[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z ukosa, wtedy... no...
- To chemia, moja droga, a chemia nie ma nic wspólnego z miłością. Można
czuć pociąg do człowieka, z którym nic nas nie łączy emocjonalnie, intelektualnie,
zawodowo, towarzysko i tak dalej.
- Wiem - rzekła Danni, mając na myśli nie tyle Bryanta, co Matta. - Ale
powiedz mi taką rzecz. Spotykasz faceta. Po czym możesz poznać, że jesteście dla
siebie stworzeni?
- Nie możesz, przynajmniej nie od razu. Dlatego przez jakiś czas umawiacie
się, chodzicie na randki, odkrywacie swoje wady i zalety.
- Na randki. - Danni westchnęła ciężko. - To wymaga tyle zachodu.
- Zgadza się. Nie ma nic za darmo. No, bierz się do ćwiczeń.
Danni powróciła do przysiadów, zrobiła ze dwa, po czym ponownie się
wyprostowała.
- Wiesz co? Chyba jestem nienormalna.
- Dlaczego? Zarumieniła się.
- Bo z Bryantem... sama nie wiem. Ogarnęło mnie... hm, uczucie triumfu. Od
tak dawna traktował mnie jak powietrze, a nawet gorzej, ciągle ze mnie szydził, że
teraz, kiedy dojrzałam w jego oczach błysk zainteresowania, poczułam dziwną
satysfakcję. Naprawdę się ucieszyłam.
- Nie przejmuj się, to zupełnie naturalna reakcja. - Carol usiadła na trawie i
oparta prawą stopę o wewnętrzną stronę lewego uda. - Musisz uzbroić się w
cierpliwość. Prędzej czy pózniej poznasz miłego człowieka, który będzie dla ciebie
odpowiedni. - Pochyliła się do palców lewej stopy, rozciągając ścięgna udowe.
- 80 -
S
R
- Gdzie, do diabła, go poznam? Kiedy? Jak? - Danni złączyła ręce nad głową i
zaczęła wykonywać skłony w prawo i w lewo.
- Nie wiem. Ale, tak jak ci mówiłam, powinnaś czekać. Nie wolno się uganiać
za mężczyznami. Trzeba czekać, aż oni sami nas odnajdą.
- A jeżeli będą błądzić? Jeżeli nie trafią do celu?
- Trafią, spokojna głowa. Masz najlepszy przykład z Bryantem. Nie zwracał na
ciebie uwagi i nagle się zainteresował. - Carol wyprostowała prawą nogę, zgięła lewą i
kontynuowała ćwiczenie. - Faceci... myśl o nich jak o plemnikach. Będą wokół ciebie
krążyć, podpływać coraz bliżej, ale tobie wystarczy jeden. Musisz tylko dokonać
właściwego wyboru.
- Będą krążyć i podpływać, tak mówisz? No, nie wiem, Carol. Z mojego
doświadczenia raczej wynika, że na widok Danni Goodlove te wszystkie plemniki
uciekają w przeciwną stronę.
Carol wstała i unosząc wysoko kolana, zaczęła biegać w miejscu.
- Może tak było dawniej, ale teraz wszystko się zmieniło. Musisz siebie
zaakceptować. Jeżeli ty pokochasz Danielle Goodlove, ręczę ci, że wkrótce pojawi się
mężczyzna, który również ją pokocha. No, dość gadania. Trochę joggingu dobrze nam
zrobi - rzekła i ruszyła przed siebie truchtem.
W porządku, pomyślała Danni, usiłując dogonić przyjaciółkę. Któregoś dnia
przybędzie książę z bajki, pocałuje śpiącą królewnę, wtedy ona się obudzi się i będą
żyli długo i szczęśliwie. Oby!
- 81 -
S
R
Rozdział 9
Pomimo ostrzeżeń Carol Danni postanowiła wybrać się do Matta do pracy.
Musiała się z nim zobaczyć. Wydawało się jej, że kiedy go jeszcze raz ujrzy, w świetle
dnia, na jego własnym terenie, wszystko się wyklaruje i przynajmniej w tej jednej
sprawie będzie miała jasność.
Wstała o świcie, przez pół godziny nie mogła się zdecydować, co włożyć, w
końcu uznała, że najlepszy będzie beżowy golf i ciemne, prążkowane spodnie. Tak
ubrana, wyszła z domu wcześniej niż zwykle. Wiedziała, że tego dnia Matthew będzie
w pracy od samego rana. Dokładnie sobie wszystko wyliczyła: ile czasu może
rozmawiać i o której musi ruszyć do szpitala. Miała też przygotowany pretekst, żeby
pożegnać się szybciej, gdyby rozmowa się nie kleiła.
Poranek był chłodny, lecz słoneczny. Ogromne drzewa porastające Woodward
Park powoli przybierały odcień czerwonozłocisty. W dolinach pomiędzy łagodnie
wznoszącymi się pagórkami zalegały resztki mgły.
Dojechała do Utica Square, gdzie mieścił się dwupiętrowy budynek straży
pożarnej, zbudowany, tak jak inne domy w tej części miasta, na początku lat
trzydziestych.
Zwalniając przed bramą, otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Ujrzała bowiem
ogromny żółty wóz strażacki i sześciu lub siedmiu strażaków w granatowych
kombinezonach, którzy biegali dookoła, polewając się wodą ze szlauchów jak grupa
nastolatków pucujących samochód. Przez zamknięte okna swojego BMW słyszała ich
wesołe krzyki.
Zaparkowała na szerokim podjezdzie; w chwili, gdy otworzyła drzwi i wysiadła
z auta, na zewnątrz zapadła cisza. Mężczyzni, stojąc bez ruchu niczym ociekające
deszczem posągi, przyglądali się jej w milczeniu. Wciąż rozlegał się plusk wody
cieknącej ze szlauchów oraz wysoki, szatański chichot dobiegający zza maski.
- W czym mogę pani pomóc? - spytał najbliżej stojący mężczyzna,
- 82 -
S
R
W grupie mokrych wesołków Danni rozpoznała czarnoskórego strażaka, który
był z Mattem w izbie przyjęć - i który teraz patrzył na nią jak na przybysza z kosmosu
- ale Matta nigdzie nie widziała.
- Szukam kapitana Creeda - rzekła.
I nagle go spostrzegła. Uśmiechnięty szeroko i przemoczony do suchej nitki
wystawił głowę zza maski wozu.
- Danni! - zawołał i rzuciwszy szlauch na ziemię, ruszył jej naprzeciw. - Co
ty...
- Już wiem! - krzyknął czarnoskóry strażak. - Pani jest tą lekarką!
- Mam nadzieję, że zbytnio nie przeszkadzam...
- Zbytnio to nie - odparł jeden z młodszych mężczyzn - ale trochę to tak.
Oswajanie się z wodą to ważna część szkolenia strażaka.
Jego koledzy wybuchnęli śmiechem.
- Dobra, chłopaki, dosyć - powiedział Matt. - Pani przyszła, żeby ze mną
porozmawiać. - Przeczesał ręką mokre włosy. - Może usiądzmy tam - zaproponował,
wskazując stojące nieopodal w cieniu ogromnego wiązu dwie metalowe ławki
pomalowane w płomienie.
Danni skierowała się w ich stronę, pragnąc zwiększyć nieco odległość
pomiędzy sobą a strażakami, którzy ochoczo powrócili do mycia wozu i polewania
siebie nawzajem. Teraz jednak co rusz któryś przerywał zabawę i rzucał ukradkowe
spojrzenie na ławkę pod wiązem.
- Nie zawsze się tak zachowujemy - powiedział Matt z lekko zakłopotaną miną.
Granatowa koszulka i gabardynowe spodnie lepiły mu się do ciała. - Nie da się jednak
ukryć, że czasem podczas mycia wozów chłopaki zaczynają szaleć. Ale takie wygłupy
pomagają rozładować napięcie, rozproszyć nudę...
Położył rękę na oparciu ławki.
Danni usiadła. Chociaż miała na sobie wełniane spodnie, poczuła chłodny dotyk
metalu. Zadrżała.
- Nie jest ci zimno? - spytała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]