[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ramionami, ale nie mogła. Poczuła, że jest przywiązana do kamiennej
płyty. I że tak zmarzła, bo leży naga. Jak lalka...
Z jej gardła wydobył się krzyk, wreszcie bowiem odzyskała głos.
Wszystko działo się dokładnie tak jak w jej snach. Była
zagubiona pośród mglistej połaci, skrępowana i bezsilna. A z mgły
wynurzał się kozłogłowy i podchodził coraz bliżej.
Powtarzała sobie: to nie kozłogłowy. Myśl trzezwo. Rozmawiaj.
Graj na zwłokę.
Postać padła tuż przy niej na kolana i wzniosła rękę. Kit
krzyknęła przerażona, myśląc, że oto wzniósł się nóż, od którego
zginie. Ale to nie był nóż. To był pędzelek, którym
Molly, nucąc, zaczęła malować drobniutkie symbole na jej
brzuchu.
Kit jeszcze raz krzyknęła, głośno, rozpaczliwie, ale stara kobieta
nie przestawała nucić.
227
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Przykro mi, słonko, że zioła już przestały działać - powiedziała
zza kozlej maski. - Krzycz sobie, jeśli ci to pomaga. Chyba wiesz, że
spotyka cię zaszczyt?
Kit nie chciała umierać. Rozpaczliwie chciała żyć. Miała
wszystko, czego kiedykolwiek pragnęła: Justina, jego miłość, rodzinę.
Wystarczyło tylko porozmawiać z nim, wytłumaczyć, że czasem musi
odwiedzić swój dom, że powinien z nią uzgodnić, że... Ale było za
pózno.
- Ten symbol to znak ziemi - powiedziała wolno Molly. - To jest
znak płodności. A ten oznacza krew.
Oczy zapiekły ją od łez. Chcę zostać twoją żoną, Justinie,
przysięgała w myślach. Chcę wyjść za ciebie, choćby jutro. Pragnę
spać przy twoim boku każdej nocy mojego życia.
Ale jej życie dobiegało końca. Tutaj, na wierzchołku omiatanego
wiatrem wzgórza szalona kobieta chce je jej ukraść. Musi rozmawiać,
grać na zwłokę, musi się modlić.
- Czy pomalowałaś też Mary Browne? - Kit starała się, aby jej
głos brzmiał spokojnie, cicho, naturalnie, ale i tak pobrzmiewała w
nim nuta histerii.
- Mary! Biedna, zarozumiała dziwka! Gdybym tylko poczekała...
Powinnam się poznać na tym O'Niallu. Biedna Mary. Tak, miała na
sobie znaki. Zmyły je fale. Nie musiała umierać; takie marnotrawstwo
nadziei i czasu!
- A Michael McHennessy?
228
Anula
ous
l
a
and
c
s
Molly zatrzymała się i zdjęła maskę. Uśmiechnęła się do Kit,
marszcząc lekko czoło.
- Widział mnie, rozumiesz? Musiałam więc udawać, że chcę się
rzucić do morza. Próbował mnie powstrzymać - zachichotała z
zadowoleniem. - Tak łatwo z nim poszło. To było konieczne.
Wszystko przez tę Mary Browne! Gdyby nie kłamała, nie musiałabym
skrzywdzić tego chłopca, ale wtedy nie miałabym ciebie, Katherine.
Nowy dreszcz szarpnął ciałem Kit.
- O czym ty mówisz, Molly?
Molly kreśliła znak słońca wokół jej pępka.
- Byłaś idealna, dziecino! Zwieża, czysta i piękna, z tą aurą
niewinności. Wiedziałam, że jesteś wybranką. I jego do ciebie
ciągnęło. Ale on ze swoimi zasadami i ty z twoim bólem byliście na
przeciwległych biegunach, nawet po tak długim czasie. Musiałam was
do siebie zbliżyć.
- Herbata - wyszeptała Kit.
- Tak. Justin wiedział, ale wiedział też, że bardzo mi na tobie
zależy.
- Sądził, że to dla mojego dobra, że chcesz, żebym wreszcie
odpoczęła.
- O'Niall to wspaniały mężczyzna. Jego syn też taki będzie. A
teraz, gdy ofiara zostanie spełniona do końca, życie stanie się dobre!
Plony znowu będą obfite, mężczyzni znajdą pracę.
- A Susan?
Molly zaczęła kołysać się na piętach.
229
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Susan Accorn! Ta ladacznica! Nie była godna śmierci, która
została jej dana. Justin jej nie chciał. Ty nie wracałaś, więc
próbowałam go pchnąć w jej objęcia, ale potem trzeba go było chronić
przed jej żądaniami. Potrzebowaliśmy dziedzica i panny młodej, aby
nakarmić ziemię.
- Molly, musisz mnie uwolnić. Mylisz się - skłamała Kit. - Mike
jest synem Michaela McHennessy. Znowu tracisz czas.
Molly pokiwała głową z tajemniczym uśmiechem.
- A niech cię, dziecino. Przecież to wykapany ojciec.
Wiedziałam, gdy tylko go zobaczyłam.
- Nie, Molly. Naprawdę.
- Ciii! - Molly przyłożyła palec do ust i rozrzuciła włosy Kit na
powierzchni kamienia. - Musimy zacząć rytuał, Katherine, zanim nas
znajdą.
Kocham cię, Justin, przysięgła milcząco Kit. Gdybym tylko
mogła wrócić, garściami czerpałabym szczęście. Nic nie stanęłoby mi
na drodze Byłabym silna. Zrozumiałbyś.
Molly z powrotem nałożyła maskę. Wstała i zaczęła kołysać się
w mrokach nocy. Jej głos wzniósł się, przenikliwy jak wiatr, gdy
zaintonowała:
- Kayla, kayla, kayla...
- Co?! - wrzasnęła Kit.
Molly urwała, z irytacją zdzierając znowu maskę.
- Katherine McHennessy, ostrzyłam swój nóż na kamieniu, by
nie trwało to długo. Teraz musisz ucichnąć.
230
Anula
ous
l
a
and
c
s
Azy napłynęły Kit do oczu. To słowo prześladowało ją od ośmiu
lat. Słowo, które Michael wyszeptał przed śmiercią. I teraz, gdy miała
się z nim połączyć w zaświatach, to samo słowo rozbrzmiewa w jej
głowie.
- Kayla! Molly, co to znaczy? To nie jest gaelicki. Molly
zachichotała.
- Nie, to nie gaelicki. To jest jeszcze starsze. To język
starożytnych. Kayla to znaczy hosanna, hosanna dla wielkiego boga,
kozłogłowego Bala. Boga, który daje nam plony, który nas karmi i
żywi i którego my musimy żywić w zamian.
- Molly! Nie możesz tego zrobić! A jeżeli Douglas się dowie?
On chyba już cię podejrzewa.
Usta Molly zadrżały.
- Muszę to zrobić właśnie dla Douglasa. Nie rozumiesz? Dla
nich wszystkich!
Maska wróciła na miejsce, zakrywając jej twarz. Wiatr i mgła
wirowały wokół nich, a w oddali Kit słyszała fale ciężko bijące o klif.
W tym dzwięku był gniew, jakby i one czekały na jej śmierć.
Już za chwilę Molly rozpłata jej gardło, a gdy jej krew wsiąknie
w ziemię, szalona starucha zrzuci ją z klifu, w objęcia fal.
Kit zaczęła krzyczeć, kiedy Molly podjęła na nowo śpiewy i
kołysanie. Molly odrzuciła na bok pędzelek i sięgnęła pod płaszcz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]