[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dorbet prychnęła znowu i ze złością kopnęła pęczek uschłej trawy.
- Rany boskie, jaka ty się zrobiłaś staroświecka i wymagająca!
Tordhild nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę obserwowała tańczącą młodzież.
Zatrzymała wzrok na Oli.
- Ja pragnę dla ciebie tylko dobra, Dorbet - rzekła w końcu wolno. - A to coś zupełnie
innego. I jesteś bogatsza, niż sądzisz. Masz więcej szczęścia. Więc pomyśl czasem o tym.
Niewielu jest takich jak twój Ola.
Po tych słowach Tordhild poszła sobie, nie czekając na od powiedz. Dorbet stała i patrzyła
w ślad za nią. Potem zaczęła ponad głowami ludzi szukać Oli. Dostrzegła jego jasną głowę w
kręgu innych młodych mężczyzn. Wolno zaczęła się przepychać ku niemu. Nagle poczuła
bolesne ukłucie w dole brzucha. Stała zupełnie bez ruchu, opierając się o ścianę. Położyła
ręce na brzuchu, jakby chciała go ochronić, i szybko oddychała. Ból zniknął tak nagle, jak się
pojawił, i potem już nie wrócił. Po chwili Dorbet wyprostowała się i ruszyła w stronę Oli.
Wsunęła mu rękę pod ramię. Ola rozpromienił się, kiedy zdał sobie sprawę, że to ona.
- Nie chciałbyś zatańczyć ze swoją żoną? - uśmiechnęła się, przywierając do niego.
- Kiedy ostatnio cię widziałem, to kawalerowie stali w kolejce, żeby z tobą zatańczyć -
uśmiechnął się. - Myślałem, że nie zechcesz...
- Ale ja chcę - przerwała mu. - Chcę tańczyć ze swoim mężem.
- Szczęściarz z ciebie, Ola Granvold - kiwali głowami jeden po drugim, nie spuszczając
pełnych zachwytu spojrzeń z Dorbet. - Ale chyba o tym wiesz?
- Oczywiście, że wiem - roześmiał się Ola i położył rękę na ramieniu Dorbet. - Musicie mi
wybaczyć, teraz będę tańczył ze swoją żoną.
Zaczęli się kręcić w rytmie walca pośród innych tańczących par. Dorbet przytuliła twarz
do policzka Oli.
- Jesteś szczęśliwa dzisiejszego wieczoru? - spytał.
Dorbet skinęła głową, ale nie powiedziała nic. Wciąż wirowały jej w głowie słowa
Tordhild. Naturalnie, że nie zamierzała zrobić niczego głupiego, ale tak bardzo lubiła to
zainteresowanie, jakim obdarzano ją dzisiejszego wieczoru, lubiła czuć dawną radość i
napięcie, kiedy trzymała podnieconych mężczyzn w niepewności. Zrobiło jej się gorąco,
kiedy przypomniała sobie, że nie zawsze zadowalała się jedynie ich podnieceniem. Gdyby tak
Ola wiedział...
Dorbet wsparła się ciężko na jego mocnym ciele i wirowała w tańcu. On się tego nigdy nie
może dowiedzieć. Nagle uświadomiła sobie, że Tordhild miała rację - Dorbet jest bogata. Ma
Olę i wkrótce zostanie matką. W tym kryła się największa radość i napięcie. I chociaż bardzo
chętnie cieszyłaby się też obecnością innych, tańczyła z nimi od czasu do czasu, to nie ma
teraz ważniejszej rzeczy. Najważniejszy jest Ola i dziecko.
- A ty jesteś szczęśliwy, Ola? - wyszeptała mu do ucha.
- Akurat w tej chwili nie mógłbym być szczęśliwszy - odparł ze śmiechem w głosie. -
Mam najpiękniejszą żonę na świecie, najmilszą i najlepszą - dodał i ucałował jej włosy. - A
poza tym oczekujemy dziecka. Jak myślisz, moja Dorbet, czy można sobie wyobrazić większe
szczęście?
Zanim Dorbet zdążyła odpowiedzieć, znowu pojawił się tamten ból. Skuliła się i jęknęła.
Ola przystanął i podtrzymywał żonę. Zrobił się trupio blady.
- Co się dzieje?
I znowu ból zniknął równie szybko, jak się pojawił. Dorbet wyprostowała się, otarła zimną
ręką czoło i uśmiechała się uspokajająco.
- Sama nie wiem. To pewnie tylko coś... tak, coś, co jest charakterystyczne dla mojego
stanu - odparła, próbując wyglądać na spokojną.
- Myślę, że powinnaś usiąść i trochę odpocząć - powiedział Ola i pociągnął ją za sobą jak
najdalej od tańczących. - Przyniosę ci coś do picia.
Jego spojrzenie wyrażało głęboką troskę.
- Naprawdę nie ma niebezpieczeństwa, Ola - zapewniła Dorbet i ścisnęła mocno jego rękę.
- Ale chętnie bym się czegoś napiła.
Dziecko poruszyło się w niej niespokojnie. Może Marit miała rację, myślała Dorbet
przestraszona. Może to dla mnie za wiele, może za bardzo się zmęczyłam? Splotła ręce na
brzuchu, przy mknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Nagle poczuła dojmującą tęsknotę za
matką. Gdyby mama była w domu, mogłabym z nią jutro porozmawiać, może dałaby mi jakiś
ziołowy wywar. Ale matka była daleko.
- Boże kochany, opiekuj się moim dzieckiem - modliła się Dorbet. - Ja przecież chcę je
urodzić.
Tordhild schodziła wolno w dół, w stronę Stornes. W nocnej ciszy słychać było tylko
ćwierkanie świerszczy. Chłodny wiatr znad fiordu przynosił ze sobą zapach soli i
wodorostów. Tordhild pochyliła się i zaczęła zrywać niebieskie dzwonki.
Wciąż jeszcze docierała tutaj muzyka z Granvold, ale była coraz cichsza. Tordhild
mogłaby zostać dłużej, ale bez Siverta to nie to samo. Dlatego wymknęła się po kryjomu, nie
mówiąc nawet dobranoc. Nie chciała tworzyć wrażenia, że przyjęcie się kończy. Minie z
pewnością jeszcze parę godzin, zanim ludzie zaczną się zastanawiać, że trzeba się zbierać do
domu.
Wróciła myślami do Dorbet. Nie miała zamiaru wyglądać na zarozumiałą i wymagającą.
Kochała Dorbet, lubiła to, że dziewczyna jest taka spontaniczna i otwarta, ceniła sobie bardzo
jej szorstki humor i troskliwość wobec innych. Problem polega na tym, że Dorbet jest zbyt
ładna, myślała Tordhild, zrywając kolejne dzwonki. Najmłodsza córka ze Stornes od
dzieciństwa żyła w cieple powszechnego uwielbienia. Zwłaszcza uwielbienia ze strony
mężczyzn. Teraz ważne jest, by zdała sobie sprawę, jak mało tego rodzaju podziw znaczy, bo
jak nie, to może się zdarzyć, że pewnego dnia popełni jakieś głupstwo. To dlatego Tordhild
dziś wieczorem próbowała przemówić jej do rozumu.
Nie po to, by krytykować młodą mężatkę, nie po to by, psuć jej wieczór, ale żeby ją
obudzić. Dorbet bowiem jest już dużą dziewczynką.
Nagle Tordhild zdała sobie sprawę z tego, że drogą ktoś idzie w jej stronę. Zmrużyła oczy
w półmroku letniej nocy. To jakiś mężczyzna... I w tej samej sekundzie uświadomiła sobie,
kto to jest. Rzuciła się biegiem w dół drogi.
- Sivert!
On złapał ją w objęcia i zaczął się z nią kręcić w kółko. Tordhild przywarła do niego,
zdyszana z zaskoczenia i radości.
- Sivert, Sivert! Myślałam, że śnię - szeptała, całując go. - Tak strasznie czekałam, kiedy
przyjedziesz.
On przygarnął ją znowu do siebie i całował długo, bardzo długo. Tordhild splotła ręce na
jego karku i poczuła, jak mocno bije serce męża.
- Przecież powiedziałem, że przyjadę, kiedy tylko znajdę się w Trondheim - rzekł i
odsunął ją lekko od siebie. - Nawet dziesięć dzikich koni by mnie przed tym nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •