziła Małgorzata.
W owym czasie nie miała kochanka. Stać się nim - nie byłoby chyba takie trudne. Należało
tylko pokazać jej tyle złota, aby przyciągnęło jej wzrok.
Powziąłem decyzję: ta kobieta będzie moją kochanką. Rolę zalotnika rozpocząłem od tańca
z Olimpią. W pół godziny później Małgorzata, trupio blada, włożyła futro i opuściła bal.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
XXIV
To już było coś, ale jeszcze nie wszystko. Zdałem sobie sprawę, jaką mam władzę nad tą
kobietą, i podle jej nadużywałem.
Teraz, kiedy pomyślę, że ona już nie żyje, staje przede mną pytanie: czy Bóg wybaczy mi
krzywdę, jaką jej wyrządziłem.
Po bardzo szumnej kolacji zaczęto grać.
Usiadłem obok Olimpii i jąłem rzucać stawki z takim rozmachem, że nie mogła nie zwrócić
na to uwagi. W krótkim czasie wygrałem sto pięćdziesiąt albo dwieście ludwików. Rozrzucone
przede mną złote monety przykuwały do siebie jej gorejący wzrok.
Byłem jedynym, który nie dał się pochłonąć bez reszty grze i który zajmował się Olimpią
więcej niż inni. Wygrywałem przez całą noc i dawałem jej pieniądze, bo przegrała wszystko, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]