[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomoc. - Sięgnął do kieszeni, wyjął dwie wizytówki i wręczył je Jordanowi i Lisie. -
Gdyby któreś z państwa dowiedziało się czegoś o pannie Miller, proszę nas natych-
miast zawiadomić.
Gabe i Lisa w milczeniu obserwowali, jak dwaj agenci wychodzą z baru.
- On chyba uważa mnie za idiotkę - powiedziała Lisa, gdy tamci już nie mogli ich
usłyszeć. - Proszę nas natychmiast zawiadomić. Akurat.
- Chciałbym ci bardzo podziękować za to, że nie powiedziałaś im nic o Dannym -
rzekł Gabe dotykając jej dłoni. Pogłaskał serdecznie jej palce.
Jego niski, wibrujący głos sprawił, że Lisa poczuła podniecenie. Pałce Jordana paliły
jej skórę.
- Wcale nie jestem pewna, czy postąpiłam słusznie - odrzekła. - Ale na podstawie
tego, co mi opowiedziałeś, uznałam, że to mało prawdopodobne, aby Danny porwał
kogokolwiek. - Lisa cofnęła dłoń i spojrzała w dół. - Poza tym, wydaje mi się, że gdy
ci agenci odnajdą Dixie, nie będą w ogóle chcieli jej wysłuchać. Wolę sama ją
znalezć.
Gabe nie wiedział, co powiedzieć, zachował więc milczenie. Miał wątpliwości co do
tego, jak by postąpił, gdyby sytuacja nagle się odwróciła. Nie był wcale pewien, czy
potrafiłby być równie wielkoduszny, jak ta kobieta.
- Zastanawiam się, co powinniśmy teraz zrobić - powiedziała Lisa po chwili
milczenia. - Tylko jedno przychodzi mi do głowy. Choć nie mam na to najmniejszej
ochoty, sądzę, że powinniśmy odwiedzić tego łajdaka, Kevina Strikera.
Kevin Striker mieszkał po drugiej stronie miasta. Przed drzwiami do jego
mieszkania stało dwóch mężczyzn; jeden wysoki i mocno zbudowany, drugi niski i
dość krępy. Ten niższy przycisnął ucho do drzwi.
- Nic nie słyszę - powiedział po chwili i wyjrzał na parking. - Samochodu też nie ma.
Drugi kiwnął głową, wyjął z kieszeni niewielkie etui, wydobył jakiś przyrząd i zaczął
majstrować przy zamku. Po chwili drzwi były już otwarte. Obaj mężczyzni rozejrzeli
się wokół, po czym wyjęli spod płaszczy rewolwery.
Niższy ostrożnie popchnął drzwi i wszedł do środka. W mieszkaniu nie było nikogo.
Szybko i dokładnie przeszukali cały apartament, po czym usiedli w salonie.
- Myślisz, że prysnął na dobre? - powiedział ten niższy.
- Może tak, może nie. Myślę, że musimy mu zostawić jakąś wiadomość, tak na
wszelki wypadek, gdyby się tu znów pojawił.
- Masz rację - uśmiechnął się niższy. - Ale co potem?
- Potem poczekamy trochę i zobaczymy, co się stanie.
Gabe kręcił się nerwowo po swoim pokoju w motelu i co chwila spoglądał przez okno,
podczas gdy Lisa usiłowała dodzwonić się do Southern Phone. Po chwili usłyszał, jak
prosi do telefonu Strikera, po czym niemal natychmiast odkłada słuchawkę.
- No i co? - spytał, zatrzymując się przy oknie.
- Nie ma go - odpowiedziała. - Podobno dzwonił i powiedział, że jest chory. - Zdjęła z
półki książkę telefoniczną i szybko odszukała jego numer domowy. Niestety, i tam
nikt nie odpowiadał. - To dziwne - mruknęła.
- Może poszedł do doktora albo akurat bierze prysznic - wzruszył ramionami Gabe.
- Może... - Lisa wpatrywała się w telefon. - Poczekam chwilę i znów spróbuję.
Czekała aż godzinę, po czym znów zadzwoniła. I tym razem nikt nie podniósł
słuchawki.
- Myślę, że powinniśmy tam pojechać - powiedziała z namysłem.
- Po co? - skrzywił się Gabe. - Przecież to oczywiste, że nie ma go w domu.
- Mam przeczucie... - wzruszyła ramionami Lisa. - Możesz to nazwać kobiecą
intuicją, czy jak ci się podoba. - Wstała i założyła żakiet. - Jedziesz ze mną?
- Mogę pojechać - mruknął Gabe. - Ale wciąż nie rozumiem, po co. Przecież tam z
pewnością nikogo nie ma.
- Być może masz rację - powiedziała. - Ale jest tylko jeden sposób, aby się o tym
przekonać.
Gdy wreszcie znalezli dom Strikera, zaparkowała Lovera, niemal dokładnie przed
wejściem.
- Aadny dom - mruknął Gabe.
Lisa nie zwróciła uwagi na tę sarkastyczną uwagę. Rozejrzała się wokół. To osiedle
niewiele przewyższało standardem podmiejskie slumsy. Była zadowolona, że Gabe
zechciał dotrzymać jej towarzystwa. Nawet w ciągu dnia nie czuła się tu
bezpiecznie. Przy sąsiednim wejściu stała grupa wyrostków. Gdyby była sama, z
pewnością nie uniknęłaby zaczepek.
- Czy oni nie powinni być teraz w szkole? - spytała.
- Wątpię, czy kiedykolwiek tam bywają - prychnął Gabe. Zmierzył ich niechętnym i
podejrzliwym spojrzeniem, po czym otworzył drzwi. - Wejdz. Załatwmy, co mamy do
załatwienia i zjeżdżajmy stąd.
Lisa kilkakrotnie zapukała do drzwi Strikera. Nikt nie otwierał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]