[ Pobierz całość w formacie PDF ]

upłynęły wieki. Teraz przypomniał sobie, że Lilly omal go nie przewróciła, wybiegając z
domu, żeby obejrzeć naprawiony zderzak. Zupełnie nie wiedzieli, o czym ze sobą rozmawiać.
Teraz było inaczej. Potrafił się już przy niej rozluznić.
- Chodz, coś ci pokażę. Padniesz trupem. - Lilly zaprowadziła go bliżej kanapy i
wskazała wiszący na ścianie plakat z koncertu Grateful Dead z lat siedemdziesiątych. - Tato
chyba nigdy się z nim nie rozstanie.
Charlie nachylił się, żeby dokładniej przyjrzeć się plakatowi.
- Lilly, powiedz, jak twój tato reaguje na kradzież?
- No cóż, myślę, że cię bardzo lubi, ale na twoim miejscu bym nie przeginała.
Umówmy się, że jest do niego prawie równie mocno przywiązany jak do swojego samochodu.
Charlie kiwnął głową.
- No trudno, jakoś będę musiał to przeżyć. Może pokażesz mi swój pokój? - Spojrzał
w stronę schodów.
- OK, ale wcześniej musisz mi obiecać, że nie będziesz kpił z tego, co tam zobaczysz.
- Jasne, że nie będę, Przecież ty wcale nie kpiłaś z tego, co lubię i w co wierzę.
- Tak, tylko że jest pewna różnica. Ja mam zawsze rację.
- Czyżby? Tak uważasz? - Charlie uśmiechał się szeroko, robiąc krok w jej kierunku.
- Oczywiście. Tak właśnie uważam. - Lilly zerknęła na niego, kiwając głową. - No
cóż, niełatwo mieć zawsze rację i być chodzącym ideałem.
- O tak, wiem coś o tym - zażartował, opierając dłoń o ścianę za jej plecami. Patrzył
Lilly w oczy, próbując wyczuć jej nastrój. Wydawała się bardzo zadowolona, że go widzi.
Prawie tak zadowolona jak on, mogąc spędzić z nią trochę czasu. Na dodatek spotkanie nie
miało nic wspólnego z zakładem. Ale z drugiej strony możliwe, że Lilly znów udawała ze
względu na Groszka i ojca. Po prostu ją zapytaj, pomyślał Charlie. Dowiedz się, czy lubi cię
tak bardzo jak ty ją.
- Podano do stołu!
- O, chyba nas wołają - powiedział zdenerwowany Charlie, cofając się o krok.
Lilly oblała się rumieńcem.
- Chyba tak.
Wrócili do kuchni i usiedli przy stole: pan i pani Cameron na końcach, Lilly i Charlie
na środku, naprzeciwko siebie. Tato Lilly nałożył duże porcje ryżu z warzywami i podał
talerze.
- Charlie, od kilku dni próbuję wyciągnąć od Lilly odpowiedz, mam nadzieję, że może
ty mi powiesz - zaczęła pani Cameron, sięgając po pałeczki. - Jak się poznaliście?
- Och... w szkole, mamo - wyjaśniła Lilly. - Gdzie indziej moglibyśmy się poznać? -
Pokropiła potrawę sosem łojowym i podała buteleczkę Charliemu, uśmiechając się
porozumiewawczo.
- Właśnie. Mamy razem angielski - dodał Charlie. - Ale poznaliśmy się bliżej dopiero
niedawno... - urwał, widząc paniczne spojrzenie Lilly - ... kiedy Lilly pisała artykuł o akcji w
myjni. A przy okazji, dziękuję za wsparcie.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. - Pan Cameron upił łyk mrożonej herbaty. - Charlie,
więc czym się zajmujesz w wolnych chwilach? Lilly jak zwykle nic nam o tobie nie
powiedziała.
Jak zwykle? - zdumiał się Charlie. Czyżby Lilly ciągle przyprowadzała chłopaków na
kolację z rodzicami? Wygląda na to, że to dla niej nie nowość. Charlie nigdy nie był u żadnej
dziewczyny na kolacji, najwyżej u koleżanek.
- W wolnych chwilach pracuję. Ostatnio nie mam na nic innego czasu.
- Naprawdę? A gdzie pracujesz? - zainteresowała się pani Cameron.
- Tato, te smażone marchewki są super! - wyrzuciła z siebie Lilly. - Takie chrupiące!
A ten posmak imbirowy, świetny pomysł. To imbir, prawda?
- Tak, dzięki za uznanie. - Pan Cameron spojrzał wyczekująco na Charliego. - Więc
gdzie pracujesz?
- W  Roark Autonaprawa . Mój tato i wujek są właścicielami.
- Wiem, gdzie jest ten warsztat - powiedział pan Cameron. - Na szczęście jak dotąd
nie musiałem korzystać z jego usług.
A przynajmniej nic ci o tym nie wiadomo, dodał w myślach Charlie, kiedy Lilly
podała mu dzbanek z mrożoną herbatą.
- W takim razie na pewno znasz się na samochodach.
- Hmm... trochę - przyznał Charlie. - Na razie się uczę. Nie twierdzę, że chcę się tym
zajmować do końca życia, ale w tej chwili lubię to, co robię.
- A czym chciałbyś się zajmować w przyszłości? - zapytał pan Cameron.
- Interesują mnie alternatywne zródła energii. Kiedyś chciałbym zajmować się
badaniami lub promowaniem ekologii wśród firm, które produkują energię. Podobają mi się
prace nad napędem elektrycznym w samochodach i temu podobne wynalazki.
- Hm... - Pan Cameron pokiwał z uznaniem głową. - Bardzo ambitne pomysły.
Wszyscy powinniśmy pomagać środowisku naturalnemu, zamiast je niszczyć, jak to dziś się
dzieje.
Ech, gdyby mój tato był tak wyrozumiały jak pan Cameron, pomyślał Charlie. Ojciec
chciał, żeby Charlie, gdy skończy trzydzieści lat, przejął po nim interes. Charlie
odpowiedział, że zgodzi się pod warunkiem, że będą zajmować się serwisowaniem
samochodów z napędem elektrycznym lub wietrznym.
- Prawdę mówiąc, sam myślałem o zakupie samochodu z napędem elektrycznym, ale
w garażu mamy już dwa auta, których nie chciałbym się pozbywać. Jedno z nich to
volkswagen garbus z 1968 roku - powiedział z dumą pan Cameron.
- Naprawdę? - Charlie udał zaskoczenie. - To wspaniały samochód. - Lilly kopnęła go
pod stołem w kostkę. - Zawsze chciałem mieć taki model, wyglądają odjazdowo. Nigdy nie
prowadziłem garbusa. - Charlie wsunął rękę pod stół i chwycił Lilly za kolano. Jej usta
drgnęły w dyskretnym uśmiechu.
- Może któregoś dnia wybierzemy się razem na przejażdżkę - zaproponował pan
Cameron. - Chociaż ostatnio coś nierówno się prowadzi. Chyba będę musiał oddać go
mojemu mechanikowi do przeglądu.
Lilly wypuściła z ręki widelec. Widząc, jak marszczy czoło, Charlie miał ochotę
powiedzieć jej, żeby się nie martwiła. %7ładen mechanik niczego się nie doszuka.
- Pewnie to nic poważnego - pocieszył pana Camerona Charlie. - Ja bym się nie
martwił.
Uśmiechnął się do Lilly. Jej tajemnice były bezpieczne.
XII
- Pamiętasz, jak twój tato opowiadał historyjkę o tym jak sobie zrobił przed koncertem
tatuaż? - roześmiał się Charlie, kiedy po kolacji wyszedł z Lilly do samochodu. I jak rodzice
twojej mamy panikowali?
- Słyszałam to ze sto razy - jęknęła Lilly. - Tato uwielbia opowiadać tę historyjkę
moim znajomym.
- Wiesz, ja też mam tatuaż - przyznał się Charlie.
- No co ty! Naprawdę? Jaki?
Charlie kiwnął głową.
- To niedzwiedz. Pewnie by ci się nie spodobał. Nu nie wspominałem, bo pomyślałem,
że twoi rodzice mogliby kręcić nosem. No wiesz, co dobre dla twojego taty, niekoniecznie
musi być dobre dla mnie. Ale chyba to bez znaczenia, co o mnie sądzą.
- Chyba tak. Tato prawdopodobnie uznałby że jesteś jeszcze fajniejszy, niż mu się
wydawało. O ile to w ogóle możliwe. - Lilly zatrzymała się przed starym zdezelowanym
kombi. - Czy ty się kiedyś pokażesz dwa razy w tym samym samochodzie? Mam wrażenie, że
spotykam się ze sprzedawcą używanych samochodów - powiedziała i od razu poczuła, że
oblewa się rumieńcem. Na szczęście na dworze było już ciemno. - Och, to chyba uwaga nie
miejscu, bo i tak tu więcej nie przyjedziesz.
I tak naprawdę wcale się nie spotykamy. Nigdy się nie spotykaliśmy. Lilly sama już
nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Czy to była tylko gra? A może część tego
wszystkiego działa się naprawdę? Teraz, kiedy zakład został rozstrzygnięty, czy jeszcze
kiedyś spotka się z Charliem?
- To do zobaczenia w szkole - powiedział Charlie. - jak zwykle. Tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •