[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwudziestym siódmym zamelinował volkswagena.
Szamajski roześmiał się nienaturalnie.
Pan im wierzy... Przecież to chuligani. Wystarczy na nich spojrzeć.
Przejechał naszego kolegę i nawet się nie zatrzymał! zawołała drama
tycznym głosem Karioka.
A teraz się wypiera dodał Julek podchodząc do milicjanta. Pan prze
cież powinien znać tę sprawę...
Zmyślają, wszystko zmyślają powiedział Szamajski siląc się na spo
kój. Niech pan z nimi zrobi porządek, to przecież pana obowiązek.
Chwileczkę milicjant spojrzał na Szamajskiego ostrzegawczo. Po
proszę dowód osobisty.
To niesłychane westchnęła panna Danka.
Przepraszam, ale pani nie pytam o zdanie. Proszę o dowód zwrócił się
do Szamajskiego.
Ten zwlekał chwilę, lecz wnet sięgnął do kieszeni, wyjął dokument i wręczył
go milicjantowi.
Ryszard Szamajski przeczytał przedstawiciel władzy i spojrzał na po
bladłą twarz mężczyzny.
Tak jest.
To my się już chyba skądś znamy w głosie milicjanta zabrzmiała nu
ta zawodowego zadowolenia. Zdaje mi się, że rok temu prowadziłem
sprawę
nielegalnej sprzedaży samochodu.
Grubo ciosana twarz Szamajskiego przybladła nagle.
154
Przecież to nie ma nic wspólnego z tą sprawą powiedział już nie tak
pewnym głosem.
Milicjant pokiwał z powątpiewaniem głową.
Zobaczymy, zobaczymy... I nagle zwrócił się do Tolka Banana: A ty
jak się nazywasz?
Nastąpiła krótka chwila ciszy. Wszyscy z przerażeniem patrzyli na szefa.
Ten uśmiechnął się nikle i powiedział pewnym głosem:
Nazywam się Szymon Krusz. Jestem uczniem Technikum Komunikacyj
nego. Mam pokazać legitymację?
Nie trzeba, wyjaśnimy całą sprawę w komisariacie.
To skandal, panie sierżancie żachnął się Szamajski. Nie ma pan pra
wa. Złożę na pana zażalenie.
Milicjant zasalutował uprzejmie.
Proszę bardzo, to pana prawo, a ja muszę wyjaśnić sprawę. Zarzuty są zbyt
poważne. I nagle swym urzędowym spojrzeniem zahaczył Tolka
Banana.
Ty też pójdziesz ze mną, musisz złożyć zeznanie.
Muka wyszeptał mały Filipek. Tym razem jego ulubione słówko ozna
czało zupełną rozpacz. Spojrzeli na Tolka. Ten zachował się z godnością, jak
przy
stało na szefa gangu. Uśmiechnął się, zmrużył oko i powiedział:
Trzymajcie się, wiara. Wszystko będzie w porządku. Jeśli dobrze pójdzie,
to wieczorem się spotkamy.
Nastrój, jaki panował Pod Dębem", można by śmiało określić jako grobo-
wy. Gang został bez szefa, gangsterzy bez nadziei. Siedzieli teraz na poddaszu
w klubie, który właściwie przestał być klubem. Ponuro rozglądali się po kątach,
jakby oczekiwali cudu; może nagle odezwą się kroki na schodach, a po chwili
w drzwiach zjawi się Tolek Banan. Uśmiechnie się i powie: Jak się macie, wia-
ra?"
Tymczasem nikt się nie zjawił. Nawet rudy kocur nie zaszczycił ich swą obec-
nością. Tylko dwa wspaniałe łabędzie z uniesionymi skrzydłami sunęły po szma-
ragdowej tafli obrazu, ale i one wydawały się być zasmucone.
A jednak powiedział nieśmiało Julek wykryliśmy tego przestępcę.
Gratulacje uśmiechnął się drwiąco Cygan. Przestępca jest, a szefa
nie ma. Idz do Cegiełki i powiedz mu to. Zobaczysz, jak się ucieszy.
Julek zerwał się, zacisnął pięści, natarł na Cygana.
Przynajmniej będzie wiedział, żeśmy o nim nie zapomnieli.
Siadaj Cygan błysnął gniewnie czarnymi oczami.
155
Czy to mu coś pomoże? Co za różnica, kto go przejechał? A my tymczasem
nie możemy zaczynać akcji Kobra.
O to ci chodzi? powiedziała nagle Karioka. Do tej pory stała przy oknie
i spoglądała w głąb ogrodu. Była smutna, przygnębiona. Naraz podeszła do
Cyga
na i spojrzała z niechęcią. Ty, Cygan, nie powinieneś otwierać buzi, bo
palcem
nie kiwnąłeś w całej robocie.
Filipek złapał się za głowę.
Przestańcie się kłócić, bo to w ogóle nikomu nie pomoże. %7łyć się nie chce.
Wy tu mędrkujecie, a tam szefa wałkują.
Cygan szarpnął sprzączkę paska.
Sam sobie winien. Po co się pchał? Teraz generalna klapa. Myślałem, że
znajdziemy grubą forsę, a tu gips.
Karioka syknęła zniecierpliwiona:
Nie mogę tego słuchać. Nie mogę na was patrzeć. Tolek Banan to wspaniały
chłopak, a wy...
Forsa też się liczy przerwał jej spokojnie Filipek. Przecież mieliśmy
zainkasować grubszą gotówkę.
Tolek gwiżdże na forsę! zawołała rozgniewana. Wy go jeszcze do
brze nie znacie. Ma honor i godność. Słyszeliście, jak rozmawiał z tym
całym
Szamajskim? A potem jaki był wspaniały, gdy zjawił się milicjant... A
potem,
gdy się z nami żegnał...
Był wprost fenomenalny wtrącił z zapałem Julek.
Nie przerywaj ofuknęła go Karioka. Stanęła na środku pokoju,
ciągnęła
z pasją: Daję wam słowo, nie znałam takiego chłopaka. Ten marynarz,
co pisał
do mnie z Gibraltaru, też był fantastyczny, ale przy Tolku to szczeniak.
Nasz szef
to superklasa, a wy od razu rączki do góry, i cześć. Co nam powiedział,
kiedy go
brali?
No właśnie podjął skwapliwie Julek. Powiedział: Trzymajcie się,
wiara. Wszystko będzie w porządku. Jeżeli dobrze pójdzie, to wieczorem
się spo
tkamy".
Mowa wtrącił z powątpiewaniem Cygan. Myślicie, że go tak szybko
wypuszczą?
Dziewczyna z politowaniem kiwnęła głową.
Zobaczycie, że szef jeszcze dzisiaj będzie na wolności, a w Expressie,"
znowu napiszą o nim na pierwszej stronie: Tolek Banan przyczynił się do ujęcia
znanego złodzieja samochodów..."
Julek zachłysnął się.
Słuchajcie, może on naumyślnie oddał się w ręce władzy, żeby wyjść z całej
sprawy z honorem?
Filipek prychnął kpiąco.
156
Człowieku, gdzie twoja inteligencja! Zupełnie nie umiesz kalkulować. Nie
ma cudów.
Stać go na to zaperzył się Julek. Ma honor i odwagę.
Siadaj powiedział przeciągle Cygan. Nie masz, bracie, zielonego
pojęcia. To nie w jego stylu. Za dumny na to. Zresztą po co zaczynał z nami
akcje
Kobra? Po co został szefem gangu? Nie ma szefa, nie ma gangu. Cześć.
Możemy
rozejść się na kolację do domu.
Julek Seratowicz wyprostował się, jakby go coś ukłuło. Zacisnął pięści. Do-
skoczył do Cygana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]