[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Naczelnik powiedział, że jak będę pilny, mogę dojść po kilku
latach do stu złotych...
Sto złotych!... Zdumienie chłopców nie ma granic. Kto by
przypuszczał, że ten niepozorny Właszczuk zdobędzie kiedyś
takie bogactwo!
Po Właszczuku zadziwia kolegów Petrykowski - w inny wszakże
sposób.
Chłopczyna spokojny, stateczny, nabożny, z przymkniętymi, jakby
sennymi oczami, oznajmia cienkim, wątłym głosem, że o żadnej
świeckiej "karierze" nie myśli, postanowił bowiem zostać -
księdzem.
Spomiędzy pozostałych jedni wracają na wieś pomagać ojcom w
gospodarstwie, inni idą na praktykę gospodarską do obcych; jeden
wyrusza do szkoły rolniczej; jeden jedzie do bogatego wuja, który
ma losem jego pokierować.
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 272
Nie brak i takich, co mówią wręcz, że tymczasem o niczym nie
myślą i myśleć nie chcą, że dość się w "sztubie" napracowali, i
przede wszystkim muszą - odpocząć.
Nie wszyscy, co kiedyś razem w szrankach stawali, razem dobiegli
do mety.
Wielu opózniło się w drodze, wielu zbiło się z niej, straciło trop,
na manowcach przepadło.
Wyjątek stanowił Dembowski. Brakło go w tym gronie, ale
dlatego tylko, że już od roku uczęszczał do jednego z gimnazjów
warszawskich.
Inni zawieruszyli się kędyś tak, że nawet ślad ich przepadł.
Należeli do ich liczby przede wszystkim "artyści klasowi":
Konopka i Welinowicz.
Biedny Hefajstos, do czwartej klasy nawet nie dociągnąwszy -
umarł.
Kataryniarz-Olszewski opuścił klasę trzecią (po dwuletnim w niej
pobycie) z powodów nader poważnych. Przyszedł do przekonania,
że szkoła jest areną zbyt szczupłą dla jego wielkich przemysłowo-
handlowych zdolności.
Skokiem śmiałym, na jaki zdobywać się mogą tylko natury
wyjątkowo energiczne, przerzucił się od razu z izby szkolnej na
plac targowy, rozszerzając jednocześnie i zakres, i rodzaj swych
"operacji". Od drobnego ptactwa przeniósł się do wielkich
czworonogów, od gołębi do... wieprzów i rumaków i zasłynął
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 273
wkrótce jako pierwszorzędny handlarz koni i nierogacizny.
Pieś, zdumiewający wszystkich świetnym apetytem i równie
świetnie rozwijającą się tuszą, uwiązł w klasie czwartej. Mówili
koledzy, że chciano przeciągnąć go do piątej "piecem" - okazał się
wszakże na to za tłusty. Według powszechnego przekonania
"przejadł" on swą promocję; zachodziła zaś obawa, że "przeje" i
patent.
Szczerze to martwiło jego przyjaciela Kozłowskiego, żadna jednak
z gimnastycznych i pływackich sztuk ostatniego poradzić na to
nie mogła.
...Wszyscy obecni złożyli już swe wyznania, wszystkim
nieobecnym poświęcono po kilka słów żartobliwych lub rzewnych,
nagle przewodniczący zebraniu Osowski zauważa:
- Zapomnieliśmy o Sprężyckim...
- To prawda - podejmują inni. - Gdzie on się podział?
- Sprężycki! Sprężycki! - rozległy się wołania.
Sprężycki oddalił się o kilkadziesiąt kroków od altany. Klęczy na
skraju gęstego klombu i rozgarnąwszy liście, wpatruje się
wytężonym wzrokiem w kwiat jakiś. Usłyszawszy wołanie
odwraca się ruchem niechętnym.
- Czego chcecie? - odkrzykuje, z kolan nie wstając. - Nie
przeszkadzajcie mi! Znalazłem rzadki, prześliczny okaz rośliny z
rodziny motylkowatych, studiuję go...
Zebranie wybucha gniewem i oburzeniem. Delegowani Sitkiewicz
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 274
i Kozłowski wybiegają, biorą Sprężyckiego za ramiona i prawie
przemocą wciągają pod rozłożyste gałęzie gruszy.
- Sprężycki! - przemawia "prezes" uroczyście - masz nam tu
natychmiast powiedzieć: co czynić zamierzasz po skończeniu
nauk?
- Po skończeniu nauk? - dziwi się tamten. - Cóż ja mogę dziś o
tym powiedzieć? To rzeczy tak dalekie!....
- Nie tak bardzo. Jutro nauki kończysz.
- Jutro kończę nauki? Chybaście oszaleli! Ja dopiero je zacząłem.
- Jutro dostaniesz patent.
- Iihi... taki patent. Dla mnie patentem będzie dopiero dyplom
uniwersytecki. A i na tym jeszcze nie koniec.
- Pi, pi, pi... co mu to się roi! - dziwi się Kozłowski.
- Kopernikiem chcesz zostać czy co? - pyta drwiąco Właszczuk.
- Daj kurze grzędę, ona: wyżej siędę!... - wyjeżdża z przysłowiem
Sitkiewicz.
Zaczynają podżartowywać z wielkiego zapału małego kolegi, przy
czym zarysowywa się już nieznacznie przepaść, mająca ich odtąd
dzielić od niego.
Oni już cel swój osiągnęli, wchodzą w świat, do uczty życia
zasiadają, z wyższością i prawie z politowaniem patrzą na
najmłodszego, dziecinnie wyglądającego towarzysza, któremu się
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 275
roją rzeczy tak dalekie i tak wysokie.
Jeden Osowski właściwie rozumie i ocenia Sprężyckiego.
Przystępuje doń, rękę mu ściska...
- Zazdroszczę ci... - mówi smutno. - Ty możesz... szczęśliwy! Oby
mi Bóg pozwolił spotkać się jeszcze z tobą!
Tymczasem zbyt długo wytrzymywana powaga opuszcza nagle
członków zebrania.
Niebieskie mundurki zaczynają skakać, popychać się, dokazywać.
- Panie Pawlicki! - wołają na przechodzącego ogrodnika.
- Jeszcze po garncu tego dobrego!
- A czy panowie studenty mają "dydki"?...
- Oho!... dziś moglibyśmy cały pański ogród zakupić!...
Po zjedzeniu owoców chłopcy porozumiewają się oczami i naraz z
tych wszystkich młodych, zdrowych, pełnych zapału piersi
wyrywa się pieśń chóralna:
Pijmy zdrowie Mickiewicza!
On nam słodkich chwil użycza!...
Dzwięcznej pieśni przysłuchują się wróble, zięby, czyżyki -
przysłuchuje się jej także wsparty na motyce "Aleś" i po raz
pierwszy w życiu spogląda ze smutkiem na swe bose stopy i ręce
czarne od ziemi inspektowej...
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 276
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 277
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 278
BIOGRAM
Wiktor GOMULICKI
Dr Marek Adamiec
Urodzony 17 pazdziernika 1848 w Ostrołęce. Dzieciństwo i lata
szkolne spędził w Pułtusku; do 1866 uczył się w gimnazjum
warszawskim; w latach 1866-1869 studiował na wydziale prawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]