[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kę Liz, rzucając w stronę Noaha zaciekawione spojrzenie.
- Powiedzmy, że na tegorocznym grillu z okazji Dnia
Pamięci ucięliśmy sobie z Noahem małą pogawędkę.
Coś o...
Noah jęknął, opierając głowę o skórzane oparcie fo
tela.
-...wyświadczeniu
rodzinie przysługi
przez
ślub
z tobą - dokończył Connor.
Liz wydała stłumiony okrzyk, a Allison patrzyła
z niedowierzaniem.
- Gdzie się podziała braterska lojalność? Mężczyźni,
którzy trzymają ze sobą?- rzucił w przestrzeń Noah ze
wzrokiem utkwionym w suficie.
- Skoro naigrawasz się z mojej przyszłej żony, męską
lojalność muszę schować do kieszeni - odparł rozba¬
wiony Connor. - Poza tym twój plan, by wydać Allison,
wprowadza sporo zamieszania również w moje życie,
więc należy ci się zemsta.
- Jak mogłeś, Noah? - spytała Allison. - Zresztą nie
ważne. To było retoryczne pytanie. Znam cię w końcu
od trzydziestu lat. Mogłam się tego spodziewać.
Quentin roześmiał się głośno.
- Pobita własną bronią. Ty też miałaś talent do swatania.
- Różnica polegała na tym, że ty i Liz byliście dla sie
bie stworzeni. Każdy to widział - żachnęła się Allison.
Niebezpieczny ochroniarz
Quentin i Noah wymienili rozbawione spojrzenia,
ale to Matt zaoponował:
- Nie chcę cię martwić, siostrzyczko, ale ty i Connor
ostatnio zachowujecie się jak dwa gołąbki pijące sobie
z dzióbków.
Twarz Allison pokryła się rumieńcem. A więc było
to aż tak widoczne dla otoczenia?
- Z tym akurat się zgodzę - poparła Marta Liz.
- A gdy dodamy do tego jeszcze historię twojej szcze:
nięcej miłości... - dokuczał jej dalej Noah.
Allison zignorowała brata i odwróciła się w stronę
Connora z udawanym grymasem oburzenia na twarzy.
- A ty jaką zemstę miałeś na myśli?
Connor otoczył ją ramieniem i pogłaskał po włosach.
-
Po prostu wiedziałem, że jeśli powiem ci o pro
pozycji Noaha, ty i Liz zdwoicie swoje wysiłki, by za¬
ciągnąć go przed ołtarz, a wtedy będzie mógł być tak
szczęśliwy jak ja teraz.
Noah zakrztusił się, a Quentin zachichotał.
- Zaczynasz nabierać nowego podejścia do małżeństwa,
stary przyjacielu. - Poklepał Connora po plecach.
Liz z aprobatą kiwnęła głową.
- Ty również wkrótce zmądrzejesz, zobaczysz - po¬
wiedziała do Noaha.
Noah wzruszył ramionami.
- Cóż, jeśli wierzyć rubrykom towarzyskim, w poszu-
Anna DePalo
kiwaniu tej jedynej już teraz umawiam się z każdą ko
bietą, którą spotkam - powiedział z grymasem obrzy
dzenia. - Szczególnie jedna gazeta lubi mnie opisywać
jako skrzyżowanie Casanovy z Rudolfem Valentino.
- To moja ulubiona. - Allison roześmiała się.
- W każdym razie - kontynuował Noah - wszystko
gra. Connor sam przed chwilą przyznał, że jest szale
nie szczęśliwy, a i ciebie nie widziałem w tak dobrym
humorze, odkąd... - podrapał się z zastanowieniem
w głowę - odkąd...
Ledwo uchylił się przed poduszką, którą Allison cis¬
nęła w jego stronę.
A jednak Noah miał rację.
Allison spojrzała na Connora, mając świadomość, że
miłość maluje się na jej twarzy tak samo wyraźnie jak
na jego.
- Wiesz, braciszku, chociaż żartujesz sobie ze mnie,
w tym przypadku masz rację. Nie przypominam sobie,
żebym kiedykolwiek była tak szczęśliwa.
Connor nachylił się, by ją pocałować. Allison wes¬
tchnęła cicho i przymknęła oczy. Tak, miłość to piękna
rzecz. W końcu przydarzyła się również i jej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]