[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozumowanie dra Starzyńskiego ma podstawową lukę: nie wyjaśnia na czym opiera się
założenie jednolitego metodologicznie traktowania różnych dziedzin sztuki, założenie, które
napotyka przecież na poważne trudności w sztukach zasadniczo bezpojęciowych: muzyce
czystej (bez programu czy tekstu) i w malarstwie abstrakcyjno-orna-mentalnym. Dr
Starzyński nie wyjaśnia, lecz mimo to wprzęga wszystkie sztuki w swój apriorycznie-
monistycz-ny rydwan, pisząc:  Zarówno treść (tj. zawarte w danym dziele odbicie
rzeczywistości z jej konfliktami społecznymi i klasowymi), jak i forma (wewnętrzna struktura
i kształt zewnętrzny) składają się na organiczną jedność dzieła sztuki".
Jak wygląda  odbicie rzeczywistości z jej konfliktami społecznymi i klasowymi" w sonacie
Mozarta czy fudze Bacha? Niektórzy ze sprzyjających drowi Starzyńskiemu muzykologów
(dr Zofia Lissa) próbują odpowiedzieć na to pytanie. Próby te jak na razie mają przede
wszystkim charakter badań genetyczno-historycznych, nie estetycz-no-konstrukcyjnych, i nie
wyjaśniają wcale kapitalnej kwestii, dlaczego dzieło sztuki należące do  nadbudowy"
(przyjąwszy nomenklaturę marksistowską) o wiele nieraz setek lat przeżywa swą  bazę"
polityczno-społeczną, dawno już umarłą, dlaczego symfonia Mozarta jest wciąż żywa, piękna,
aktualna, choć formy produkcji i- stosunki społeczne z czasów Mozarta gruntownie dziś
zostały zde-
100
zaktualizowane i należą jedynie do historii. Problem ten wysuwałem wiele razy (m.in. w
artykułach Czy w muzyce istnieje formalizm?  Ruch Muzyczny" 1948, nr 22 i O
autonomiczności i powszechności sztuk  Tygodnik Powszechny" nr 227), długi czas nie
mogąc jednak doczekać się nie tylko -wyjaśnienia, ale w ogóle poruszenia tej sprawy przez
kogokolwiek. Wyłom w milczeniu uczynił dr Starzyński, formułując sprawę jak następuje:
 Dochodzimy na koniec do jednego z najtrudniejszych problemów estetyki i historii sztuki.
Jak się to dzieje, że dzieła sztuki, stworzone w wyniku działania czynników czasowych,
stworzone dla obsłużenia określonych potrzeb jednego społeczeństwa  mogą nieraz
utrzymywać swą wartość estetyczną, nawet i w wiele wieków pózniej, kiedy zarówno baza
ekonomiczno-społeczna jak i nadbudowa ideologiczna, którym dzieła te zawdzięczały
niegdyś swe powstanie  dawno już należą do przeszłości. Ten problem coraz mocniej
wyrasta jako podstawowy problem estetyki".
Jak widzimy, dr Starzyński stawia ów problem w sposób bardzo podobny do ujęcia mojego
(identycznie zresztą ujęta jest ta sprawa w broszurze Plechanowa O ma-terialistycznym
pojmowaniu dziejów). Niestety dr Starzyński, podobnie zresztą jak i Plechanow, ogranicza się
do sformułowania problemu, lecz choć podkreśla jego ważność, absolutnie go nie wyjaśnia w
sposób wystarczający: po prostu stwierdza, że są takie dzieła i że trzeba rzecz zbadać. Trzeba
 o właśnie. Nie obowiązywało to Plechanowa, nie będącego przecież estetykiem,
obowiązuje natomiast dra Starzyńskiego, który winien nam wyjaśnienie, jaka to mianowicie
jest natura owej  wartości estetycznej" (nie wiadomo dlaczego opatrzonej przez autora
cudzysłowem), która pozwala dziełu trwać ponad przemianami historyczno-społecznymi i
być rozumianym w różnych epokach. I nie wystarcza tutaj wyjaśnienie sprawy (jak to
marginesowo zresztą próbuje dr Starzyński) odwoływaniem się do sztuki greckiej i do
Szekspira. Dopóki nie udowodniliśmy analogii między poszczególnymi dziedzinami sztuki,
nie mamy prawa się na nią powoływać, dlatego też sprawa obiektywnych, w pewnym sensie
51
ponadczasowych kryteriów estetycznych musi być rozpatrzona osobno właśnie na terenie
najtrudniejszym,
101
na terenie sztuk bezpojęciowych, jak muzyka  czysta" czy malarstwo beztematyczne. Jeśli
rozpatrując problematykę tych sztuk osobno, dojdziemy oddolnie niejako do potwierdzenia
koncepcji ogólnej, wtedy dowd będzie bezsporny.
Nie jest natomiast prawidłowe rozpoczynanie odgórne od koncepcji ogólnej i przedwczesne,
aprioryczne rzutowanie jej na poszczególne dziedziny. Nie można udowadniać analogii
pomiędzy sztukami posługując się... tą analogią, tak jak nie można rozwiązać jednego
równania z dwiema niewiadomymi.
(Przewidując zakwestionowanie terminu  sztuki bezpojęciowe"  niektórzy badacze
twierdzą, że sztuk takich nie ma, że w każdym tworze ludzkim zawierają się określone
pojęcia. Oponentów odsyłam do wymienionych powyżej moich artykułów plus artykuł Czy
muzyka jest niehumanistyczna? zamieszczony w  Znaku" nr 10. W artykułach tych
powoływałem się na doświadczenia, które niezbicie wykazują, że to, co uważa się w muzyce
potocznie za treść pojęciową, bywa najczęściej rezultatem pracy asocjacyjnej dokonywanej
przez odbiorców, przy czym jeden i ten sam utwór może budzić rozmaite asocjacje zależnie
od osoby odbiorcy i jego przynależności do takiej czy innej epoki, kultury, narodu i
środowiska. Z tego wniosek, że treści te nie są pojęciami zawartymi w sposób określony w
przedmiocie artystycznym, lecz są zmiennymi kojarzeniami podmiotowymi, nic wspólnego
nie mającymi z obiektywnymi właściwościami przedmiotu. Wobec niezakwestionowania
przez nikogo tych moich wywodów, czuję się w pełni uprawniony do używania terminu
 sztuki bezpojęciowe").
O cóż, reasumując, chodzi? Nie chodzi mi tu bynajmniej o to, żeby idąc śladami dra
Starzyńskiego zaproponować jakąś uniwersalną estetykę, tym razem  obiektywistycz-ną" i
 ponadhistoryczną". Walcząc przede wszystkim o konieczność zróżnicowania problematyki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •