[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przykro mi.
- Wcale nie. Ale będzie ci przykro.
Zerknęła na Rossa, lecz jego twarz pozostała nieruchoma.
Wszedł pierwszy i gestem zaprosił ją do pokoju.
Pokój prezentował się nader przeciętnie, a wyposażenie
pamiętało lepsze czasy, lecz był ciepły i czysty. W niebie nie
mogłoby być lepiej.
- Czy oni nie będą sprawdzać każdego hotelu przy drodze? -
zaniepokoiła się. Zamknął drzwi na zasuwkę i postawił jej torbę
na podłodze.
- Można by się martwić, gdybyśmy zostali przy tej samej tra-
sie co poprzednio. Ale jesteśmy z powrotem przy między stano-
wej. Nie sądzę, aby namierzyli nas tu po nocy, bo zapewne skupili
się na drodze, którą jechaliśmy.
- Czy wiesz, dokąd dalej zmierzamy? Bo myślałam, że po
prostu idziemy przed siebie.
- Kiedy ostatnio brałem benzynę, przejrzałem mapę. Zawsze
warto wiedzieć, jakie się ma opcje. Jesteśmy dziewięć mil od
punktu startu i szliśmy w przeciwnym kierunku.
Dziewięć mil! Nic dziwnego, że nogi bolały ją jakby miały
zaraz odpaść!
- Rano wrócimy na właściwą trasę - dodał.
Tak daleko na razie nie sięgała myślą. Jutrzejszy ranek to
osobna historia. Zerknęła w kierunku łazienki.
- Chcesz pierwszy wziąć prysznic?
Poczuła na ramieniu stanowczą dłoń, przytrzymującą ją w
miejscu.
- Czy powiesz mi wreszcie, o co tam chodziło? Odpowiedz
była krótka:
- Nie.
Odwrócił ją ku sobie. Po raz pierwszy, odkąd go znała,
pokazał swój gniew. Była zbyt wyczerpana, by się wykręcać.
- Stało się, i już. Więcej ode mnie nie wyciągniesz.
- Czy nie uważasz, że powinienem przynajmniej wiedzieć, za
co zginę, kiedy dopadną nas następnym
razem?
- Nikt nie zmuszał cię, żebyś się w to mieszał. Sam się
prosiłeś. Możesz w każdej chwili się wypisać. Masz to szczęście,
w przeciwieństwie do mnie.
- Chyba wypowiedziałem się jasno. Jestem zamieszany w tę
sprawę tak samo jak ty.
- Doprawdy zabawne! Wątpię, aby ktoś ścigał ciebie, jeśli
zostawisz mnie i pójdziesz w druga stronę.
- Ale ja nie zamierzam odchodzić. Co oznacza, że będą
strzelać do mnie tak samo jak do ciebie.
- W takim razie miej pretensję wyłącznie do siebie - ucięła.
Chciała odwrócić się i odejść, ale nie puścił jej. Stała przed
nim, zdana na jego łaskę.
- Skąd u ciebie ten chłód? Przecież on odstrzelił człowiekowi
głowę.
- Niecałe dwanaście godzin temu gotów byłeś rzucić mnie na
pożarcie wilkom, byle dorwać tego faceta. Nie udawaj, że teraz go
żałujesz.
- Nie miałem problemów w rozgrywce z Taylorem. To
również moja sprawa. Ale jeśli ktoś jeszcze jest w nią wmieszany,
muszę wiedzieć, o co chodzi.
- Nie, nie musisz.
- Dlaczego chcesz decydować za mnie?
- Bo nie wszystko może zostać powiedziane. Teraz czujesz
tak, jak czujesz, ale gdybyś znał całą historię, zachowywałbyś się
inaczej.
Ross groznie postąpił krok w przód, aż ich ciała prawie się
zetknęły. Allie nie cofnęła się, choć górował nad nią swoją
potężną postacią. Nie mogła pozwolić, by zapanował nad nią.
- Powiedz mi, kim jesteś. Powiedz mi, kto jeszcze cię ściga -
naciskał.
- A jak nie powiem, to co? Grozisz mi, Ross? Mam wrażenie,
że każdy, kogo spotkam, chce mnie zabić. Czym jeszcze możesz
mi zagrozić?
- Tym.
Zanim zdążyła zareagować, chwycił ją mocno pod pachy,
uniósł w górę jak piórko i przyszpilił do ściany, tak że ich twarze
znalazły się na jednym poziomie. Serce zadudniło jej w piersi, gdy
napotkała mroczne spojrzenie mężczyzny. Kącik jego ust uniósł
się w ledwo dostrzegalnym uśmiechu. A potem zaczął ją całować.
Początkowo była zbyt zszokowana, by zareagować w jaki-
kolwiek sposób, gdy sycił się jej ustami. Wargi Rossa były
pożądliwe, zaborcze i wprawne. Z cichym westchnieniem uległa
tej presji, pozwalając, by język mężczyzny splótł się z jej
językiem, wijąc się w pieszczocie. Gdy zaczął skubać zębami jej
dolną wargę, z gardła Allie wydarł się zmysłowy jęk, który
wprawił w drżenie całe jej ciało. Gdzieś z oddali dobiegł ją cichy
chichot, pełen głębokiej satysfakcji. Teraz już nie dbała o nic.
Rozum i instynkt samozachowawczy wyparowały, ustępując
przed toksycznym zauroczeniem, które omotało jej umysł. Czuła
się pusta i ulotna jak bańka mydlana, niezdolna do myślenia, po-
wodowana czystym instynktem. Rozpalone ciało mężczyzny
lgnęło do niej każdym calem, każdym splotem twardych mięśni.
Potężna pierś napierała na jej piersi i czuła bicie jego serca,
równie szalone jak własne. Ten gwałtowny, galopujący rytm niósł
ich oboje coraz to szybciej.
Już nie trzymał jej; nie musiał. Oparł dłonie na ścianie, a ich
rolę przejęło kolano, która wcisnął pomiędzy jej uda, aż osiadła na
nim kroczem jak jezdziec, wijąc się zmysłowo i dając się ponieść
nowej burzy doznań. Ross wydawał się być wszędzie,
doprowadzając Allie do szaleństwa. Znów zagarnął jej usta.
Obrysował linie jej szczęki zachłannym czubkiem języka.
Podskubywał pieszczotliwie szyję.
Nieświadomym ruchem odchyliła głowę, aby odsłonić przed
nim miękką, czułą na dotyk skórę podgardla. Wsunęła mu dłonie
we włosy, naprowadzając głowę ku górze. Posłuchał, dążąc tam
tropem drobnych pocałunków. Zbłądził na prawo, obdarzając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]