[ Pobierz całość w formacie PDF ]
własnej koncepcji, że tylko jedność zapewnia im sukces. Jeśli razem wyruszyli na tę wojnę
przeciwko tym, co ich chcieli pozbawić przyszłości - to i razem muszą się bronić do końca.
Nie zdążył jednak rozwinąć tej myśli, bardziej dyplomatycznie przygotować Pawlaka do tego,
co mu chciał zaproponować, gdy zobaczył, że Kazmierz wygląda jak ktoś, kto połknął ość
szczupaka. Patrzył ponad ramieniem Kargula, a w jego krtani zaczął wzbierać ni to okrzyk, ni
to bulgot, ni warkot.
Przypominało to charczenie podwórzowego psa, który rwie się na łańcuchu do przodu,
szczerząc kły na intruza i każdym swym ruchem zaciskając obrożę na gardle.
Nie, Kazmierz naprawdę nie mógł z początku uwierzyć w to, co zobaczył za plecami
Kargula: z domu sąsiada wyłonił się nagi do pasa pan młody. Kolorowy ręcznik miał
przerzucony swobodnie przez szyję, w ręku szczoteczkę do zębów, na którą spokojnie
wyciskał z tubki pastę, jakby przed godziną cały świat nie zwalił mu się na głowę. Więc ten,
którego bezskutecznie usiłował dosięgnąć ostrzem sierpa, żeby mu zapłacić za swoje
zaprzaństwo, teraz demonstracyjnie spaceruje po podwórzu Kargula?! Z Zenka przeniósł
spojrzenie wybałuszonych oczu na Kargula. Ten chciał się uśmiechnąć, jakby liczył w
skrytości ducha na to, że Pawlak mu podziękuje, że nie zmarnował ostatniej szansy ocalenia
ich wspólnej przyszłości i zatrzymał fachowca z dyplomem pod swoim dachem.
- Zatłukę jak kreta - wystękał Kazmierz, tym razem adresując tę obietnicę do Kargula.
Oto raz jeszcze wyszła na jaw zdradliwa natura tego łapciucha, Kargula, jego wieczna
gotowość zaprzaństwa i ta chytrość, za którą jeszcze w Krużewnikach, brat Kazmierza, Jaśko,
musiał mu kosą wystawić rachunek! Oczy Pawlaka, przez chwilę wytrzeszczone ze
zdumienia nad podłością kogoś, kogo uważał za sojusznika, teraz się zwęziły, jakby szukały
na ciele Kargula miejsca, w które wbije ostrze sierpa tak, by wszystkie ich rachunki raz na
zawsze zostały wyrównane.
Kargul uważał, że słowa Kazmierza odnoszą się do Zenka:
- Taż to mąż Ani, nie wypada go jak kreta traktować.
- Ten bandyta tu?! - Kazmierz aż zapiał. Wsparty rękoma o blat stołu podnosił się
powoli, jakby szykował się do skoku. Kargul przełknął ślinę i też uniósł się z ławy.
Pawlak wyszedł zza stołu i wbił wzrok w twarz Kargula. W tej chwili nie Zenek był
jego wrogiem, ale ten, kto się za przyjaciela podawał.
- Kargul, podejdz-no do płota - powiedział drżącym głosem to zdanie, które już nie raz
kierował do sąsiada.
- A gdzież ty tu płot widzisz? - Kargul, stojąc za stołem weselnym jak za barykadą,
gestem wskazał oba podwórza, od lat już pozbawione płotu.
- Podejdz, jako i ja podchodzę - przez zaciśnięte zęby rzucił Kazmierz, napierając na
stół po swojej stronie podwórza.
Kargul ruszył niezgrabnie przed siebie, jakby wzrok Kazmierza był magnesem,
któremu nie może się oprzeć. Nagle, jak zwykle, kiedy dochodziło między nimi do sceny
spotkania przy płocie, nie wiadomo skąd pojawiły się na podwórzu kobiety. Anielcia stanęła
tuż za plecami Władysława, zaś Marynia za Kazmierzem. Zenek patrzył z boku na tę scenę,
bo pierwszy raz widział to, co w życiu obu rodzin było już nieomal rytuałem.
- Ano podszedł ja, tylko nie wiem po co.
- %7łeb' ja tobie w te ślepia judaszowe spojrzał!
- Kazmierz, taz jaki ze mnie Judasz? Czy ja jakie srebrniki wziął?
Czy ja Chrystusa sprzedał?
- Starczy, że ty tego gada pod dach przyjął!
Zenek, nie mając wątpliwości, że o nim mowa, uznał, że pora włączyć się do dyskusji.
Wysunął się kilka kroków w stronę stołu, który pełnił rolę płota, i oświadczył głośno, żeby
słyszeli nie tylko Kargule i Pawlaki, ale i sam Pan Bóg, jeśli nawet wbrew jego przekonaniom
istnieje gdzieś na górze, że on Anię kocha i póki jego życia kochać ją będzie!
- To już niedługo może być! - Kazmierz omiótł wzrokiem podwórze, szukając
jakiegoś kamienia, ale musiał się zadowolić małosolnym ogórkiem, którym trafił Zenka w
ramię. - Jak palnę, to rzygniesz ty dupą i gębą!
- Kazmierz, taż to pan młody - Anielcia złożyła ręce przed Pawlakiem jak do
modlitwy. - Przysięgali sobie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]