[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmniejszyć prędkość poradził Lando. Jakiś wyciek energii wywołuje zakłócenia,
Przechodzimy na skan wizualny.
Przy tej prędkości to na nic. Będziemy lecieć prawie na ślepo.
Dwa ślepe X-skrzydłowce trafiły w ścianę, gdy szyb zwęził się jeszcze bardziej. Trzeci został
trafiony przez doganiające grupę myśliwce Imperium.
Zielony Dowódca! krzyknął Lando.
Słucham, Złoty.
Odłączcie i wracajcie na powierzchnię. Baza Jeden wzywa pomocy, a może ściągniecie
parę TIE z naszych ogonów.
Zielona Eskadra zawróciła ku bitwie krążowników. jeden imperialny myśliwiec poleciał za nimi
strzelając bez przerwy.
Z komunikatora dobiegł głos Ackbara.
Gwiazda Zmierci zmienia orientację, Wygląda na to, że zajmuje pozycję do zniszczenia
księżyca Endor.
Ile to potrwa?
Zero trzy,
Za mało! Braknie nam czasu!
Za chwilę braknie nam też szybu wtrącił Wedge.
Zciana coraz węższego tunelu otarła pancerz ,,Sokoła", Stracili pomocnicze dopalacze.
Niewiele brakowało mruknął Calrissian.
Gdzhng dzn przytaknął drugi pilot,
Ackbar patrzył w oszołomieniu na ekran wizyjny. W odległości kilku kilometrów eksplozje
ogarniały cały sektor rufowy Gwiezdnego Superniszczyciela. Statek Imperium miał kłopoty z
silnikami prawej burty,
Rozbiliśmy ich dziobową osłonę rzucił admirał do komunikatora. Próbujcie ostrzelać
mostek.
Eskadra Zielonych wyszła łukiem od dołu, od strony Gwiazdy Zmierci.
Cieszę się, że możemy pomóc, Baza Jeden! zawołał Dowódca.
Odpalić torpedy protonowe polecił Skrzydłowy,
Pociski trafiły w mostek ze zdumiewającą skutecznością. Reakcja łańcuchowa obejmowała
kolejne
stacje energetyczne w centralnym sektorze statku, a tęczowe kule wybuchów wstrząsnęły
kadłubem. Wirując jak bąk, ogromny Niszczy ciel runął ku Gwiezdzie Zmierci.
Fala uderzeniowa zagarnęła Zielonego Dowódcę. Niekontrolowany upadek Niszczyciela
pochłonął jeszcze dziesięć myśliwców, dwa krążowniki i statek kurierski. Gdy cała bryła trafiła w
końcu w powłokę Gwiazdy Zmierci, uderzenie było tak potężne, że stacja bojowa zadygotała.
Nastąpiły wewnętrzne eksplozje w sieci reaktorów, magazynów amunicji i korytarzy.
Gwiazda Zmierci zakołysała się po raz pierwszy w czasie swego istnienia. Kolizja z rozbitym
Niszczy -cielem była tylko początkiem. Nastąpiła blokada licznych systemów, prowadząca do
stopienia prętów w reaktorach, co spowodowało panikę załogi, porzucanie stanowisk, dalsze
awarie i ogólny chaos.
Unosił się dym, grzmot dobiegał ze wszystkich stron, ludzie biegali z krzykiem; zwarcia,
eksplozje, dehermetyzacja pomieszczeń; przerwy w łączności alarmowej, Ciągły ostrzał
powstańczych krążowników wzmacniał jedynie narastanie wszechobecnej histerii.
Imperator nie żył. Ośrodek zła, będący siłą scalającą Imperium, teraz zniknął. A rozproszona,
bezkie-runkowa ciemna strona prowadziła właśnie do tego.
Do zamętu.
Do desperacji
Do ślepego strachu,
Wśród tego zamieszania Luke zdołał się przedostać na płytę głównego lądowiska. Usiłował
przenieść ciężkie ciało ojca do imperialnego promu. W połowie drogi brakło mu sił. Padł pod
ciężarem,
Podniósł się z wysiłkiem. Jak automat podniósł ojca i chwiejnie ruszył ku jednemu z ostatnich
promów, jakie jeszcze pozostały.
Zatrzymał się znowu, opuścił Vadera na podłogę i zbierał siły do ostatniego etapu. Wybuchy
grzmiały coraz głośniej. Między filarami strzelały iskry; ściana wybrzuszyła się nagle i pękła, a
dym buchnął przez otwór. Drżała podłoga.
Vader skinął ręką.
Luke,,. pomóż mi zdjąć maskę. Chłopiec pokręcił głową.
Umrzesz.
Nic tego nie powstrzyma odparł słabym głosem Czarny Lord. Pozwól mi jeden raz
spojrzeć na ciebie. Chcę cię zobaczyć własnymi oczami.
Luke bał się. Bał, że zobaczy ojca takim, jakim jest naprawdę; osobę która potrafiła bez reszty
oddać się ciemności, tę samą, która spłodziła jego i Leię. Obawiał się, czy rozpozna Anakina
Skywalkera, żyjącego w duszy Dartha Vadera.
Vader bał się także. Bał się usunąć pancerną maskę, od tak dawna tkwiącą między nimi;
czarną, twardą powłokę, która od dwudziestu lat pozwalała mu istnieć, była głosem, oddechem,
wzrokiem... jego tarczą przed wszystkimi ludzmi. Teraz miał ją zdjąć, by przed śmiercią
spojrzeć na syna.
Razem unieśli ciężki hełm. Wewnątrz części twarzowej Luke musiał rozdzielić skomplikowany
system oddechowy, odłączyć od bloku zasilania modulator głosu i ekrany wizjerów. Jednak w
końcu maska znalazła się na podłodze i Luke spojrzał w twarz ojca.
To była smutna, zmęczona twarz starca. Aysy, bez zarostu, miał szeroką bliznę od czubka
głowy do potylicy, głęboko osadzone, mętne, ciemne oczy i trupio bladą skórę, która od
dwudziestu lat nie widziała
słońca. Starzec uśmiechnął się słabo; jego oczy zalśniły od łez. Przez chwilę był podobny do
Bena.
Luke na zawsze miał zapamiętać tę twarz. Widział w niej żal. I wstyd, Widział wspomnienie
lepszych dni. I grozy. I miłości.
Ta twarz przez całe życie była odcięta od świata. Przez całe życie Luke'a. Pomarszczone
nozdrza drgnęły, chwytając pierwsze słabe zapachy, Vader pochylił głowę, nasłuchując po
raz pierwszy bez elektronicznych wzmacniaczy. Luke cierpiał, gdyż jedynym dzwiękiem był
teraz huk eksplozji, jedynym zapachem ostra woń ozonu. Mimo to nastąpił kontakt. Czysty i
bezpośredni.
Dostrzegł, że patrzą na niego oczy starca. Azy parzyły chłopcu policzki, spadały na wargi
ojca. I ojciec uśmiechnął się, czując ich smak.
Vader widział, że syn płacze, i wiedział, że z przerażenia wyglądem twarzy, którą zobaczył po
raz pierwszy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]