[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dziękuję za radę - odparł Lloyd, choć sierżant Houk pozostał głuchy na
wyczuwalny w głosie rozmówcy sarkazm.
- A gdyby panu coś przyszło do głowy... jakikolwiek ewentualny powód, dla którego
pani Williams mogłaby chcieć odebrać sobie życie... nawet jeśli by to nie było nic
poważniejszego niż napięcie przedmiesiączkowe, zadzwoni pan do mnie, dobrze?
- Z pewnością - odparł Lloyd.
Przeszedł przez oślepiająco biały parking. Miał świadomość, iż sierżant Houk mu się
przypatruje. Otworzył drzwi BMW, usiadł za kierownicą i przez chwilę siedział z
zamkniętymi oczyma, powtarzając słowa z Kaddyszu Allena Ginsberga.
Tam pozostań. Już żadnych dla ciebie cierpień. Wiem, dokąd odeszlaś, jest dobrze.
Nie widział dziewczyny w czarnym prochowcu stojącej po przeciwnej stronie
Broadwayu i przyglądającej mu się bez ruchu, podczas gdy jej żółta chustka powiewała w
nadpływających z przystani ciepłych podmuchach wiatru, a w szkłach ciemnych okularów
odbijały się dwa oślepiające punkciki światła.
ROZDZIAA 6
Gdy zjawił się z powrotem na North Torrey, zdziwił go i zdenerwował widok
metalicznej czerwieni lincolna continentala zaparkowanego przed domem. Wjechał na
krawężnik, wysiadł z BMW i na przełaj przez trawnik ostrożnie zbliżył się do lincolna,
dzwoniąc trzymanymi w dłoni kluczykami.
Gdy podszedł bliżej, ujrzał za kierownicą łysiejącego mężczyznę lat około
sześćdziesięciu pięciu. Obok niego siedziała tleniona blondynka w purpurowo-białej bluzce,
obwieszona większą liczbą złotych naszyjników, wisiorów i broszek niż Nefretete. Lloyd
zapukał w szybę. Na jego widok oboje rozpłynęli się w uśmiechach.
- Cześć! Pan na pewno jest Otto - przywitał go siwowłosy mężczyzna opuszczając
boczną szybę. Nie przestając się uśmiechać, wyciągnął rękę na powitanie.
- Przykro mi, proszę pana - odparł Lloyd - ale chyba pomyliliście adres. Tutaj jest
North Torrey 3337.
Mężczyzna zmarszczył brwi i wyciągnął z futerału okulary w grubej oprawce. Z
kieszeni koszuli wyłowił porządnie złożony list i dokładnie go zbadał.
- Zgadza się. Takiego właśnie adresu szukamy. North Torrey 3337.
- No cóż, obawiam się, że nie mieszka tu żaden Otto. I zgodnie z moimi
wiadomościami, nigdy nie mieszkał.
- O, przepraszam - odpowiedział mężczyzna. -
W gruncie rzeczy to nie o Ottona nam chodzi. Poszukujemy Celii - Celii Williams.
- Jesteście jej przyjaciółmi?
Mężczyzna roześmiał się, a do rozmowy włączyła się kobieta.
- Można by to tak nazwać. Nie wie pan przypadkiem, gdzie możemy ją spotkać? Od
rana jesteśmy w drodze z San Clemente, a tu czekamy już blisko godzinę.
Lloyd przejechał dłonią po karku.
- Obawiam się, że mam dla was bardzo przykrą wiadomość.
- Chyba mi pan nie powie, że wyjechała poprowadzić jeden ze swoich cykli
wykładów? - zaprotestowała kobieta. - Och, Wayne... mówiłam, żeby najpierw
zatelefonować.
- Gdybyśmy zadzwonili, to co to byłaby za niespodzianka? - zaoponował mężczyzna.
- Na miłość boską, to by nam zaoszczędziło dwóch godzin tłuczenia się po
autostradzie.
Kobieta uśmiechnęła się i zapytała:
- Nie wie pan przypadkiem, jak długo jej nie będzie?
- Proszę pani - powiedział Lloyd, nie mogąc dać sobie rady z uciskiem w krtani i
łzami napływającymi do oczu. - Bardzo mi przykro, ale muszę pani powiedzieć, że Celia
wczoraj zmarła.
Oboje, mężczyzna i kobieta, popatrzyli na niego z otwartymi ustami. Wreszcie
mężczyznie udało się wykrztusić:
- Zmarła?
- Jak to tak... zmarła? - spytała kobieta. Lloyd wyciągnął chusteczkę i wytarł oczy.
- Przykro mi. Zdarzył się wypadek; zginęła w płomieniach. Nikt tak naprawdę nie
wie, co się właściwie stało.
- O mój Boże! - powiedziała kobieta. Twarz jej stała się równie biała jak włosy. - O
mój Boże, powiedz mi, że to nieprawda.
Mężczyzna wysiadł z samochodu i stanął obok Lloyda. Przy dobrze rozwiniętej klatce
piersiowej oraz potężnej głowie był dosyć niskiego wzrostu, lecz jak na swój wiek jeszcze
całkiem przystojny.
- Drogi panie - powiedział - nie wiem nawet, kim pan jest. Wygląda na to, że Celia
nie o wszystkim nam opowiadała. Przepraszam.
Lloyd podał mu rękę.
- Lloyd Denman. Mieliśmy z Celią zamiar się pobrać. Ten dom to jest... no cóż, to
była nasza wspólna własność.
- To dla nas szok - odparł mężczyzna. - Nawet nie wiedzieliśmy, że Celia się z kimś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]