[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prostu nie czujÄ™ siÄ™ w nim bezpiecznie...
ROZDZIAA SZÓSTY
BADAMY KSIG " NIEUDANY SKOK NA MINISTERSTWO JAD DO PAOCKA "
WIECZORNY SPACER PO MIEZCIE
Pan Samochodzik odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ… dopiero w chwili, gdy wydobyty z sejfu starodruk
spoczÄ…Å‚ na jego biurku.
- Te z biblioteki miały okucia na rogach, a ten nie - zauważyłem.
- Owszem. Wiesz, Pawle, w ramach jednego wydania robiono kilka podserii... Dla
lepszych klientów oprawiano w skórę i okuwano, biedniejsi musieli zadowolić się oprawą
pół-skórną, wtedy tylko grzbiet robiono ze szlachetnego materiału, a resztę obciągano
płótnem... Wreszcie zupełni biedacy mogli kupić książkę z szytym grzbietem, pozbawioną
zupełnie okładki.
- A potem w domu coś tam sobie prowizorycznie dodawali - domyśliłem się. - Na
studiach mówiono nam o książkach, pokazywano okucia i kapitałki, ale nikt nie pomyślał, że
mogą się nam przydać takie szczegóły.
- Cały urok w drobiazgach...
Pan Tomasz uważnie oglądał wolumin i wreszcie wskazał mi miejsce cięcia.
Delikatnie, używając skalpela i pesety, oddzieliłem skórzany grzbiet od płótna. Odchyliłem go
ostrożnie.
Karty, na których wydrukowano książkę złożono w zeszyciki. Każdy przeszyto w
kilku miejscach nitkami i wyprowadziwszy je na grzbiet, spleciono w warkocze, przyklejone
następnie do okładki. Całość dla wzmocnienia podklejono kilkoma paskami papieru.
Obejrzałem je uważnie. A potem ostrożnie oddzieliłem od grzbietu. Poskładałem do kupy,
uzyskując prawie połówkę strony z rysunkiem jakiejś roślinki.
- Niewypał - mruknął szef.
- Dlaczego? - zainteresowałem się.
- Popatrz na książkę i rysunki... Introligator użył zle odbitej karty z tego samego
dzieła...
- Ale w innych tomach sÄ… inne wyklejki...
- Owszem. Tym razem ciekawy łup przeszedł nam koło nosa... Naprawiamy i
zwracamy do Instytutu Zoologii.
- Może lepiej odczekać kilka dni - zauważyłem. - On nie wie, że to jest u nas i
niewykluczone, że będzie się tam próbował włamać. Tak będzie bezpieczniej.
- Masz rację - szef kiwnął głową. - Niech na razie zostanie u nas. Do ministerstwa
Litwin siÄ™ nie dostanie...
***
Było dobrze po północy. Nad Warszawą przechodziła jedna z tych ulew, które czasem
nawiedzają nasz kraj u progu lata, psując dzieciom radość wakacji, a dorosłym niwecząc
plany urlopowe... Ciemny wał burzowych chmur przetaczał się po niebie. Pod grubym
konarem, jedenaście metrów nad ziemią, było prawie sucho. Wartownicy przy Grobie
Nieznanego %7łołnierza mokli nakryci pałatkami, miasto spało.
Vytautas siedzący na gałęzi uruchomił dalmierz laserowy. Dystans sto osiemdziesiąt
trzy metry. Trochę dużo. Ustawił harpun, uruchomił automatyczne poziomowanie i popatrzył
przez celownik. Idealnie. Pociągnął łyk kawy. Przez ostatnie trzy doby spał niespełna osiem
godzin. I wystarczy. Dzisiejszej nocy dokona czynu, na jaki nie odważył się dotąd żaden wróg
Pana Samochodzika...
Spokojnie ściągnął spust. Czekał. Niebo rozświetliła kolejna błyskawica. Rąbnęło
gdzieś niedaleko. Pociągnął. Zwist rozprężającego się gazu utonął w huku gromu.
Kompozytor pociągnął za linę. Coś było nie tak, była luzna...
Wyjął lornetkę i popatrzył uważnie. Spudłował. Harpun zamiast efektownie wpaść
przez okno do gabinetu Pana Samochodzika i wbić się w boazerię, uderzył pół metra poniżej
okna i odpadłszy leżał zapewne gdzieś na ziemi pod ścianą.
Vytautas skrzywił się.
- A pal diabli - mruknął. - Niech będzie, że tym razem wygrali.
Zwinął swój kramik i opuściwszy się na ziemię, ruszył przez park. Burza powracała ze
zdwojoną siłą, ale nie przejmował się tym zupełnie. Rozbłyski, trzask pękających pod
uderzeniami wiatru gałęzi, nie wywołały u niego nawet szybszego bicia serca. Szedł zatopiony
we własnych myślach. Zanim pojedzie do Płocka, musi sprawdzić wiele rzeczy. Ciekawe, czy
pan Tomasz i jego pomocnik wiedzą już, że tam rozegra się trzecia runda starcia? Jeśli nie
znalezli napisu na fotografii zostawionej w Bibliotece Narodowej, trzeba będzie jakoś inaczej
ich poinformować...
Ciekawe swoją drogą, czy próbowali zidentyfikować melodię nagraną na płycie, którą
zostawił w Wągrowcu. Nawet jeśli... Uśmiechnął się i zagwizdał kawałek. Po kilkunastu
minutach był już na Senatorskiej, wsiadł do samochodu i pojechał przed siebie.
W drzewo, na którym siedział przed kwadransem, uderzył piorun.
***
Lipcowy żar lał się z nieba. Dodałem lekko gazu. Silnik trabancika zaprotestował
wyciem. Przemknąłem przez las i niebawem wjechałem do Płocka. Minęliśmy niewielkie
domki na przedmieściach, potem bloki zbudowane w latach siedemdziesiątych. Może były to
osiedla dla pracowników Petrochemii? Zakręciłem i pojechałem w stronę Starówki.
Dziewiętnastowieczne, pożydowskie kamieniczki straszyły obłażącymi tynkami. Zachował się
również fragment murów miejskich z czasów Kazimierza Wielkiego. Po lewej stronie
znajdowała się rozległa, pusta przestrzeń - plac 13 Straconych. Siatka na drewnianych słupach
ciągnęła się wzdłuż ulicy. Za nią widać było hałdy ziemi. Archeolodzy rozkopywali to miejsce
od miesiąca. Popatrzyłem na zegarek. Siedemnasta. O tej porze nikogo na wykopie nie
zastanę... Dodałem gazu i wyjechałem na rynek. Zawróciłem w lewo i po chwili byłem na
placu Narutowicza. Gmach sądów, za nim potężna bryła płockiego zamku. Gdzieś we wnętrzu
tej budowli znajdowała się biblioteka, kryjąca jeden z egzemplarzy zielnika Syreniusa.
Wjechałem na uliczkę Tumską. Po lewej stronie znalazłem nieduży budyneczek - Muzeum
Diecezjalne, w którym znajdował się drugi egzemplarz tego samego wydania. Zakręciłem
ostro, zawróciłem i pojechałem ulicą Teatralną. Odnalazłem ładny, nowoczesny budynek
Liceum im. Małachowskiego - słynnej Małachowianki. Do nowego skrzydła przylegała
wzniesiona z czerwonej cegły czternastowieczna kolegiata. Tu, w bibliotece, stał na półce
trzeci egzemplarz zielnika.
Jeśli tajemniczy Litwin zechce pruć okładki w poszukiwaniu resztek starodruku,
wcześniej czy pózniej pojawi się w Płocku. Może już dzisiejszej nocy?
Pojechałem prosto, minąłem kościół farny, potem stare rogatki miejskie. Niebawem
zaparkowałem przed akademikiem Politechniki. Wysiadłem i zameldowałem się w recepcji.
Dostałem klucz do pokoju. Wjechałem windą na siódme piętro. W korytarzu niemal wpadłem
na doktora Hreczkowskiego.
- A, witam w Płocku - uśmiechnął się uczony. - Kopiemy jutro od ósmej rano, zbiórka
pod siedzibą Powiatowego Konserwatora Zabytków, mamy tam magazyn ze sprzętem.
Przydzielono mi niewielki pokój, zastawiony nieco zdezelowanymi meblami.
Popatrzyłem przez okno. Miałem stąd ładny widok na miasto. Wziąłem pospiesznie prysznic i
przebrałem się. Zrobiłem kilka pompek dla poprawienia krążenia.
Usiadłem przy stole i w zadumie zabrałem się do studiowania planu miasta. Gdzie
Vytautas uderzy w pierwszej kolejności? Zacznie od najłatwiejszego celu czy od
najtrudniejszego? Woli najpierw odwalić to, co skomplikowane, czy rozgrzać się łatwymi
włamaniami?
Cóż, strategia sprowadza się do tego, by przewidzieć ruch przeciwnika, a potem
wykonać manewr dokładnie odwrotny. Podstawowa cecha charakteru naszego przestępcy?
Skłonność do fanaberii. A zatem w jego posunięciach nie należy się spodziewać logiki.
W bibliotece uniwersyteckiej w Poznaniu sforsował zamki szyfrowe. W Płocku
podobnie zabezpieczona była tylko biblioteka Towarzystwa Naukowego Płockiego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]