[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od zasad jego własnego. No i proszę! muzyka Orchera zamieniła się w szybkie, kruche tony
śmiechu odnalazł drogę do mnie! Powiedz, czy chcesz wrócić do swego własnego świata? Musisz
zadecydować szybko, ale bądz rozważny. Drugi raz nie zapytam.
Gene spojrzał w twarz Siwary. Jej oczy przepełniał smutek.
Nie powiedział. Zostanę tutaj.
Wspaniale! pochwalił go Orcher. A teraz muszę już iść...
Ale Siwara uwolniła się z objęć Gene'a, zrobiła krok do przodu i uniosła dłoń.
Zaczekaj! padła na kolana, pochylając głowę zawstydzona, ale jej głos brzmiał
zdecydowanie. Orcher, wybacz mi śmiałość. Jest jeszcze coś, o co chciałabym cię prosić, coś
bardzo dla mnie ważnego. Chodzi mi o tego człowieka. Wskazała ciało Kaspela. Leży martwy,
zabił go Froar. Był mym nauczycielem, tak jak ty byłeś nauczycielem Yanuka. I oto leży martwy.
Orcher, czy możesz przywrócić mu życie?
Auna pociemniała, jakby przygasając, ton jej głosu stał się melancholijny.
Podobają mi się twe słowa, księżniczko. Zastanawiam się, czy gdyby mnie coś się przytrafiło,
Yanuk modliłby się do jakiejś potężniejszej siły w mojej sprawie! Ale mówiłem ci, że nie jestem
bogiem. Nie mogę wrócić życia czemuś, czego nie stworzyłem. Mógłbym go natchnąć jedynie
pozorem życia. A to by ci nie odpowiadało. Widzieć, jak ten człowiek chodzi, słyszeć jego głos i
wiedzieć, że nie posiada duszy! Bałabyś się go i nienawidziła. Jego dusza nie z mojego powodu
uleciała z jego ciała i przykro mi, ale nie mogę ci pomóc.
Siwara załkała, Gene'owi oczy zaszły mgłą. Blask Orchera zadrżał i zbladł, po czym zniknął.
Pozostały tylko jego zarysy, wyrzezbione na ścianie świątyni.
Stali wszyscy przez dłuższy czas bez ruchu. Potem Gene podszedł do Siwary i podniósł
ją. Yanuk zbliżył się do błękitnego klejnotu. Uniósł go, ale mimo swej nadzwyczajnej siły czuł jego
niezwykły ciężar.
Pochowamy go w ogrodzie obok strumyka powiedział, patrząc na ciało Kaspela.
Odwrócił się do Froara. Mężczyzna miał czujne oczy i sprawiał wrażenie, jakby coś z jego dawnej
natury znów powróciło. Ale kiedy Yanuk polecił mu: zanieś umarłego , Froar mechanicznie
podszedł do ciała i uniósł je.
Na czele, niosąc klejnot, szedł Yanuk, za nim kroczył Froar. Gene i Siwara podążali z tyłu;
księżniczka trzymała się kurczowo Gene'a, przytulając zalaną łzami twarz do jego ramienia. Opuścili
świątynię i przeszli korytarzami do skąpanego w złotych promieniach słońca ogrodu.
Froar złożył ciało na murawie obok strumienia. Podczas, gdy Gene i Yanuk zbierali mech i wyciągali
ze strumyka perłowoszare kamienie, aby obłożyć nimi ciało Kaspela, Siwara oddaliła się, znikając w
splątanym gąszczu kwiatów. Gene i Yanuk okryli ciało, a Siwara powróciła z naręczem srebrzystego
kwiecia. Milcząc położyła je na grobie, potem przyklę-
knęła, opuszczając głowę na piersi.
Wstała.
Wracamy na statek powiedziała obojętnie.
Gene pochylił się, chcąc podnieść błękitny klejnot, ale ten ani drgnął. Yanuk uniósł
kamień, ale po chwili odłożył.
Skoro opuszczam to miejsce powiedział sądzę, że dobrze będzie, jak wezmę ze sobą trochę
gliny. Prawdopodobnie nie macie czegoś takiego w Nanich, a mnie może przyjść ochota, aby się
rozerwać. Poczekajcie więc chwilkę.
Poszedł wzdłuż omszałego brzegu w górę strumienia i zaczął wybierać pełne garście gliny, formując
z niej kule. Pozostali obserwowali go. Kula robiła się coraz większa, a Yanuk ciągle dokładał gliny.
Kiedy kula osiągnęła średnicę metra, wyprostował się.
Tyle powinno wystarczyć.
Wymył ręce w strumieniu, podszedł do nich i wziął klejnot. Obejrzał się na glinianą kulę, skinął
głową, niejako dając jej znak. Siwarze zaparło dech w piersi. Kula poruszyła się, jakby ktoś ją
popchnął, zakołysała się i ruszyła z miejsca. Chwiejnie przetoczyła się na brzeg strumyka i
zatrzymała się koło Yanuka.
Nie powiedział. Idz przed nami.
Kula przesunęła się ciężko obok niego i skierowała do ogrodowej furtki.
Teraz ty powiedział Yanuk do Froara.
Mężczyzna w purpurze podążył sztywnym krokiem za kulą. Za nim postępowali Gene i Siwara, a na
końcu Yanuk z klejnotem.
Szli przez mroczne, zakurzone korytarze, a potem przez ulice martwego miasta. Toczą-
ca się kula wskazywała im drogę. Minęli olbrzymią bramę i ruszyli kamienną aleją, prowadzącą ku
morzu.
Ludzie czekający na brzegu pozdrowili ich, a potem umilkli. Ujrzeli glinianą kulę i błękitny klejnot,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]