[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjaciółką. Moją byłą najlepszą przyjaciółką.
A właściwie, dlaczego miałam się denerwować śpiewaniem w
ich obecności? To fakt, że nie jestem najlepszą piosenkarką, ale
najgorszą też nie.
Tylko, że... Nagle nie chciałam zrobić z siebie głupka. I nawet
już nie chodziło o czekoladowe ciasto. Ja po prostu nie chciałam,
żeby one się ze mnie śmiały.
- No już - ponagliła mnie Brittany.
Zdając sobie sprawę, że nie mam innego wyboru i muszę to
zrobić, włączyłam płytę CD. Słowa piosenki pojawiły się na
ekranie. O kurczę, jak to szybko leciało. Nawet nie miałam czasu
się rozgrzać. Musiałam śpiewać już teraz.
- Głośniej! - wydarła się Brittany.
Spróbowałam śpiewać głośniej.
- Musisz też tańczyć! - wrzasnęła Brittany.
Problem w tym, że nie mogłam jednocześnie tańczyć i
śpiewać. To znaczy, jeśli tańczyłam, nie widziałam słów na
ekranie.
Ale, stojąc tam, zdałam sobie sprawę, że te słowa nie są takie
trudne. Tak naprawdę, to tylko cały czas powtarzało się tam:
 bejbe, bejbe . Poza tym, przed chwilą już dwa razy wysłuchałam
tej piosenki. Więc się okazało, że jakoś ją znam.
I wtedy wpadłam na pewien pomysł. Chciałam zatańczyć inny
taniec niż ten, który wykonały Courtney i Mary Kay. Pomyślałam,
że zatańczę balet. %7łeby ten taniec był trochę ciekawszy.
WiÄ™c zaczęłam robić różne plié i relevé, i inne takie.
- Co ty wyrabiasz? - spytała ostro Brittany. Usłyszałam, że
Courtney i Mary Kay się śmieją.
Ale mnie było wszystko jedno. Zwietnie się bawiłam. Okazało
się, że balet całkiem niezle pasował do tej piosenki.
Ale tak naprawdę potrzeba tu było czegoś innego.
Zrozumiałam, że przydałoby się parę skoków. Więc dołączyłam
do taÅ„ca kilka grand jeté. TrochÄ™ trudno byÅ‚o wykonywać je i
jednocześnie trzymać mikrofon - już nie mówiąc o samym
Å›piewaniu - ale jakoÅ› sobie poradziÅ‚am. Zaczęłam robić grand jeté
po całym pokoju Brittany. I całkiem niezle mi wychodziły. Gdyby
madame Linda tam była, to na pewno w czasie ćwiczeń
relaksacyjnych pozwoliłaby mi założyć tiarę.
- Przestań - powiedziała Brittany. - To nie do tej piosenki!
Ale było już za pózno. Piosenka się skończyła i tak samo moje
grand jeté. Jeszcze wykonaÅ‚am dyg - taki baletowy, który nazywa
się reverence i jest bardzo głęboki.
Courtney i Mary Kay zaczęły klaskać.
- Przestańcie klaskać - przykazała im Brittany. A one, z minami
pełnymi poczucia winy, przestały.
- Co to miało być? - spytała ostro Brittany, piorunując mnie
wzrokiem.
- Balet - odparłam.
- No cóż - powiedziała Brittany. - Nie wygrałaś ciasta
czekoladowego. - Popatrzyła na Mary Kay. - Ty wygrałaś.
- Och - pisnęła Mary Kay. - Dzięki.
- To idz na dół do kuchni i wez sobie kawałek - nakazała
Brittany. - Ciasto leży na talerzu na blacie.
- Dobrze - zgodziła się Mary Kay. Podniosła się z łóżka i wyszła
z pokoju.
- A teraz... - zaczęła Brittany, kiedy Mary Kay znikła. - Co
zrobimy, żeby ona znów zaczęła z tobą rozmawiać, Ally?
- No cóż - powiedziałam, wściekła na Brittany, chociaż
starałam się tego za bardzo po sobie nie okazywać, w razie gdyby
gdzieś między tymi poduszkami, wśród których siedziała, leżał
schowany kij do bejsbolu. - Jej się podobał mój taniec. Zmiała się.
- Zmiała się z ciebie - zauważyła Brittany. - Nie z tobą. Nie.
Musimy wymyślić coś więcej. Coś lepszego niż zabawa w gwiazdy
popu.
- Mogłybyśmy zjeść lunch - podsunęłam.
- Jeszcze nie pora na lunch - stwierdziła Brittany.
- Tak - mruknęłam. - Ale rozumiesz, kiedy już będzie pora na
lunch, mogłybyśmy wszystkie razem go przygotować. Na
przykład zapiekany ser, czy coś.
- To dobry pomysł - zgodziła się Brittany, a ja poczułam, że
rumienię się z dumy, że w sumie powiedziałam coś, co jej się
spodobało. - Tylko darujmy sobie zapiekany ser. Raczej zrobimy
minipizze.
To już nie brzmiało tak fajnie. Bo z pizzami jest ten problem,
że łamią jedną z moich zasad. To znaczy, żeby nigdy nie jeść
niczego czerwonego.
- Można by - wycedziłam z wahaniem. - O ile nie trzeba będzie
dodawać do nich sosu pomidorowego.
- Nie wygłupiaj się - żachnęła się Brittany. - Oczywiście, że
trzeba dodać sos pomidorowy. Przecież to pizza.
- W sumie - powiedziałam - istnieje takie coś, co się nazywa
białą pizzą. I to jest po prostu...
- Na pizzy musi być sos pomidorowy! - wrzasnęła Brittany.
- Nie musisz wrzeszczeć - zwróciłam jej uwagę. - Stoję tuż
obok i świetnie cię słyszę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •