[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PogÅ‚Ä™biÅ‚o to tylko jego cierpienie, w koÅ„cu zaniepokoiÅ‚ siÄ™ nie widzÄ…c nazwiska Daaé na
afiszach. Fausta wystawiono bez jej udziału. Jednego popołudnia udał się zatem do dyrekcji,
aby spytać o powód nieobecności Krystyny. Zastał dyrektorów dość podenerwowanych.
Przyjaciele ich ostatnio wręcz nie poznawali: stracili całą radość i werwę. Chodzili po teatrze ze
spuszczoną głową, zatroskanym czołem. Upadek żyrandola przysporzył im niemało kłopotów.
Dochodzenie wykazało, ze przyczyną było zużycie utrzymujących go haków, niemniej do
obowiązku dyrekcji należało pilnowanie konserwacji. Lecz bywalcy, widząc, jak Richard i
Moncharmin są nieobecni duchem... tajemniczy jacyś, nieprzeniknieni, skłonni byli
przypuszczać, że coś gorszego niż upadek żyrandola wpłynęło na tę zmianę. W kontaktach z
ludzmi przejawiali wielką niecierpliwość z wyjątkiem szacownej Giri, która wróciła do swoich
obowiązków.
Nietrudno się zatem domyślić, w jaki sposób powitali wicehrabiego de Chagny, kiedy przyszedł
siÄ™ dowiedzieć o KrystynÄ™ Daaé. Krótko odrzekli, że Å›piewaczka jest na urlopie. Na pytanie zaÅ›,
kiedy wraca, odparli sucho, że to urlop bezterminowy ze względów zdrowotnych.
- Więc jest chora? Na co? zawołał Raoul.
- Nie wiemy.
- To nie posłaliście jej, panowie, lekarza teatralnego?
- Nie prosiÅ‚a o lekarza, a że w zupeÅ‚noÅ›ci ufamy pannie Daaé, uwierzyliÅ›my jej na sÅ‚owo.
Cała ta sprawa nie podobała się Raoulowi. Wyszedł z Opery pogrążony w ponurych myślach,
postanawiając bez względu na wszystko zasięgnąć wiadomości u pani Valerius.
Pamiętał wprawdzie o życzeniu Krystyny, zawartym w ostatnim liście, aby nie starł się z nią
zobaczyć, lecz to, co widział w Perros, co usłyszał pod drzwiami garderoby, wreszcie rozmowa z
nią na plaży wszystko to zdawało się wskazywać na jakąś diabelską machinację, w której
domyślał się jednak ręki ludzkiej. Wybujała wyobraznia śpiewaczki rozbudzona legendami
starego skrzypka, tęsknota za ojcem, a zwłaszcza stany ekstazy, w jakie popadała jej artystyczna
dusza przykÅ‚adem scena na cmentarzu czyniÅ‚y wrażliwÄ… Daaé podatnÄ… na wpÅ‚ywy. Cóż za
tajemniczy a nie mający skrupułów łajdak wybrał ją na swoją ofiarę? Nad tym zastanawiał się
Raoul zdążając śpiesznie do pani Valerius. Choć lubił bretońskie legendy, muzykę i poezję, choć
zakochany był po uszy w malej czarodziejce z Północy, patrzył trzezwo na świat i nie wierzył w
żadne cuda.
Rozgorączkowany zadzwonił do drzwi mieszkania pani Valerius. Otworzyła mu pokojówka,
której wręczył swój bilet wizytowy. Parę chwil pózniej wchodził do zaciemnionego pokoju,
gdzie przyjęła go coraz bardziej zapadająca na zdrowiu staruszka.
- Witam Raoulu! zawołała serdecznie Niebo mi pana zsyła... Będziemy mogli pomówić o
niej.
Słowa te jakoś ponuro zabrzmiały w uszach wicehrabiego.
- Proszę mi powiedzieć... gdzie Krystyna? poprosił.
- Ależ ze swoim dobrym duchem odpowiedziała spokojnie pani Valerius.
- Z jakim dobrym duchem? zawołał oszołomiony Raoul.
- Z Aniołem muzyki.
Skonsternowany Raoul osunął się na krzesło. Ach, tak! więc Krystyna jest z Aniołem Muzyki! A
staruszka uśmiechnęła się doń kładąc palec na ustach!
- Nie trzeba nikomu o tym mówić dodała.
- Może pani liczyć na mnie odparł Raoul, nie zdając sobie sprawy, co mówi, bo jego myśli, już
mocno pomieszane, gdy chodziło o Krystynę, plątały się coraz bardziej i wydawało mu się, że
wszystko zaczyna wirować wokół niego, wokół pokoju, wokół tej niezwykłej staruszki o siwych
włosach i oczach błękitnych jak jasne niebo... jak puste niebo... Może pani na mnie...
- Wiem, wiem rzekła śmiejąc się uszczęśliwiona. Ale podejdz tu do mnie, podaj mi rękę, jak
dawniej gdy byÅ‚eÅ› dzieckiem i sÅ‚uchaÅ‚eÅ› legend starego Daaé. Wiesz, przecież, Raoulu, że zawsze
cię lubiłam. I Krystyna też cię bardzo lubi.
- Lubi mnie westchnął młodzieniec, myślami błądząc wokół ducha wspomnianego przez panią
Valerius, Anioła tak tajemniczo opisanego przez Krystynę, trupiej czaszki ujrzanej niby w
koszmarze na stopniach ołtarza w Perros, a także upiora Opery, którego sława obiła się o uszy
wicehrabiego, kiedy jednego razu w Operze doszła go opowieść o Josephie Buquet i jego
niezwykłym końcu...
Spytał szeptem:
- SkÄ…d pani wie, ze Krystyna mnie lubi?
- Mówiła o tobie codziennie. Powiedziała ze coś jej wyznałeś. I staruszka wybuchnęła
szczerym, wesołym śmiechem.
Raoul zerwał się z krzesła.
- A to co? Może jednak usiądziesz? Myślisz, że cię tak puszczę wicehrabio?... Gniewnyś, że się
śmiałam... przepraszam. W końcu nie z twojej winy to się stało... Nie wiedziałeś.. jesteś młody...
i myślałeś, że Krystyna jest wolna...
- A więc jest zaręczona? spytał Raoul zduszonym głosem.
- Skądże znowu! Choćby chciała przecież, nie może iść za mąż!...
- Co?... Pierwsze słyszę1 Dlaczego nie może iść za mąż?
- Z powodu tego Anioła Muzyki!
- Znowu on...
-On jej nie pozwala!
- Anioł Muzyki nie pozwala jej iść za mąż!... szeptał Raoul pochylony nad panią Valerius, z
twarzą wykrzywioną i oczami błyszczącymi gniewem. Prostota umysłu staruszki doprowadziła
go do szału. Ona zaś, ani się domyślając jakie uczucia budzi w wicehrabim, ciągnęła:
- Nie pozwala... ale też nie zabrania... Powiedział, ze jeśli wyjdzie za mąż, to więcej go nie
usłyszy... bo on odejdzie na zawsze!...
Pojmujesz sam, że Krystyna nie chce, aby odszedł. To normalne.
- O, tak! całkiem normalne westchnął Raoul.
- Myślałam, że mówiła ci o tym w Perros, gdzie była właśnie z nim.
- Była w Perros z tym swoim dobrym duchem ?
- WÅ‚aÅ›ciwie to naznaczyÅ‚ jej spotkanie na cmentarzu, przy grobie starego Daaé. ObiecaÅ‚ jej tam
zagrać Zmartwychwstanie Aazarza na skrzypcach ojca.
Raoul podniósł się i stanowczo zażądał:
- Droga pani, proszę mi natychmiast powiedzieć gdzie on mieszka.
Staruszka uniosła rękę w górę.
- W niebie! odpowiedziała z prostotą.
Tyle naiwności stropiło Raoula. Bezkrytyczna wiara w ducha, który co wieczór zstępuje z nieba,
aby odwiedzać garderoby artystów w Operze, wprawiła go w osłupienie. Zaczynał zdawać sobie
sprawę w jakim stanie umysłu musi znajdować się młoda osóbka wychowana u boku
przesądnego, prostego skrzypka i natchnionej pani Valerius. i dreszcz go przebiegł gdy
pomyślał o skutkach.
- Czy Krystyna jest nadal uczciwą dziewczyną? spytał naraz.
- Och! przysięgam na moje zbawienie! zawołała oburzona pani Valerius. a jeśli w to wątpisz,
to nie wiem, czego tu szukasz, wicehrabio!
- Jak dawno trwa ta znajomość? pytał dalej Raoul szarpiąc rękawiczki.
- A ze trzy miesiące... Tak, trzy miesiące temu zaczął jej dawać lekcje.
Wicehrabia gestem pełnym rozpaczy podniósł ręce do góry, po czym opuścił je zniechęcony.
- Duch udziela jej lekcji!... A gdzież to, jeśli łaska?
- Teraz nie wiem, skoro z nim pojechała, ale przedtem schodzili się w garderobie Krystyny. Tam
mieli spokój. O ósmej rano w Operze nie ma nikogo. Nikt im nie przeszkadzał, rozumiesz
wicehrabio?
- Rozumiem!... rozumiem! krzyknął i pożegnawszy się spiesznie, wybiegł z pokoju.
Przechodząc przez salon natknął się na pokojówkę i już, już miał ją zacząć wypytywać, lecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]