[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyznac, ze niebezpieczenstwo minelo. Pozostal w schronieniu pod nawisem skalnym, az
przyplyw sie cofnal i zostawil go jak rybe wyrzucona na te czesc rafy.
W koncu postanowil sprawdzic, jak sie miewa jego jajko. Pierwsza garsc piasku odrzucil
gwaltownie od siebie, bo klebily sie w niej setki robakow. Tak silnie kojarzyly mu sie z
Nicmi, ze az wytarl rece. Czy Nici mogly przeniknac do jajka? Kopal jak szalony, az do
niego dotarl. Pogladzil z ulga ciepla skorupe. Przeciez ono sie chyba lada chwila Wylegnie!
Nagle zapragnal, zeby nie stalo sie to w tej chwili. Nie mial pod reka pokarmu, a nadzieja na
zlowienie czegokolwiek przed zachodem slonca byla slaba, gdyz ryby niedawno spozyly
obfity posilek. A skad bedzie dokladnie wiedzial, kiedy jaszczurka bedzie sie miala zamiar
Wylegnac? Smoki zawsze wiedzialy, kiedy jajka byly gotowe i uprzedzaly swoich jezdzcow.
Menolly mowila, ze jej jaszczurki ogniste zaczynaly nucic, a ich oczy wirowaly kolorem
fioletowoczerwonym. Nie mial nikogo, kto moglby mu pomoc.
Ogarnelo go przeczucie, ze musi sie spieszyc, zaczal szukac w dzungli lian, zeby zrobic
jeszcze jedna linke, i kolcow z drzew owocowych na haczyki. Ale tak na wszelki wypadek
zebral troche owocow i nieco orzechow o twardej lupinie. Jaszczurkom potrzebne bylo
mieso, to wiedzial, ale przypuszczal, ze cokolwiek jadalnego bedzie lepsze niz puste rece.
Zakladal wlasnie haczyk z kolca na koniec liany, kiedy nagle w pelni pojal, co naprawde
wydarzylo sie tego dnia. Palce zaczely mu sie tak trzasc, ze musial przerwac robote. On,
Piemur z... nie, nie byl pomocnikiem pastucha ani nie byl tez juz uczniem harfiarzy...
Piemur... Piemur z Pernu. On, Piemur z Pernu, przezyl Opad Nici poza Warownia.
Wyprostowal sie i szeroko usmiechnal, spogladajac dumnie na druga strone laguny. Piemur
z Pernu przetrwal Opad Nici! Pokonal powazne przeszkody, zeby zdobyc krolewskie jajko
jaszczurki ognistej. To jajko wreszcie peknie i nareszcie bedzie mial swoja wlasna
jaszczurke! Popatrzyl czule na wzgorek piasku, w ktorym byla ukryta jego malutka krolowa.
Ale czy mogl miec pewnosc, ze to bedzie krolowa? Na krotko opadly go watpliwosci. Jezeli
nie, to moze bedzie to spizowa jaszczurka. Tez byloby niezle. Ale to musialo byc krolewskie
jajko, skoro stalo tak z boku, grzejac sie przy ogniu.
Piemura az rozsmieszyla jego glupota. Powinien zdawac sobie sprawe, ze Lord Meron
bedzie wreczal jajka pod koniec uczty. Bylo jasne, ze ci, ktorzy je otrzymaja, sprawdza, co
dostali. Wiedzeni radoscia albo moze brakiem zaufania do szczodrobliwosci Lorda Merona.
Naprawde powinien opuscic Warownie przed koncem uczty. Nie wiedzial jak, ale gdyby sie
postaral... Z pewnoscia nie tkwilby teraz samotnie na Kontynencie Poludniowym. Zakrecil
liane po raz ostatni, zeby mocno trzymala haczyk z ciernia.
Popatrzyl na pomoc, z grubsza w kierunku Warowni Fort i siedziby Cechu Harfiarzy. Nie
bylo go juz od osmiu dni. Czy probowali go odnalezc w Warowni Nabol? Troche sie dziwil,
ze Sebell nie wyslal Kimi albo Menolly Skalki, zeby go poszukaly. No ale skadze ktos mialby
wiedziec, gdzie on jest? Na polnocy czy na poludniu? A jaszczurki ogniste trzeba bylo
ukierunkowac, tak samo jak smoki. Sebell mogl przeciez nie wiedziec, ze Lord Meron
utrzymywal stosunki z jezdzcami Weyrow z przeszlosci, albo ze akurat tej nocy odbierali oni
towar.
Uslyszal plusk. Ryby wracaly z przyplywem. Podniosl sie, przeszedl na nagie skaly i
poklepal skalna polke, ktora go wczesniej oslaniala.
Sporo czasu minelo, zanim cos zlapal. I zlowil tylko malego zoltogona, za malego, zeby
zaspokoic nim swoj glod, a co dopiero zarlocznej jaszczurki. Wkrotce nadchodzacy
przyplyw odetnie go od tego, wiec jezeli nie zlapie czegos przedtem, bedzie sie musial
wycofac, tam gdzie ryby zawsze gorzej braly.
Opanowal niecierpliwosc najlepiej jak potrafil, poniewaz byl przekonany, ze ryby dobrze
slysza, bo inaczej dlaczego unikalyby jego haczyka. Wstrzymal oddech i szarpal za linke,
nasladujac zywa przynete. I to wtedy ten uslyszal osobliwy dzwiek. Podniosl glowe
rozgladajac sie, usilowal zlokalizowac zrodlo dzwieku, tak zagluszanego przez plusk fal.
Uwaznie ogarnal wzrokiem niebo, myslac, ze moze tam, nad nim, lataja dzikie intrusie czy
jaszczurki ogniste. Czy, co jeszcze gorsze, jezdzcy smokow, dla ktorych taka rozciagnieta
na skalnej rafie postac bedzie doskonale widoczna.
Cos sie tam poruszylo. Nie byl wcale pewien, czy to tam znajduje sie zrodlo dzwieku. W
tym samym momencie linka sie naprezyla. Uzmyslowil sobie, co sie dzieje i w panice niemal
ja puscil. Wyciagnal jednak linke i pospiesznie wstal; spogladal na plaze.
Cos sie tam poruszylo. W poblizu jego jajka! Waz piaskowy? Podniosl pierwszego
zoltogona, wetknal palec w skrzela ryby i puscil sie pedem w kierunku plazy. Nic mu nie...
Na chwile stanal jak wryty. Zobaczyl, co sie tam rusza: malusienka, polyskujaca, zlota
istotka rzucala sie niezgrabnie na piasku, zalosnie skrzeczac. Na niebie pojawily sie dzikie
intrusie, jakby do tego momentu narodzin przyciagal je jakis niesamowity magnes.
Wystarczy tylko nakarmic piskle, przypomnial sobie rade Menolly, kiedy potknal sie na
piasku i omal nie upadl na malutka krolowa. Gmeral przy pasie szukajac noza, zeby podac
rybe. "Dawaj im kawalki wielkosci kciuka, albo sie udlawia."
Kiedy probowal przeciac twarda, pokryta luskami skore, mala jaszczurka ognista rzucila sie
do przodu, krzyczac z glodu.
-Nie. Nie. Udlawisz sie i zginiesz - wolal Piemur wyrywajac jej rybi ogon, ktory zlapala, i
wycinajac kawalki miekszego miesa wzdluz kregoslupa.
Wrzeszczac z wscieklosci, ze odmawia jej sie jedzenia, malenka krolowa zaczela szarpac
[ Pobierz całość w formacie PDF ]