[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Naprawdę? O ile wiem, to już kilka razy się pomyliłam.
Mark skinął głową. Jego twarz przybrała poważny wyraz.
- Ja też, Gino, ale chcę to naprawić.
Czuła, że on mówi szczerze. Wolała jednak o tym nie myśleć.
103
R S
- Muszę już iść - ocknęła się.
- Pojedzmy konno - zaproponował. - Obiecałem ci, że będziesz w
domu za dwadzieścia minut - dodał, widząc, że Gina chce zaprotestować. -
Tak będzie szybciej.
Zgrabnie wskoczył na siodło i podał jej rękę. Gina nie miała
wielkiego wyboru. Mogła wrócić z Markiem pieszo, rozmyślając o
szczeniakach i jego chęci podjęcia zobowiązań, a mogła też się znalezć w
domu w ciągu kilku minut, lecz to oznaczało wzajemną bliskość na jednym
siodle.
- Nie bój się. - Wpatrywał się w nią pięknymi zielonymi oczami.
Ale ona się bała. Nie chciała, by ta bliskość pozbawiła ją gniewu i
niechęci do niego. Zdecydowała się jednak wsiąść na Rio. Mark posadził
ją z przodu i oddał jej wodze.
Objął ją w pasie. Czuła na szyi jego gorący oddech.
- Teraz ty sprawujesz kontrolę, skarbie.
Ale Gina czuła, że właśnie traci wszelką kontrolę.
Przez następne dwa dni nie widziała się z Markiem. Spędziła je z
Sarą, pomagając w przygotowaniach do wesela. Zostało jeszcze wiele
pracy. Trzeba było odpowiednio rozsadzić gości podczas kolacji oraz
ustalić kolejność ślubnego orszaku. Gina dowiedziała się od Roya i pana
Buckleya, że mężczyzni mierzyli smokingi i chodzili na drinka.
Roy nie planował wieczoru kawalerskiego, ale Gina i dwie inne
druhny postanowiły zrobić Sarze niespodziankę i zorganizować dla niej
tradycyjne przyjęcie. Atrakcją tej imprezy miało być obdarowywanie
honorowego gościa, czyli Sary, prezentami. Na ten cel Dottie Beaumont
udostępniła im swój dom.
104
R S
W salonie Gina siedziała obok Sary. Była tam Kay Buckley, Dottie i
kilka przyjaciółek Sary ze szkoły, w której teraz pracowała. Roy i Sara nie
mieli zamiaru opuszczać El Paso. Kochali to miejsce i kochali swoją pracę.
Obiad przygotowany przez najlepszy catering w mieście był
doskonały. Potem nadszedł czas na oglądanie prezentów dla panny młodej.
Gina z listą gości w ręku sprawdzała, od kogo pochodzi oglądany
przedmiot.
- Masz sześć kompletów seksownej bielizny - mówiła - żele i płyny
do ciała, flakon francuskich perfum, skrzynkę francuskiego wina od
dyrektora szkoły Carola Donaldsona i sześć kieliszków od nauczycieli.
Zapomnij o ślubie i zacznij od miodowego miesiąca.
- Nie zrobię tego - uśmiechnęła się Sara. - Od dawna marzyłam o
tym ślubie, ale Roy na pewno by się z tobą zgodził, Gino.
- To dobry pomysł - rozległ się głos Roya. - Nie mogę się doczekać
miodowego miesiąca.
Za Royem wszedł Mark. Zwietnie wyglądał w nowych dżinsach i
zielonej koszuli, która podkreślała kolor jego oczu. Rozejrzał się po
pokoju, zobaczył Ginę i utkwił w niej wzrok.
Ginie zabrakło tchu. Coś ją ściskało w gardle. Była zła, że widok
Marka tak na nią działa. Musiała jednak przyznać, że za nim tęskniła.
Zgromadzone w saloniku Dottie kobiety pożerały go wzrokiem, co
denerwowało Ginę. Mark, przystojny, bogaty syn marnotrawny, który
powrócił do domu swojego dzieciństwa, był łakomym kąskiem dla
miejscowych dziewczyn.
- Co z wami, chłopcy? Przyszliście na panieński obiad? - spytała
Dottie, przenosząc wzrok z Roya na Marka.
105
R S
W tym jednym spojrzeniu Dottie Gina dojrzała miłość, jaką darzyła
ona bratanka swego męża. Mark wcześnie stracił matkę i nie miał
prawdziwego ojca, ale Lee i Dottie Beaumontowie kochali go jak własnego
syna. Miał szczęście, że stanowili część jego życia. Całego życia. Ginie
brakowało tej bezwarunkowej miłości, jaką kiedyś dawali jej rodzice.
Mark wciąż na nią patrzył. Poczuła się nieswojo pod jego ciepłym
spojrzeniem.
- Ja też chcę dać prezent mojej pannie młodej - usłyszeli głos Roya. -
Dzięki pomocy Marka udało mi się go skończyć na czas. Wyjdz, kochanie,
na zewnątrz, bo nie mogę tego wnieść do środka.
Wszystkie dziewczyny rzuciły się do drzwi. Gina szła ostatnia. Przy
wyjściu czekał na nią Mark.
- Cześć - powiedział.
- Cześć, Mark.
Roześmiał się, chwycił ją w ramiona i szybko pocałował w usta.
- Dlaczego to robisz? - Gina cofnęła się o krok.
- Nie mogłem się powstrzymać. Nie widziałem cię od dwóch dni. -
Uśmiechnął się rozbrajająco.
Zdała sobie sprawę, że jej gniew na Marka coraz szybciej mija.
Głęboko zaczerpnęła powietrza.
- Nie powinieneś. Myślę, że...
- Za dużo myślisz. Chodz, zobaczymy, jaki prezent Roy zrobił Sarze.
- Wziął ją za rękę i wyprowadził na podjazd.
Kiedy Gina zobaczyła obwiązany białą wstążką samochód,
powróciły wspomnienia tamtego lata, kiedy jezdzili starym fordem
mustangiem Sary. Samochód, na który patrzyła Gina, nie był tym samym
autem, ale Roy przeszedł samego siebie, odtwarzając dawny model.
106
R S
Tamten wiśniowy kabriolet ze skórzanymi fotelami był ukochanym
samochodem Sary. Jezdziła nim, dopóki całkowicie nie odmówił
posłuszeństwa.
- Pragnę podziękować Markowi - mówił Roy - który kupił i przysłał
brakujące części i pracował ze mną przez ostatnie dwa dni, żebym zdążył
na czas.
Wzrok wszystkich kobiet skupił się znów na Marku, który trzymał
Ginę za rękę. Patrzyły na nią z zazdrością. Tym razem Gina była
zadowolona, że mu na to pozwoliła.
- Zrobiłeś to dla Roya i Sary? - spytała, nie potrafiąc ukryć
zdumienia.
Mark skinął tylko głową.
- To bardzo miłe z twojej strony.
- To brzmi prawie jak komplement. - Mark uniósł brwi.
- Zaskakujesz mnie. - Gina potrząsnęła głową.
- Zaskakiwanie ciebie jest moją misją życiową - odpowiedział.
Pochylił się i musnął wargami jej włosy. Gina zastanawiała się, czym
jeszcze zdoła ją zaskoczyć.
- Saro, nie mogłabyś zmienić układu ślubnego orszaku? Nie chcę iść
w parze z Markiem.
W niebieskich oczach Sary pojawił się wyraz zdziwienia.
- Dlaczego nie?
Stały w kościelnym przedsionku. Za kilka minut miała się odbyć
próba ceremonii.
- Nie chcę z nim iść przez cały kościół w kierunku ołtarza. Nie
mogłabym pójść z Paulem?
107
R S
- Niestety nie. - Sara potrząsnęła głową. - Paul jest drużbą i
najlepszym przyjacielem Roya. Ja w zeszłym roku byłam druhną na ślubie
Joanie, więc teraz ona tworzy parę z drużbą. Gdyby nie to, wybrałabym
ciebie.
- To zrozumiałe, że Joanie jest twoją pierwszą druhną. Wiem, że
długo pracowałyście razem w szkole i jesteście przyjaciółkami.
Gina nie chciała, by Sara poczuła się winna. Podejrzewała jednak, że
chodzi jej o coś innego.
- A Tim?
- Tim i Tania są nierozłączni. Niedługo biorą ślub.
- Czy ty się nie bawisz w swatkę, Saro? - Gina popatrzyła na nią
badawczym wzrokiem.
Sara okręciła wokół palca długie pasmo blond włosów, co znaczyło,
że czuje się winna. Gina znała ten gest jeszcze z czasów studenckich, kiedy
Sara próbowała ją umawiać na randki w ciemno. Tym razem nawet się nie
starała ukryć swoich zamiarów.
- Czemu nie? Powinnam wiele naprawić. Gdyby nie ja, to ty i Mark...
- Nie musisz się czuć winna. Nie byłabym długo z Markiem. Prędzej
czy pózniej zorientowałabym się, jaki z niego człowiek.
- To znaczy dobry, miły, piękny i cholernie seksowny?
- Skąd to wiesz? - Gina popatrzyła na nią zdumiona.
- Przecież taki jest. Nie widzisz, jak na ciebie patrzy? Daj mu szansę.
- Nie wierzę w trzeci raz - zaperzyła się Gina. - Próbowaliśmy dwa
razy i oba zakończyły się katastrofą.
- Nie zgadzam się z tobą i nie mogę niczego zmienić w orszaku
ślubnym. Ty i Mark jesteście parą, przynajmniej na moim ślubie.
108
R S
Czekano na pastora, by rozpocząć próbę. Gina zobaczyła stojącego w
przedsionku Marka. Ich spojrzenie się spotkały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]