[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Była to szutrowa droga wysadzana orzechami pekan obrośniętymi hiszpańskim mchem, a
wśród nich buszowały wiewiórki. Trawa ryżowa, zielona jak owoc awokado, tworzyła
piękny dywan błyszczący wilgocią i rozciągała się od domu aż do drogi szybkiego ruchu.
Naliczyłem sześć wielkich ptaków z ogonami we wszystkich kolorach tęczy,
usadowionych na rozłożystych gałęziach.
- To pawie cioci Lorny. - Pokiwał głową. - Robią taki jazgot jak pokój pełen bab.
Tuż za rzędem drzew rozciągało się pastwisko, a na nim widać było krowy o
rogach tak wielkich jak podłokietniki fotela. Zwolniliśmy na podjezdzie, omijając dziury.
Wujek zatrzymał na chwilę samochód, wysiadł i schylił się po coś. Idąc w moim
kierunku, rozłupał to swymi wielkimi rękami i podał mi kawałek. Był to pierwszy pekan,
który widziałem, wyjęty prosto z łupiny. Do tej pory byłem pewien, że pochodzą w
woreczków foliowych. Był słodki. Wysiadłem z samochodu i zobaczyłem biały,
dwupiętrowy dom z werandą okalającą go ze wszystkich stron i wystarczająco szeroką,
by mógł spać tam pies.
Wysoka, szczupła kobieta wyszła, by przywitać nas w drzwiach.
Miała długie, czarne, proste, wyszczotkowane włosy, które spadały aż do bioder.
Uklękła, wytarła ręce i pocałowała mnie w policzek. Pamiętam to, bo miała miękkie i
blade usta, co kontrastowało z czarnymi włosami.
- Cześć! - spojrzała na mężczyznę w dżinsach. - Jestem Lorna.
Wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni. Stół zarzucony był kuponami i
odcinkami z loterii. Podała mi talerz, zaprowadziła tam, gdzie stał gliniany garnek, i
wzięła do ręki chochelkę. Podniosłem talerz, a ona napełniła go kawałkami bekonu,
ziemniakami, groszkiem i grzankami.
Gdy usiedliśmy, wskazując swoim widelcem na mój talerz, powiedziała:
- Nie wiedziałam, co lubisz, więc zapytałam Liama, a on powiedział, że może
będzie ci smakowało to samo co jemu. Postukała w swój talerz.
- To znaczy to.
Niepewny, przeniosłem swój wzrok z niej na niego.
- Co do niego... to nazywam go Liam. Wszyscy inni nazywają go Willee.
Uśmiechnął się, ale na twarzy miał wyraz bólu, a oczy mu zwilgotniały.
Wyciągnął ręce przez stół i chwycił jej dłonie. %7ładne z nich się nie odezwało, tylko
schylili głowy. Kilka razy próbował coś powiedzieć, ale nie mógł. Ręce mu drżały,
kapnęło kilka łez, wstrząsnęły się ramiona. W końcu powiedział Amen". Wyjął z
kieszeni spodni chusteczkę i wytarł oczy, po czym złożył ją i włożył z powrotem do
kieszeni. Po raz pierwszy zobaczyłem, jak płacze dorosły mężczyzna.
Po obiedzie Lorna postawiła mały taboret przy zlewie i pomagałem jej wycierać
naczynia. Pózniej pozwoliła mi usiąść na werandzie, a sama szukała czegoś w głębi
lodówki. Potem wujek wyszedł z trzema pojemnikami budyniu czekoladowego Jell-O.
Zdjął przykrywki i podał każdemu z nas kubeczek. Błyskawicznie zjedliśmy budyń, choć
wujek jeszcze zdążył mi pokazać, jak przepuścić go przez zęby, żeby zrobiły się brązowe
i wyglądały jak zepsute.
- Liam, to obrzydliwe, nie ucz go tego - prosiła Lorna.
Zaśmiał się tym swoim głębokim śmiechem, odrzucił głowę do tyłu i zaczął
wylizywać wnętrze kubka. To było naprawdę zabawne.
Gdy nadeszła pora snu, zaprowadzili mnie do pokoju na piętrze, którego okna
wychodziły na front domu, po przeciwnej stronie korytarza niż ich pokój. Stało tam małe
łóżko i komoda. Na suficie wisiał wielki wentylator i można było zobaczyć wewnętrzną
stronę cienkiego dachu.
Nie chciałem jeszcze iść do łóżka, ale mnie do niego położyli, zgasili światło i
zostawili na wpół otwarte drzwi. Musiał rozmawiać o mnie z kimś w moim ostatnim
domu. My, znajdy, nie sypiamy za wiele. W ciągu dnia jakoś jest, ale w nocy przychodzą
wszystkie te myśli i wspomnienia.
Usłyszałem trzaśnięcie frontowych drzwi. Wspiąłem się i wyjrzałem przez okno.
W świetle księżyca wujek przypiął zraszacz węża ogrodowego, włączył wodę i skierował
strumień w róg domu, który zajmowałem. Woda trysnęła wysoko i zaczęła bębnić o dach.
Trzy minuty pózniej już spałem. Dziesięć godzin pózniej obudziłem się z głębokiego snu.
Rozdział 12
Resztę popołudnia spędziłem w swoim redakcyjnym pokoju, patrząc na schody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]