[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skąd nadleciał silny podmuch wiatru. Pochodnia zgasła.
64
Dolg znajdował się w jakiejś pustej grocie. Dotykając ścian posuwał się po
omacku przed siebie. Nie bał się, miał wrażenie, że nic mu tu nie grozi.
Ale ponownie przyszło ostrzeżenie, tym razem ostre.
Przez chwilę stał bez ruchu.
Potem wyciągnął przed siebie ręce.
To, co wydawało mu się przeciągiem pomiędzy blokami, było czymś więcej.
Ukucnął i ostrożnie badał ręką przestrzeń wokół siebie. Był przestraszony.
Najpierw ręka wymacała zimny kamień. Nagle jednak w ogóle wszelki grunt
zniknął. Gwałtowny wiatr przeleciał mu między palcami i Dolg domyślił się, że
siedzi nad kanałem bardzo starego wulkanu. Prowadził on zapewne do wnętrza
ziemi. A w takim razie wulkan nie był całkiem wygasły i mógł się obudzić. Nie,
ale z pewnością istniały jeszcze inne otwory, idące w głębi pod górą, w których
powstawały przeciągi jak w najwspanialszych kominach.
Ale jakie to wszystko mogło mieć znaczenie dla Dolga? Z tego co widział,
tylko jeden kanał mógł prowadzić go dalej. I nie wolno mu było wejść do tego
kanału, niechybnie stoczyłby się w głąb, w jakąś nie znaną czeluść.
W dalszym ciągu badał po omacku otoczenie. Wiatr dochodzący z dołu roz-
wiewał mu włosy, ale chłopiec nie rezygnował. Musiał bardzo uważać, żeby nie
stracić równowagi.
Po dłuższej chwili zrozumiał, że może przejść po prawej stronie otworu. Dla
pewności pełzł na czworakach. Zapalanie pochodni teraz nie miałoby sensu, zga-
słaby natychmiast.
%7łeby tak na zewnątrz zrobiło się widno! Ale do świtu było jeszcze daleko,
a jego ojciec nie mógł czekać.
W końcu znalazł się poza idącym z dołu strumieniem powietrza. Obmacał
ścianę i stwierdził, że ciągnie się ona dalej. Wstał i ostrożnie, krok za krokiem,
posuwał się wzdłuż niej, aż zaszedł tak daleko, że odważył się ponownie zapalić
pochodnię.
Kiedy płomień strzelił w górę, Dolg rozejrzał się.
Został mu już do przebycia niewielki kawałek. Przed sobą miał wejście do nie
znanej czeluści, za sobą ścianę. . .
I tu również kończyło się kamienne podłoże. Tym razem jednak nie było to
grozne. Musiał jedynie zeskoczyć na niższy poziom.
Niełatwo było się zorientować w topografii tego miejsca, lecz Dolg domyślał
się, że znajduje się ciągle w obrębie granic wyspy . Nie był to wielki obszar, on
jednak musiał się wciąż przeciskać pomiędzy blokami niczym w labiryncie.
Na niższym poziomie nie zauważył lawy. To była lita skała obok kanału wy-
lotowego wulkanu.
Przypominał sobie teraz opowiadanie ojca, że stare kratery często mają poro-
wate ściany oraz liczne boczne korytarze i odgałęzienia. Powinien bardzo uważać,
bo łatwo tu zabłądzić.
65
Jak dotychczas nie odszedł zbyt daleko od punktu wyjścia.
Dokąd udać się teraz?
Gdyby wspiął się w górę z tamtej strony, z pewnością wkrótce dotarłby do
kolejnego otworu.
Warto by go było zbadać.
Dolg postawił stopę na trochę wystającym kamieniu, wyciągnął ręce, by
chwycić brzeg skały i podciągnąć się w górę.
I wtedy przyszło kolejne ostrzeżenie.
Dolg natychmiast cofnął rękę i instynktownie odskoczył w tył.
Straszna lawina wielkich kamieni i odłamków lawy z hukiem runęła na miej-
sce, gdzie dopiero co stał. Musiał się pospiesznie odczołgać jak najdalej, jeśli nie
chciał być uderzony. Mimo to parę kamieni spadło z wielką siłą, raniąc mu bole-
śnie nogi.
Przerażony i rozdygotany usiadł w kącie, obejmując rękami trzęsące się kola-
na. Ból w pokaleczonych nogach był tak dojmujący, że chłopiec musiał zaciskać
zęby.
Ale udało mi się umknąć, pomyślał. Gdybym nie otrzymał ostrzeżenia, leżał-
bym teraz tam pogrzebany na zawsze.
Cały teren pełen był pułapek.
Nie każdy zdołałby tędy przejść!
Rzeczywiście, nie każdy. Ale on jakoś się posuwa do przodu. Drogi przez
mokradła były przed nim otwierane. Za każdym razem, gdy znajdował się w nie-
bezpieczeństwie, przychodziło ostrzeżenie.
Kim więc on jest?
Otrząsnął się z tych myśli i zaczął się zastanawiać, co też się kryje za ko-
lejnymi śmiertelnymi pułapkami. Cokolwiek by to było, chronione jest bardzo
troskliwie.
Dolg nie zauważył najmniejszego śladu, który mógłby świadczyć, że jakiś
człowiek współczesny próbował się tędy przedostać. Pułapki były nie naruszone.
I nigdzie żadnych szkieletów umarłych śmiałków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]