[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest na miejscu przy jej osobie niż gdziekolwiek indziej. Mimo to otrzymał tytuł barona,
przybył do Cassel jako nadzwyczajny wysłannik i istotnie okazał się tam bardzo nadzwy-
czajny. Inaczej mówiąc, Napoleon posłużył się nim w krytycznym momencie jako kurie-
rem dyplomatycznym. W chwili gdy Cesarstwo padło, baron du Chatdet miał przyrzeczoną
nominację na posła w Westfalii przy królu Hieronimie12. Postradawszy w ten sposób tę po-
sadę, którą nazywał ambasadą rodzinną, wpadł w rozpacz; puścił się do Egiptu z genera-
łem Armandem de Montriveau. Rozłączony z towarzyszem przez nadzwyczajne wydarze-
nia, błąkał się przez dwa lata z pustyni w pustynię, od szczepu do szczepu, jako jeniec
Arabów, którzy odprzedawali go jedni drugim nie mogąc wyciągnąć żadnej korzyści z je-
go talentów. Wreszcie, gdy Montriveau podążał do Tangeru, udało mu się dotrzeć do po-
siadłości imana Maskaty i tutaj trafił szczęściem na statek angielski, na którym zdołał wró-
cić do Francji na rok przed swym towarzyszem podróży. Zwieże nieszczęścia, stosunki z
dawniejszych czasów, przysługi oddane osobom będącym dziś u władzy, wszystko to
zwróciło nań uwagę pierwszego ministra i zjednało mu pierwszą wolną posadę. Rola, którą
pan du Chatelet odgrywał w swoim czasie przy Cesarskiej Wysokości, opinia zdobywcy
serc, szczególne przygody jego podróży, jego nieszczęścia, wszystko to pobudziło cieka-
wość kobiecego świata w Angouleme. Poznawszy obyczaje górnego miasta, baron Sykstus
du Chatelet umiał się zachować odpowiednio. Odgrywał rolę człowieka chorego, przybrał
pozę obojętności i przeżycia.
Przy każdej sposobności ujmował się rękami za głowę, jak gdyby cierpienie nie zosta-
wiało mu ani chwili spokoju: niewinna sztuczka, która przypominała jego podróż i czyniła
go interesującym. Złożył wizyty władzom: generałowi, prefektowi, generalnemu dyrekto-
rowi skarbu i biskupowi, ale wszędzie był grzeczny, chłodny, lekko wzgardliwy, jak czło-
wiek, który nie czuje się na właściwym miejscu i czeka chwili, w której zajmie odpowied-
nie stanowisko. Pozwolił domyślać się tylko swych towarzyskich talentów, które zyskały
na tym, iż zostały nieznane: następnie, stawszy się bohaterem miasta, a nie wyczerpując
zaciekawienia, poznawszy do gruntu nicość mężczyzn, a przestudiowawszy wytrawnym
okiem, w ciągu kilku niedziel, w kościele katedralnym, kobiety, uznał w pani de Bargeton
osobę, o której względy warto się było ubiegać. Rachował na pomoc muzyki, aby się prze-
dostać przez próg tego niedostępnego dla obcych przybytku. Sprowadził sobie potajemnie
mszę Miroira, wyćwiczył ją na fortepianie, następnie zaś, w jakąś piękną niedzielę, w którą
cale towarzystwo angulemskie zebrało się w katedrze, zachwycił wszystkich ignorantów
12
młodszy brat Napoleona, król Westfalii w latach 1807-1813.
25
przygrywając na organach i pobudził zaciekawienie związane z jego osobą, postarawszy
się o niedyskrecję kościelnych, która zdradziła wirtuoza. Przy wyjściu z kościoła pani de
Bargeton wyraziła mu słowa uznania, ubolewała, że nie ma sposobności, aby razem z nim
uprawiać muzykę: w czasie tego rozmyślnie sprowadzonego spotkania, w naturalny sposób
potrafił du Chatelet zdobyć ów paszport, którego by nie był otrzymał, gdyby się o niego
starał. Zręczny baron zaczął bywać u królowej Angouleme i otoczył ją kompromitującymi
zalotami. Podstarzały piękniś (miał czterdzieści pięć lat) odgadł w tej kobiecie całą drze-
miącą młodość, nie wyzyskane skarby, może w przyszłości bogatą wdowę do wzięcia,
wreszcie związek z rodziną Negrepelisse, ułatwiający mu w Paryżu oparcie o margrabinę
d'Espard, której wpływ mógł mu na nowo otworzyć karierę polityczną. Mimo smutnej i
szpecącej jemioły, która psuła to piękne drzewo, postanowił zająć się nim, oczyścić je,
uprawić i otrzymać zeń piękne owoce. Cale arystokratyczne Angouleme okrzyknęło się
przeciw wpuszczeniu giaura do swego klanu, salon bowiem pani de Bargeton był punktem
zbornym towarzystwa wolnego od wszelkiej obcej domieszki. Jedynie biskupa dopuszcza-
no tam na stałe, prefekt pojawiał się dwa lub trzy razy do roku. Generalny dyrektor skarbu
nie mógł się dostać do tego salonu; pani de Bargeton bywała na jego wieczorach, koncer-
tach, lecz nie przyjęła nigdy zaproszenia na obiad. Nie przyjmować generalnego dyrektora
skarbu, dopuścić zaś prostego dyrektora podatków to obalenie hierarchii wydało się
wzgardzonym władzom nie do pojęcia!
Ci, którzy potrafią zżyć się myślą z tymi małostkami, istniejącymi zresztą w każdej sfe-
rze, zrozumieją, jak bardzo pałac państwa de Bargeton musiał się wydawać imponujący
mieszczaństwu z Angouleme. Co się tyczy Houmeau, to wielkości owego Luwru na małą
skalę, chwała tego angulemskiego pałacu Rambouillet błyszczały dla przedmieścia na
kształt odległego słońca. W rzeczywistości to, co się tam zbierało, były to najmizerniejsze
dusze, najtępsze mózgi najobskurniejsze figury na dwadzieścia mil wokoło. Dyskusje po-
lityczne tonęły tam w komunałach: ,,Quotidienne 13 była dla nich zbyt umiarkowana. Lu-
dwik XIII uchodził za jakobina. Kobiety, przeważnie głupie, bez wdzięku, zle ubrane,
wszystkie miały jakieś braki, które je szpeciły; nic nie było zupełne, ani rozmowa, ani
strój, ani ciało, ani dusza. Gdyby nie zamiary na panią de Bargeton, du Chatelet nie byłby
tam wytrzymał. Mimo to maniery i duch kastowy, arystokratyczne tony, duma szlachcica
na swoim zameczku, znajomość praw grzeczności pokrywały całą tę pustkę. Szlachetność
uczuć była o wiele szczersza niż w sferze wielkości paryskich; jaśniało tam istotnie czci-
godne przywiązanie pomimo wszystko do Burbonów. Społeczeństwo to można porównać,
jeśli wolno użyć takiego obrazu, do srebra o staroświeckiej formie, sczerniałego, ale mają-
cego wagę. Nieruchomość przekonań politycznych podobna tu była do wierności. Dystans
stworzony pomiędzy tym społeczeństwem a światem mieszczańskim, trudność dostania się
do niego nadawały mu urojoną wyższość i takąż wartość. Każdy członek tej szlachty miał
dla mieszkańców swą cenę, podobnie jak muszelki zastępują pieniądz u Murzynów Bam-
bara. Kobiety, ujęte grzecznościami pana du Chatelet i uznając w nim zalety, na których
zbywało mężczyznom z ich sfery, starały się złagodzić uprzedzenia i niechęci: każda spo-
dziewała się zgarnąć spadek po Cesarskiej Wysokości. Puryści mniemali, iż będą zmuszeni
spotykać intruza u pani de Bargeton, ale że poza tym nie znajdzie wstępu do żadnego inne-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]