[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go. Kiedyś kazał mi ciągnąć mały dwukołowy wózek, podczas gdy on sam szedł pieszo obok
mnie. Nienawidzę tych małych dwukółek, lecz z twoim panem, powiadam ci, z dumy prawie
że postradałem rozum. To było takie piękne.
 Co w tym było pięknego?  spytałem, zafascynowany.
Usiłowałem wyobrazić go sobie, z długimi, czarnymi włosami i końskim ogonem, i szczupłą,
elegancką postać mojego pana obok niego. Te śliczne, białe włosy lśniące w słońcu, pociągła,
zamyślona twarz i te głębokie, błękitne oczy.
 Nie wiem  odpowiedział.  Nie potrafię dobierać słów. Zawsze kiedy kłusuję przy
wozie, czuję rozpierającą mnie dumę. Lecz wtedy byłem z nim sam na sam. Wyszliśmy z
wioski na spacer polami o zmierzchu. Wszystkie kobiety stojące w oknach i drzwiach swoich
domów witały go miło. Podobnie jak panowie wracający do swych domostw w wiosce po
całym dniu spędzonym na farmach. Od czasu do czasu twój pan unosił mi włosy z karku i
gładził je. Dobrze przytroczył mi lejce... tak że głowę miałem uniesioną wysoko i dumnie, i
smagał mnie pasem po kostkach, choć wcale tego nie potrzebowałem. Po prostu jemu
sprawiało to przyjemność. Biegłem truchtem po drodze i słyszałem jego buty na żwirze tuż
obok siebie. To było wspaniałe uczucie. Zupełnie bym się nie zmartwił, gdybym miał
już nigdy więcej nie zobaczyć zamku lub nigdy nie wyjechać z tego królestwa. On zawsze o
mnie prosi, twój pan Nicolas.
Inne koniki śmiertelnie się go boją. Wracają do stajni z czerwonymi pośladkami i narzekają,
że Królewski Kronikarz chłoszcze ich dwa razy częściej niż inni panowie, ale ja go wielbię.
Robi doskonale to, co robi najlepiej. Ja także. I ty także będziesz, skoro on jest twoim panem.
Nie potrafiłem mu odpowiedzieć.
Potem już milczał. Wkrótce zasnął, a ja siedziałem w tej niewygodnej pozycji, z obolałymi
udami i członkiem równie nieszczęśliwym jak wcześniej, i rozmyślałem nad dziwną
opowiastką mojego sąsiada. Wspominając jego słowa, czułem dreszcze na plecach, a przecież
doskonale wiedziałem, o czym mówił.
Niepokoiło mnie to, ale tak naprawdę rozumiałem.
Kiedy odwiązano nas od belki i wprowadzono do powozu, było już prawie ciemno; gdy z
powrotem zaprzęgano nas do wozu, poczułem fascynację dziwaczną uprzężą i ciężarkami
przyczepianymi do sutków, lejcami i fallusami. Oczywiście, że sprawiały ból i wywoływały
we mnie przerażenie. Jednocześnie myślałem o słowach Jerarda. Widziałem go przed sobą.
Dostrzegłem, jak podrzuca głową i tupie o ziemię, sprawdzając, czy buty dobrze pasują.
Potem wlepiłem szeroko otwarte oczy w ziemię, kiedy stajenny wciskał we mnie ogromnego
fallusa i mocował go paskami, nieomal unosząc mnie z ziemi. Potem ostre szarpnięcie lejcami
zmusiło nas do szybkiego kłusa w dół drogi, w kierunku wioski.
Kiedy skręcaliśmy na gościniec, miałem łzy w oczach; ciemne blanki rozmywały się przed
moimi oczami. Na północnej i południowej wieży widać było płonące pochodnie. Musiała to
być mniej więcej ta sama pora, o której odbył się spacer opisywany przez Jerarda, gdyż na
gościńcu spotkaliśmy kilka wozów jadących do miasta, w oknach zaś stały kobiety i machały
do nas. Od czasu do czasu widać było samotnie idącego mężczyznę. Biegłem tak szybko, jak
tylko potrafiłem, trzymałem głowę dumnie wyprostowaną i czułem, że tkwiący we mnie
fallus nieomal plonie.
Co jakiś czas spadały na mnie razy pasa, lecz ani razu nie zostałem upomniany. Już prawie
dotarliśmy do domu pana, kiedy przypomniałem sobie, jak Jerard powiedział, iż niemal udało
mu się dotrzeć do granic królestwa! Może mylił się i nikt w sąsiednim państwie nie udzieliłby
mu schronienia. I co z jego ojcem? Mój kazał mi słuchać rozkazów królowej, która jest
bardzo potężna i nagrodzi mnie za dobrą pracę. Starałem się o tym zapomnieć. Nigdy tak
naprawdę nie myślałem o ucieczce. Była to myśl zbyt śmiała i szalona, zbyt odległa od
wszystkiego, co znałem.
Kiedy podjechaliśmy pod drzwi domu pana, było już ciemno. Zdjęto mi buty i uprząż,
wszystko, z wyjątkiem fallusa; pozostałe koniki zostały popędzone w kierunku publicznych
stajni. Zabrały ze sobą powóz.
Stałem, myśląc o słowach Jerarda, i zastanawiałem się, dlaczego czuję dziwny, gorący
dreszcz, kiedy dotykają mnie szczupłe dłonie pani. Uniosła moją twarz i odgarnęła włosy z
czoła.
 No już, już...  odezwała się czule i otarła moją twarz miękką, jedwabną chusteczką.
Spojrzałem jej w oczy, a ona pocałowała mnie w usta; mój członek zatańczył, a ten pocałunek
pozbawił mnie tchu.
Wyciągnęła fallus tak szybko, że nieomal straciłem równowagę i obejrzałem się na nią z
przerażeniem. Potem znikła w bogatym wnętrzu domu, a ja stałem wstrząśnięty, spoglądając
na wysoki, spadzisty dach i gwiazdy mrugające ponad nim. Zdałem sobie sprawę, że zostałem
z mym panem sam na sam. A on miał w ręce gruby pas.
Kazał mi się obrócić i maszerować szeroką brukowaną drogą w kierunku placu targowego.
NOC %7łOANIERZY W KARCZMIE
Różyczka spała kilka godzin. Przez sen słyszała, jak Kapitan dzwoni na służbę. Wstał i ubrał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •